2015-03-30
Znani? Nieznani? - Stąd/ Wywiad z Nadleśniczym Robertem Płockim
Robert Płocki jest Nadleśniczym Nadleśnictwa Sokołów. Opowie o swojej pasji, funkcjonowaniu przedsiębiorstwa i niepokojach związanych z nowelizacją ustawy o Lasach Państwowych.
- Nie ukrywam, że bezpośrednią przyczyną naszej rozmowy była tocząca się w Polsce dyskusja o przyszłości Lasów Państwowych. Zanim porozmawiamy o tym, proszę opowiedzieć o sobie. Zakorzenił się pan już na Podlasiu, ale wiem, że nie pochodzi pan stąd…. Czy życie osobiste przygnało pana tutaj?
- Z żoną [Mira Płocka jest Dyrektorem Delegatury WFOŚiGW w Siedlcach] jesteśmy jakby z jednej piaskownicy, wspólnie chodziliśmy do szkoły średniej, ukończyliśmy tę samą uczelnię (SGGW), a naszymi losami pokierowało moje życie zawodowe. Pochodzę z Kłodawy w Wielkopolsce, ale meandry życia zawodowego czyli tułaczy los leśnika przygnały mnie tutaj.
- Czy od początku swojej edukacji wiedział pan, że zostanie leśnikiem?
- Nie, nie. Miałem zostać inżynierem-mechanikiem. Ukończyłem Liceum Ogólnokształcące, potem trzy lata studiowałem na Politechnice Warszawskiej. Wybór tego kierunku studiów był taki „z automatu”, bo nie miałem problemów z przedmiotami ścisłymi. Wtedy leśnictwo jeszcze mnie nie interesowało. Dopiero w trakcie studiów politechnicznych, kiedy zapoznałem się bliżej z tym, czego mogę dowiedzieć się na Wydziale Leśnym, zmieniłem swoje plany. Moja przyszła żona studiowała na Wydziale Rolniczym SGGW i często tam bywałem, a przy okazji, oczekując na spotkanie miłości swego życia, tam właśnie się zapuszczałem. Ostatecznie w 1989 roku ukończyłem Wydział Leśny w SGGW. Podobną drogą kroczy mój starszy syn. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim fizykę, a teraz jest studentem Politechniki Warszawskiej i szczęśliwie kończy Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych.
- Nie żal panu było porzucać studia na politechnice?
- Politechnika to nie studia - to szkółka i to bardzo ciężka. Nieustanna nauka, laboratoria i projekty. Ostatecznie podjąłem dobrą decyzję, mój zawód jest moją pasją. Bycie leśnikiem to samorealizacja i największa radość, ja nawet poza pracą jestem leśnikiem. Całe zawodowe życie mieszkam w lesie i nawet czas wolny tu spędzam. Studia wspominam jako najpiękniejszy okres w moim życiu i bardzo często do niego wracam. Żałuję czasem, że nie związałem się z nauką leśną - były takie propozycje i dobre początki, ponieważ moja żona wówczas juz pracowała naukowo w katedrze botaniki, a mnie mój promotor składał bardzo ciekawe propozycje naukowe. Wówczas mnie interesowała praca w tzw. terenie i tak też się stało i trwa do dzisiaj.
- Skąd wzięła się ta pasja?
- Myślę, że narodziła się już w dzieciństwie za sprawą mojego taty. Jest on ekonomistą, a poza tym wędkarzem i grzybiarzem. Pamiętam z dzieciństwa, że mnóstwo czasu spędzaliśmy nad jeziorami, w leśniczówkach. Ojciec miał zwyczaj każdego roku wywożenia mnie i mamy (ku jej wielkiemu zadowoleniu) w absolutnie odludne leśne miejsca - głównie na Mazury. Może miało to związek z tym, że moja rodzinna okolica to teren bezleśny? Do dzisiaj byłe woj. konińskie ma najniższą lesistość w kraju – ok. 5%. Mazury nie były wtedy jeszcze takie modne, jeziora były pełne ryb, a woda miała krystaliczną czystość. Od dzieciństwa interesowało mnie to, po czym w lesie stąpam, jakie są gatunki drzew... Jednak dopiero na Wydziale Leśnym profesjonalnie nauczono mnie odkrywania tajemnic przyrody.
- Po ukończeniu studiów trafił pan do Sokołowa?
- O nie, nie. Najpierw była realizacja marzeń. Byłem zakochany w Puszczy Augustowskiej. Ta miłość powstała na kanwie zdjęć Włodzimierza Puchalskiego, słynnego polskiego fotografika. Wychował on swojego następcę, Włodzimierza Łapińskiego - leśnika, ale też fenomenalnego artystę-fotografika. Wydał on wiele albumów pokazujących przyrodę Puszczy Augustowskiej. Tam po ukończeniu studiów skierowałem swoje kroki i tam 3 lata pracowałem w Nadleśnictwie Głęboki Bród, wspinając się powoli po ścieżce kariery zawodowej. Mieszkałem z rodziną w geometrycznym środku puszczy w gajówce, „gdzie wilki ryczą do rynny”, w cudownych okolicznościach przyrody. To dla mnie było spełnienie marzeń, bo nagle znalazłem się w tych obrazach, w tej fotografii Puchalskiego i Łapińskiego, (tego ostatniego miałem przyjemność poznać osobiście). Trafiłem na wspaniałych szefów, cudownych ludzi, – „Suwalszczaków”. Mam wspaniale wspomnienia z tego okresu i wielu wciąż mieszkających tam przyjaciół.
- Wydaje mi się, że w ogóle ludzie lasu są pozytywni…
- Bo wie pani, my leśnicy trochę zakręceni jesteśmy. Na własny użytek ukułem sobie taką teorię, że człowiek szlachetnieje i delikatnieje, jak obcuje na co dzień z czymś tak pięknym jak przyroda. Dla mnie przyroda to jest coś wyjątkowego, to wymierny dowód na istnienie Boga. A leśna przyroda jest potężna, bardziej widzialna, chociaż niekoniecznie bogata. Najbogatsze są ekosystemy wodne. Ale to w lesie człowiek odpoczywa psychicznie. Te kształty, barwy zmieniające się w różnych porach roku, ta cisza, klimatyczność lasu, zwłaszcza borów. Na podstawie badań naukowych określono stopień wpływu relaksacyjnego poszczególnych siedlisk i okazuje się, że sosnowe bory, dość ubogie, jeśli chodzi o roślinność, są najbardziej klimatyczne. W lasach cennych z punktu widzenia gospodarki – dębowych, jesionowych, grabowych, człowiek się wcale za dobrze nie czuje. To w borach sosnowych olejki eteryczne wydobywające się z żywicy dają nam poczucie zrelaksowania, spokoju i ulgi.
- Wróćmy jednak do Głębokiego Brodu…
- Z powodu choroby syna musieliśmy się stamtąd przeprowadzić bliżej cywilizacji. Trafiliśmy do Kampinoskiego Parku Narodowego. Po dwóch latach wróciliśmy do lasów państwowych, do Nadleśnictwa Krynki na Białostocczyźnie, potem Nadleśnictwo Płock. W1997 roku sprowadziliśmy się do Sokołowa. Zaoferowano nam mieszkanie w leśniczówce Przeździadka. Teraz, od ponad 10 lat mieszkamy w dawnej leśniczówce na Stasinie. Tę leśniczówkę kiedyś kupiłem i staraniem całej rodziny wyremontowałem. Na tej ziemi mieszkam od 18 lat, więc chyba się zakorzeniłem.
- Nie ciągnęło pana w rodzinne strony?
- Trochę tak, zwłaszcza do Wielkopolski jako krainy wewnętrznie uporządkowanej. Wszak to moje dzieciństwo, młodość, szkoła średnia. Ja jednak bardzo lubię „ścianę wschodnią”. Tutaj ludzie są serdeczni, życzliwi i nieprawdopodobnie pracowici. Trochę mi się tęskni do tamtego nizinnego krajobrazu. Jednak prawie całe zawodowe życie spędziłem na wschodzie Polski. Teraz mieszkam pozornie jak na wygnaniu - na końcu drogi, do najbliższego sąsiada mam ponad kilometr. Trzeba sobie radzić, co jest trochę trudniejsze w warunkach zimowych. Jesteśmy z żoną zachwyceni tym miejscem, cieszę się, że Mira akceptuje moje pomysły na to odludne mieszkanie.
- Jaka jest specyfika sokołowskiego nadleśnictwa?
- To jest emanacja lasów Mazowsza, mimo że jesteśmy na Podlasiu. Tutaj jest bardzo duży obszar lasów niepaństwowych – ok. 18 tys. ha (państwowych - 7, 2 tys. ha). Mamy 500 kompleksów leśnych, są one różnorodne pod względem obszarowym, siedliskowym i gatunkowym. Nadleśnictwo jest więc bardzo barwne, interesujące dla leśnika, bo problemów, które przed nami stoją codziennie, nie brakuje. I daje to dużą satysfakcję z wykonywanej pracy. Każdy z nas, leśników, chciałby pracować w pięknym puszczańskim nadleśnictwie, gdzie las się zaczyna w jednym miejscu, a kończy po kilkunastu kilometrach. Ale to łatwizna. Tutaj mamy różne uciążliwości i większe są wobec nas wymagania. Wobec leśniczych i kadry zarządzającej. A przyrodę mamy równie piękną, a na dodatek bardziej złożoną, bo ilość ekotonów czyli granic ekosystemów jest obfita i powoduje mnogość różnych gatunków zwierząt, roślin, nisz ekologicznych i siedlisk. Wobec powyższych uwarunkowań niemal każda czynność gospodarcza niesie za sobą konieczność rozwiązywania bardzo wielu problemów. Leśniczowie w naszym nadleśnictwie pracują bardzo ciężko. Zadania coraz większe, a czasu tyle samo. Las, którym się zachwycamy, jest niewątpliwie piękny i jawi nam się jako ten biblijny Eden, ale my go tak odbieramy jak jest piękna pogoda. Tymczasem leśnicy są w nim są każdego dnia - zwłaszcza w okresie późnej jesieni i zimy pracy najwięcej.
- Leśnictwo przez laika odbierane jest jako nasadzanie drzew, potem pozyskiwanie drewna. Jak ta praca wygląda „od podszewki”?
- Boli mnie bardzo mitologizowanie naszej pracy. Juz dawno zmienił się ten wszechobecny wizerunek leśnika - wesołka z wąsami przechadzającego się po leśnej kniei z flintą na ramieniu. Dzisiejsze leśnictwo to najnowocześniejsza technologia, informatyka, geomatyka, genetyka. Dysponujemy absolutnie doskonałym narzędziem informatycznym - leśniczowie przekazują w drodze transferów dane o stanie lasu i jego zasobach. Są one przetwarzane i filtrowane, a potem w formie raportów dają bieżącą informację. Wiem o każdym zdarzeniu gospodarczym prawie w czasie rzeczywistym. Praca leśnika to nieustanne monitorowanie lasu, opisywanie jego stanu. Zajmujemy się też mierzeniem naszych zasobów, inwentaryzowaniem roślin i zwierząt, bo dobre rozpoznanie daje dużo informacji, które uwzględniamy przy prowadzeniu gospodarki leśnej. Musi być ona oparta na zasadach równoważenia interesów ochrony przyrody i potrzeb człowieka oraz dobrym gospodarowaniu zasobami naturalnymi. Czujemy się odpowiedzialni za stan przyrody. Jeśli gdzieś lokalizujemy jakieś zabiegi, kryterium jest zawsze to samo - dobro lasu, przyrody. Z raportu o stanie lasów bezsprzecznie wynika, że jest on coraz bogatszy, piękniejszy, zasobniejszy. Pozyskujemy tylko część przyrostu rocznego (około 60%). Zapasy rosną. Podkreślić należy, że jesteśmy jednym z większych pracodawców na tym terenie. Wprawdzie bezpośrednio zatrudniamy tylko 36 osób, ale do tego dochodzi dziesiątki firm współpracujących oraz setki nabywców drewna i setki rodzin zaopatrujących się w opał. Łańcuch ludzi związanych z nadleśnictwem jest więc długi.
- Nadleśnictwo Sokołów angażuje się też w różnorodne działania edukacyjne. W środowisku was widać…
- Edukacja leśna to jedna z podstawowych funkcji w pozaprodukcyjnym obszarze naszych działań. Przynosi efekty, co cieszy tym bardziej, że jesteśmy małym nadleśnictwem. Uczymy prawdziwego postrzegania pracy leśnika i spraw związanych z drewnem, ważny naturalnym i odtwarzalnym surowcu. Czerpiemy z natury nie szkodząc jej. Trzeba o tym opowiedzieć. Stąd organizujemy corocznie wiele konkursów, akcji, apeli, imprez. Są też programy wieloletnie. Rozpoczęliśmy w ubiegłym roku cykl działań edukacyjnych poświęconych poszczególnym gatunkom drzew leśnych – każdy rok innemu. Była sosna, teraz jest dąb. Ten program to nasz pomysł, chociaż nie ukrywam, że inspiracją były doświadczenia z mojego pobytu w Hesji w Niemczech przed dwoma laty.
- Myślę, że w tych działaniach ważne miejsce zajmuje współpraca z Miejskim Przedszkolem nr 4?
- To jest nasze przedszkole patronackie – „Leśna Kraina”. Wspaniałe nauczycielki, niezwykle kreatywne, mają mnóstwo pomysłów i organizują fantastyczne przedsięwzięcia, angażując w nie rodziców. Jestem pełen podziwu i uznania dla tych działań. Niedawno na jasełkach w tym przedszkolu wzruszyłem się prawie do łez. Będziemy dalej angażować się w tę współpracę. Już mamy wykaz aktywności na 2014 rok.
- Realizacja takich programów kosztuje. Skąd środki?
- Pozyskujemy fundusze zewnętrze, bo lasy nie do końca są w stanie wszystkiemu finansowo sprostać. Mamy w tym doświadczenie. Jest grupa ludzi, która potrafi pisać wnioski. Współpracujemy też z Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie, ale nie tylko. Wszyscy nasi pracownicy dużo z siebie dają i to przynosi efekty.
- Działań jest dużo, a co ostatnio daje panu dużo satysfakcji?
- Park edukacji przy nadleśnictwie. Inwestycja została zakończona jesienią, otwarcie wiosną. Zależało nam na skanalizowaniu edukacji przyrodniczej w jednym miejscu. Zgromadziliśmy tu nieomal wszystkie gatunki drzew leśnych występujących na naszym terenie, plus różne ich odmiany i formy ogrodnicze. Zapraszamy wszystkich. Jest też w naszym parku miejsce z torem przeszkód i elementami parku linowego, gdzie najmłodsi będą mogli się wyszaleć. Mamy kadrę instruktorów z merytorycznym doświadczeniem i pedagogicznym przygotowaniem, którzy bezpłatnie będą prowadzić zajęcia. Z tego obiektu bardzo się cieszę. Nie ma nic piękniejszego niż uczyć i mieć efekty tego uczenia. W tym roku organizujemy rajd, chcemy we współpracy ze Starostą zorganizować ciekawy konkurs. Pragniemy łączyć siły różnych instytucji, każdy wrzuci ten wdowi grosz do kapelusza i wspólnie zrobimy coś dobrego. Przy okazji wszyscy czerpiemy z tego dużo radości.
- Wiem, że nadleśnictwo dba też o pamięć historyczną.
- O to warto zawsze dbać i dlatego cieszę się z naszego uczestnictwa w tego typu akcjach. Kierownictwo Lasów Państwowych wyraża na to zgodę, zachęca, żeby pamiętać o naszych prawdziwych korzeniach. Współpracujemy z Jackiem Odziemczykiem, znakomitym sokołowskim historykiem. Na przykład ostatnio, spinając klamrą 150-lecie wybuchu Powstania Styczniowego, odbudowaliśmy pomnik na tzw. Siwym Bagnie w Lesie Przeździeckim, Chcemy nadać pewną rangę uroczystości odsłonięcia tego pomnika. Odnawiamy też inne miejsca pamięci narodowej. W maju ubiegłego roku pomogliśmy zorganizować I Sztafetę Niepodległości śladami ks. gen. Stanisława Brzóski z Łukowa do Sokołowa. W biegu uczestniczyła między innymi 9-osobowa grupa polskich harcerzy z Wileńszczyzny. W tym roku Akcja Sztafeta będzie kontynuowana, nasi leśnicy też pobiegną. Tych działań jest znacznie więcej.
- Czy książka o Nadleśnictwie Sokołów jest też formą utrwalania pamięci?
- Zdecydowanie tak. To pierwsze tak duże nasze wydawnictwo. Było zupełnie dziełem przypadku. Mam w pracy kolegę, pasjonata historii - Pana Jerzego Tomczuka. Poprosiłem pana Jerzego, żeby zebrał informacje o historii naszego nadleśnictwa, które jest tworem powojennym. Udało mu się w ciągu kilku miesięcy zebrać dużo ciekawego materiału, dodaliśmy informacje współczesne, wiadomości o przyrodzie, zdjęcia i urodził się album podsumowujący pewien okres istnienia nadleśnictwa. Dodam jeszcze, że w książce są tłumaczenia tekstów na język angielski i niemiecki. Była taka potrzeba, bo coraz częściej odwiedzają nas leśnicy i inne osoby z zagranicy. Pozycja ukazała się niespełna rok temu i już myślimy o poszerzonym wznowieniu.
- Czy ta piękna książka jest do kupienia?
- Nie, traktujemy ją jako gadżet. Natomiast jeśli nie jest dostępna w bibliotekach, to zapraszam bibliotekarzy do nas. Chętnie podarujemy kilka egzemplarzy.
- Co myślą sokołowscy leśnicy na temat zmiany ustawy o lasach, uchwalonej w ekspresowym tempie i podpisanej przez prezydenta 12 lutego? Wynika z niej między innymi, że Lasy Państwowe w latach 2014-2015 przekażą do budżetu po 800 mln zł rocznie, a od 2016 r. rocznie będą przekazywać wpłatę w wysokości 2 proc. wartości sprzedanego drewna. Opozycja uważa, że nowelizacja ustawy jest niczym innym „jak skokiem na kasę" Lasów, co w przyszłości może doprowadzić do poważnych kłopotów i w dalszej perspektywie - prywatyzacji.
- Trudno jest być adwokatem we własnej sprawie. Powstało trochę szumu medialnego, jak to się dobrze żyje w Lasach Państwowych. Wszystkie informacje są nieprawdziwe, wiele z nich było dementowanych. Sytuacja jest złożona i trudna do opowiedzenia nawet w obszernej formie. Z pewnością zostanie ograniczony w proces inwestycyjny. Realizowaliśmy z dość dużym rozmachem i sukcesem inwestycje drogowe, do czego jesteśmy przygotowani logistycznie i organizacyjnie. Zdobyliśmy ogromne doświadczenia, mamy sprawdzonych i niedrogich wykonawców, projektantów, opracowane technologie. Te drogi budujemy nie tylko w lasach, one często prowadzą do wsi, umożliwiają wygodne dojazdy do pól, a często też do lasów prywatnych. Przykład - droga do pięknie położonej w sercu Ceranowskiego lasu miejscowości Garnek. Mało zasobna gmina Ceranów nigdy nie udźwignęłaby ciężaru zbudowania kilkukilometrowego odcinka tej drogi. W tym roku ukończyliśmy podobną inwestycję drogową na terenie gminy Bielany. Dobre drogi zapewniają też właściwą ochronę przeciwpożarową.
- Słuchając dziennikarzy telewizyjnych można usłyszeć, że leśnicy rozjeżdżają drogi?
- Dziennikarz powinien prezentować rzetelną wiedzę, a to, co mówią, to zwyczajna nieprawda. Ja mam trzy samochody w firmie i żaden nie jest ciężarowy. Nabywcy drewna jeżdżą, bo zakupione drewno muszą wywieźć z lasu, ale przecież każdy z nich płaci podatek drogowy. Inwestycji drogowych w tym roku praktycznie nie będę wykonywał, bo nie będzie pieniędzy. Drogi były finansowane z funduszu leśnego, służącemu wyrównywaniu różnic i niedoborów w nadleśnictwach biedniejszych. Bez tego funduszu Nadleśnictwa Sokołów nie byłoby stać na tyle inwestycji. Realizowaliśmy unijne projekty małej retencji wody, prowadziliśmy działania służące ochronie ekosystemów leśnych, błotnych, różnorodne przedsięwzięcia. Na przykład w dużym zakresie zastępujemy Policję i Państwową Straż Pożarną, która żyje przecież na garnuszku państwa. Infrastruktura dotycząca ochrony przeciwpożarowej w Nadleśnictwie Sokołów ma wartość kilku milionów złotych. System monitorowania i powiadamiania jest niezwykle szybki, co daje wielkie oszczędności dla PSP czyli budżetu państwa. To wszystko było możliwe dzięki naszemu dużemu zaangażowaniu kapitałowemu. Poza tym strażnicy leśni zajmując się przestępstwami i wykroczeniami leśnymi wyręczają Policję. Zajmujemy się też ochroną przyrody, w co angażujemy też duże środki finansowe. Pamiętajmy też, że lasy są otwarte dla społeczeństwa, można zbierać grzyby, jagody, uprawiać rekreację, nawet polować. Dla nas to oczywiste, ale zupełnie inaczej jest w innych krajach, gdzie lasy stanowią własność prywatną. W Polsce jest takie poczucie, że to nasz las. A to może się zmienić.
Boję się i nie jestem w tym odosobniony, że te pieniądze, które Lasy Państwowe będą musiały zapłacić nie do końca trafią tam, gdzie powinny. Miejmy nadzieję, że nasze Lasy Państwowe - państwowymi pozostaną. A lasy stanowią 1/3 terytorium kraju.
- Akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o poddanie pod referendum ogólnokrajowe sprawy przyszłości Lasów Państwowych i polskiej ziemi rozkręca się…
- Nadleśniczemu trudno jest tutaj aktywnie występować. Jeśli chodzi o podpisy, to wiem, że zbierają je dwa związki zawodowe istniejące na terenie Nadleśnictwa. Robi to Polskie Towarzystwo Leśne, organizacja branżowa wspierająca leśnictwo, która zajęła bardzo twarde stanowisko w tym zakresie. Wiem, że zbiórką podpisów zajmują się również ludzi szczerze zatroskani o los Lasów Państwowych. Sympatyzują z nami księża, nasi kontrahenci drzewni i tzw. ludzie dobrej woli. W naszym imieniu działają posłowie różnych partii, szczególnie opozycyjnych, następnie Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego (SIiTLD). Czekamy z niepokojem i nadzieją, że może uda się złagodzić skutki znowelizowanej ustawy. Firma, która pozbawiona jest możliwości inwestowania, traci szansę rozwoju. Ważne, żeby nie załamała się koniunktura