Znani? Nieznani? – Stąd/ wywiad ze Zdzisławem Radzikowskim
- Rozmawiamy w pana domu, w pięknej nadbużańskiej okolicy. Czy to pana rodzinne strony?
- I tak, i nie. Urodziłem się w 1943 roku niedaleko stąd, ale za Bugiem, w Grannem. Ożeniłem się w 1970 roku, po ślubie zamieszkaliśmy u mnie. Do Wieski sprowadziliśmy się dopiero po 15 latach małżeństwa. Stąd pochodzi moja żona.
- Pierwszy kontakt z muzyką miał więc pan po tamtej stronie Bugu?
- O tak. Pochodzę z rodziny, w której muzykowanie przechodziło z pokolenia na pokolenie. Na skrzypcach grał mój ojciec Czesław, pradziadek z Putkowic o nazwisku Kosel, dziadek Radzikowski z Pełchu i stryj Michał. Drugi stryj - Jan był mistrzem gry na harmonii trzyrzędowej. Po nim tą umiejętność odziedziczył mój brat Edward. Poza ojcem wszyscy słuchowcy.
- A kiedy pan połknął muzycznego bakcyla?
- Ojciec zaczął mnie uczyć grania, gdy miałem 9 lat. Znał nuty, rozgrywał kompozycje z takiej gazety „Zielony sztandar”, ale ja wolałem ze słuchu i tak zostało do dzisiaj. Z nut nie grałem nigdy. Szybko pojmowałem to, czego uczył mnie ojciec i wkrótce grałem lepiej od niego.
- Nie pierwszy to przypadek, że uczeń przerósł mistrza.
- Jak miałem 9 lat, pierwszy raz grałem na zabawie. Niedaleko stad, w Krzemieniu. Potem, na drugi dzień, w Dzierzbach i zaraz w Łazowie. Grało się wtedy przy lampie naftowej. Były to po wojnie, ludzie szukali rozrywki, chcieli zapomnieć o ciężkich czasach. Takie potańcówki organizowano wtedy często. Grywałem też na „tłokach”- to takie zakończenie wspólnej pracy przy wykopkach. Gospodarz urządzał imprezę za bezpłatną pomoc przy pracy w gospodarstwie. To była zabawa! Po robocie tańczyli całą noc, jedli bliny, pieczoną kiszkę ziemniaczaną, pili piwo jałowcowe, czasem gorzałkę. To dawne czasy, byłem młody, grałem z ojcem jeszcze wtedy.
Coraz częściej grałem na spotkaniach rodzinnych, weselach i różnych imprezach, w różnych kapelach. Wesela wtedy trwały kilka dni. Pamiętam z lat 70 tzw. „banki miast”. Wtedy byłem członkiem kapeli „Sidory”. Występowaliśmy nawet w górach, w Warszawie i w okolicznych miastach – Siemiatyczach, Białymstoku, Kolnie. Później zakładałem własne kapele Pierwszy zespół był dwuosobowy – skrzypce i harmonia trzyrzędowa. Potem wzbogacaliśmy brzmienie o bębenek, saksofon, drugą harmonię.
- Czy w życiu dorosłym zamiłowanie do muzyki pozostało? Nie miał pan przerwy w graniu?
- Wtedy, kiedy budowałem dom, czyli w latach osiemdziesiątych, zaprzestałem grania na imprezach, co nie znaczy, że nie wziąłem smyczka do ręki. Granie było i jest moją pasją.
- Widzę u pana w domu różne instrumenty. Proszę powiedzieć o swoich skrzypcach.
- Pierwsze skrzypce, na których grałem jeszcze jako dziecko, dostałem od ojca.
Były własnej roboty, z odpowiedniej deski, struny miały z drutów telefonicznych. Później kupiłem już prawdziwe, polskie skrzypce. Jeszcze później grałem na skrzypcach pana Bolesty z Kamianek zza Buga. Kupiłem je od jego syna, który mieszkał w Niemirkach i też trochę grał. Dziś już na nich nie gram, ale zachowałem jako pamiątkę. Według specjalistów mają ponad 1o0 lat, pochodzą z Austrii, nazwa STEINER. Można na nich jeszcze grać, a kupiłem je zniszczone, wyremontowałem a właściwie zrobił to pewien lutnik. Teraz mam skrzypce rumuńskie, kupione w Anglii.
Cennym instrumentem jest też pedałowa czterorzędowa harmonia Kazimierza Jedynaka.
- Z czyjej inicjatywy powrócił pan do muzycznej aktywności?
- Namówiła mnie pani Wanda Księżopolska z Siedlec. To dzięki niej zacząłem pojawiać się na różnych przeglądach i konkursach.
- Widzę tutaj różne pokonkursowe trofea. Powrót na muzyczną scenę był więc udany?
- Prawie zawsze znajdowałem się w czołówce. Właściwie od kilku lat nie schodzę z podium, jestem albo pierwszy, rzadziej drugi lub trzeci, w najgorszym razie wyróżnienie. A dyplomów mam ponad sto. W tym roku na przykład na różnych przeglądach zająłem 3 razy pierwsze miejsce, dwa razy drugie. Największym moim dotychczasowym osiągnięciem było zdobycie w 2005 r. głównej nagrody - „Złotych basów” i pierwszego miejsca w ogólnopolskim Konkursie Kapel i Śpiewaków Ludowych Regionów Nadwiślańskich „Powiślaki” w Maciejowicach, w kategorii soliści instrumentaliści. Wymagało to wielu lat ćwiczeń, więc tę nagrodę bardzo cenię. Na drugi rok w Maciejowicach mam być w kapitule nagród, ponieważ uczestniczę w konkursie już ze 20 lat.
- A prestiżowy ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu ?
- Zakwalifikować się tam jest bardzo trudno. Po przesłuchaniach dwukrotnie byłem tam kwalifikowany. W 2003 r. zdobyłem w Kazimierzu drugie miejsce, w 2006 pierwsze. Brakuje mi już tylko do kolekcji „Baszty” – głównej nagrody na tym festiwalu. W ostatnich dziesięciu latach zdobywałem też pierwszą lub drugą nagrodę na Mazowieckim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Mińsku Mazowieckim jako solista instrumentalista. W tym roku mam I miejsce, to już ścisła krajowa czołówka. Występuję też bliżej – Wiśniew, Repki, Sokołów, Kosów, Sterdyń. Te festiwale są dla mnie źródłem dużej satysfakcji, ale też, nie ukrywam, wiążą się z nagrodami pieniężnymi. I tak się występuje na okrągło, w sezonie zdarzały się i trzy występy w tygodniu. Czasami jeżdżę z zespołem „Sterdyniacy” z młodą parą bryczką do ślubu i przygrywamy im, żeby było wesoło. Takie dawne zwyczaje powracają.
-Właśnie o to chciałam zapytać. Od kilku lat gra pan w kapeli „Sterdyniacy”…
- Ta kapela istnieje już pewnie 12 lat. W ośrodku kultury w Sterdyni zaopiekowała się nami pani dyrektor Marianna Kobylińska. Ostatnio kupiła nam nowe stroje podlaskie. W Sterdyni mamy dobry klimat do wspólnego grania.
- Kto tworzy kapelę „Sterdyniacy”?
- W skład kapeli wchodzą Jan Karaś z Kosowa Lackiego - saksofonista z ponad czterdziestoletnim doświadczeniem, Antoni Kotowski z Seroczyna Sterdyńskiego - grający od 14 roku życia akordeonista, Jerzy Mielaniuk z Kosowa Lackiego - perkusista, który w kapelach gra od 16 roku życia. Ja jestem najstarszy wiekiem i doświadczeniem. Razem gramy bardzo często, nie tylko w naszym powiecie. Zapraszają nas na różne imprezy. Na przykład w Siemiatyczach zagraliśmy ramach akcji „Muzyka na ulicy”, w Brańsku, w Spotkaniu Muzyków Weselnych. Gramy też w innych miejscowościach. Wszyscy jesteśmy słuchowcami, nut nie potrzebujemy. Ja czasami, jeśli nie pokrywają się terminy, występuję z innymi kapelami, na przykład z „Zabuzakami” z Siemiatycz. Zaproszeń nie brakuje. W tym roku niedawno byliśmy jako kapela „Sterdyniacy” w Siedlcach na targach rolnych, zagraliśmy w Sabniach na uroczystości z okazji złotych godów. Już niedługo wystąpimy w Sokołowskim Ośrodku Kultury na tradycyjnej imprezie „Jesień na Mazowszu i Podlasiu - Festiwal Kuchni Regionalnej”.
- Wiem, że ludowe kapele ostatnio przeżywają renesans. Są konkursowe zmagania lub występy prawie na każdym festynie, dożynkach. Skrzypków jednak jest chyba mało?
- To prawda, są akordeoniści, harmoniści, a ze skrzypków zostałem w okolicy ja sam. Kiedyś grali Suchodoły z Nowomodnej, ja z nimi chodziłem już od czternastego roku życia, Ewiak, Kanabrodzki, Żero z Teofilówki, Ziuniek z Wierzchucy, Czesiek Kotowski z Seroczyna. Już nie żyją. Dodam jeszcze, że jest dużo zespołów, którzy nazywają siebie kapelami ludowymi jednak prawdziwa kapela powinna mieć następujący skład: skrzypce, trzyrzędowa harmonia, bębenek, klarnecik. Właściwie wystarczą skrzypeczki do kapeli. Według przepisów Sterdyniacy też nie są kapelą. Wiem to od pani Księżopolskiej i profesorów. Komisje na festiwalach zawsze cenią bardziej to, co ludowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie, a nie na przykład kompozycje Wesołowskiego, Chruszcza, Stecia. A przesłuchują nas sami znawcy, aż nogawki drygają przed nimi: profesorowie z Lublina, pani Alicja Jankiewicz z Mazowieckiego Centrum Kultury i inni. W Brańsku jest jeszcze człowiek, który gra na pedałowej harmonii – Tadeusz Walisiak i Stanisław Ptasiński z Wielgolasu powiat Mińsk Mazowiecki. On też muzykuje od dziecka.
- Skąd bierze pan repertuar? Znawcy mówią, że jest bardzo cenny i bogaty.
- Gram głównie to, co pamiętam z dzieciństwa, to, co grał mój ojciec, dziadek, pradziadek - podlaskie polki, dziś już niewielu osobom znane, stare oberki. marsze – mamy ich w repertuarze z dziesięć. Te utwory maja swoje tytuły, ale nie wiadomo, kto je nadał: „Po zagonach”, „Michałowa”, „Modry len”, „Dwaj przyjaciele” i inne. Jak trzeba, zagram teżpopularne melodie, utwory tzw. biesiadne. Jest w moim repertuarze taki utwór kontro. Składa się z ośmiu części, ja potrafię zagrać tylko cztery, mój ojciec grał wszystkie.
- Jakie ma pan inne zainteresowania?
- Lubię przyrodę, pracę na roli. Mam spore gospodarstwo, pomagam też żonie i synowi w agroturystyce. Urządziliśmy otoczenie domu tak, żeby nasi goście chcieli tu wracać. Agroturystykę prowadzimy od 2012 roku.
- Myślę, że jest pan doskonałą wizytówką tego miejsca. Wystarczy posłuchać pańskiej gry, subtelnej, pełnej ozdobników, widać, ze płynącej z serca.
- Zapraszam każdego, komu bliski jest dźwięk skrzypiec, i nie tylko. Gospodarstwo położone jest nad samym brzegiem Bugu. Miejsce bardzo urokliwe, obok jeziorko - starorzecze Bugu, można powędkować. Podczas pobytu tutaj na pewno nie zabraknie muzyki. Gościom organizujemy ogniska, grillowanie, pływanie po Bugu i przejażdżki bryczką. Zapraszamy też na krótki, kilkugodzinny odpoczynek i wiejskie domowe jedzenie.
- Wrócę jeszcze do pańskiego muzykowania. Czy przekazał pan swoje umiejętności komuś z rodziny, a może uczniom?
- Jak do tej pory nie. Mój ojciec miał uczniów, ale do mnie jak do tej nikt się nie zgłaszał. Na akordeonie uczył się grać mój najmłodszy syn. Na kilkudniowych warsztatach w Wigrach od kilku lat uczę grania Studentów Akademii Muzycznej. W tym roku byłem na takich warsztatach w Krasnopolu na Suwalszczyźnie, w ramach VII edycji Festiwalu Kultury Tradycyjnej. Pojechałem z harmonistą Brańska i skrzypkiem z Zakalinek. Uczyliśmy nawet studentki ze Szwecji.
- Na pewno daje to panu satysfakcję.
- Oczywiście.
- Życzę więc życzę panu jak najwięcej radości z bezpośredniego kontaktu z muzyką i zdobycia nagrody głównej na najbliższym festiwalu w Kazimierzu.
- Dziękuję serdecznie.
- A ja dziękuję za rozmowę i zachęcam czytelników do posłuchania w Internecie, jak gra jeden z najlepszych w Polsce skrzypków ludowych.
Rozmawiała Jadwiga Ostromecka
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu