29
2022
2012-04-06

Znani? Nieznani? – Stąd/ wywiad z panem Mieczysławem Mazurczakiem


- Jakie było pana dzieciństwo?

- Bardzo trudne  i ciężkie. Wojna, okupacja. Urodziłem się w 1928 roku we wsi Bałki, parafia Nieciecz, na kolonii. Było nas ośmioro, ja prawie najmłodszy. Rodzice mieli gospodarstwo. Ojciec zmarł, gdy miałem trzynaście lat, zostaliśmy tylko z mamą. Teraz  rodzinnych zabudowań  została już  tylko kapliczka wzniesiona przez mojego brata Edwarda jako wotum dziękczynne za szczęśliwy powrót z łagru na Uralu.

- Historia życia pana brata to temat na oddzielną opowieść i może już wkrótce czytelnicy Wieści Sokołowskich  o tym przeczytają. Czy brat, miłośnik koni, polowań był dla pana wzorem i nauczycielem stolarskiego rzemiosła?

- Trochę tak. Brat był stelmachem – kołodziejem, robił drewniane wozy, sanie i wyposażenie do konnych pojazdów. Jeszcze w domu rodzinnym wykonywaliśmy drobne usługi dla okolicznych rolników. Ja już w tym czasie snułem plany zbudowania tartaku do przecierania drewna. Miałem wtedy 16 lat. Tak zwany gater był moją pierwszą większą konstrukcją. Plany zrobiłem własnym pomysłem i wyliczeniami, bez urządzeń i narzędzi specjalistycznych. Potem ręcznie, używając tylko własnych narzędzi ciesielsko-stolarskich, robiłem drewniane modele kół zębatych, trybów, walców, które ciągną kloc i  odlewałem je u Latka w Siedlcach. Wykorzystałem silnik spalinowy, piły  i drewniane ramy. Ukończyłem go w wieku 18 lat. Potem oddałem bratu, który wrócił z Uralu. Tartak służył okolicznym mieszkańcom bardzo długo. Jak byłem młody, to zajmowałem się też  obsadzaniem kieratów w wielu gospodarstwach, naprawiałem stare i robiłem nowe młocarnie i inne urządzenia do czyszczenia zboża, naprawiałem budynki stare i wznosiłem nowe

- Niewiarygodne. Gdyby nie wojna, to byłby pan inżynierem – konstruktorem. Czy ktoś próbował  ściągnąć od pana jakiś pomysł?

 

- Nie tak łatwo to zrobić.

 

- A czy myślał pan o składaniu wniosków racjonalizatorskich, opatentowaniu jakichś wynalazków?

 

- Nie. Próbował jeden, z Rogowa, też konstruktor, w Warszawie załatwić to, ale nic nie wskórał. W Polsce chyba nie bardzo wynalazki kogokolwiek interesują. Może za granicą łatwiej, ale ja o tym  nigdy nie myślałem.

 

- Widzę tutaj kilkanaście różnych urządzeń stolarskich. Wiem, że są pana konstrukcji. Czy ma pan ukończoną jakoś szkołę specjalistyczną albo kurs, czy jest pan samoukiem?

 

- Ja tak sam do wszystkiego dochodziłem. Kurs to tylko BHP. W dzieciństwie ukończyłem 3 -klasową szkołę w Wierzbicach. Była wojna. Później, już w Niecieczy, wieczorowo  „zaliczyłem” 7 – klasową szkołę podstawową.

 

- Od dawna mieszka pan w Niecieczy?

- Od 1960 roku. A tam, gdzie się urodziłem, to już się nie chce zaglądać. Pusto. Jak się przeprowadziłem z Bałk do Niecieczy, to w terenie już mało robiłem, częściej w warsztacie różne usługi stolarskie. Co było potrzebne okolicznej ludności – wyrabiałem. Wyuczyłem 8 uczniów w swoim warsztacie.

 

- Jako dorosły człowiek czym pan jeszcze się zajmował?

 

- Przeważnie pracą, starałem się nie zmarnować swoich zdolności.  Po powrocie z wojska wznosiłem już tylko nowe budynki. Pierwszy w 1953. Zbudowałem 12 domów,  5 budynków gospodarczych oraz wykonałem wiele dachów.

 

- A gospodarowanie na roli?

 

- Tę pracę  też starałem się wykonać solidnie, ale  bardziej interesowało mnie konstruowanie.

 

- Stoimy przy największej maszynie do obróbki drewna w pańskim zakładzie. Kiedy powstała i jak długo to trwało?

- Ukończyłem ją w 2006 roku, projekt powstawał od końca grudnia do lutego, a jesienią  już działała. To prawdziwy kombajn do obróbki drewna. Ma w sobie 12 silników. Wszystko musiało być precyzyjnie zaplanowane, rozrysowane, żeby działało. Zdarzało się, że udoskonalałem maszyny fabryczne. Na przykład szlifierkę do gładzenia powierzchni płaskich zaraz po zakupie rozkręciłem, przeliczyłem obroty w reduktorze, zwolniłem posuw i teraz może pracować siedem razy wolniej i dzięki temu jest dokładniejsza.

- Czy jeszcze pan zajmuje się wynalazkami?

- Tak, chcę wciąż pogłębiać swoja wiedzę i rozwijać umiejętności. Tej zimy skonstruowałem  jeszcze maszynę do obrabiania drobnych elementów przy tzw. węgłach  drewnianych domów. Zaczynamy je budować i już niedługo postawimy jeden na reklamę. Ta maszyna  elegancko ucina, równiutko. Teraz nikt by tak siekierą nie potrafił obrobić, kiedyś to umieli.

- Ile maszyn stolarskich pan wykonał?

- Jest ich pewnie ze 30. Między innymi maszyna do boazerii.  Na tym terenie boazerię zaczynałem robić jako pierwszy.  Mojego wykonania są też: krajzega, czterostronna maszyna do heblowania, urządzenie do sztamowania otworów,  szlifierka do drewna, szlifierka do metalu, dwa rodzaje równarek, frezarka, 3 suwnice, tokarka do toczenia tralek. Projektowałem też całą konstrukcję wyciągów do odpylania. Szablony do tralek to też moja robota. Wszystkie maszyny są szczelnie zabudowane, aby zminimalizować ryzyko wypadku.

- A jakieś sprzęty rolnicze?

- Też. Dawno temu zrobiłem  kilka sztuk młynków do śruty, młocarnie, wialnie do czyszczenia zboża. Remontowałem też uszkodzone narzędzia rolnicze.

- Czy poza obrabianiem drzewa zajmował się pan wykonywaniem  mebli, elementów wyposażenia wnętrz? Czy był na to czas?

- O tak. Na przykład konfesjonały, schody na chór, ławki w kościele w Niecieczy, ławki w kościele w Miedznie to moja robota. W domu jest kilkanaście sztuk mebli. Samych krzeseł wykonałem kilkadziesiąt. Dom też jest mojego pomysłu. Według  moich rozrysowanych planów architekt sporządził  projekt.

- Wróćmy do dawnych czasów. Czy służył pan w wojsku i czy tam poznali się na pańskich zdolnościach?

- Do wojska poszedłem 5 pażdziernika 1949 roku, służyłem 37 miesięcy.  Tam też wykonywałem różne usługi, naprawiałem i udoskonalałem sprzęt szkoleniowy. Malowałem kolegom portrety i dzięki temu zarobiłem parę groszy. Pamiętam, że wykonywałem gazetki ścienne na świetlicy, remontowałem tarcze do strzelania, meble. Jesienią wróciłem z wojska i od razu zacząłem stawiać dom. Potem go sprzedałem, został przeniesiony do Niewiadomej.

- Starcza  panu czasu na inne zainteresowania?

- Praktycznie cały czas poświęcam stolarstwu, bo samo nic się nie chce zrobić. Interesuje mnie też to, co się w świecie i kraju dzieje,  i powiem, że to, co mamy teraz,  bardzo mi się nie podoba. Przydałoby się władzę udoskonalić.

- To już temat na inną rozmowę. Zapytam jeszcze o następców?

Przekazałem warsztat zięciowi, Bolesławowi Pietrzykowskiemu, ale nadal pomagam.  Pomaga też Paweł, dorosły już wnuk.

 Planuje pan jeszcze  skonstruować jakąś maszynę?

- Jak zdążę, to może coś wymyślę, na przykład tokarkę do filarów. Taką, żeby obtoczyć duży kloc. Muszę też wyszykować niekompletną tokarkę do metalu. Jakbym zdążył, to bym jeszcze  to zrobił dla moich następców. Chciałbym, żeby tradycja nie zginęła. staram się ulepszac maszyny, żeby jakość wyrobów była dobra, żeby klienci byli zadowoleni. Moje maszyny pozwalają realizować różne zamówienia. Cieszę się, ze zaczynamy teraz budować domy drewniane. Mam doświadczenie w ich wznoszeniu.

- Planów jest więc dużo, ale kiedy patrzę  na pana, to nie mam wątpliwości, że uda się je zrealizować, czego serdecznie życzę. Dziękuję za rozmowę i prawdziwie staropolską gościnność.

Rozmawiała Jadwiga Ostromecka

 

 

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe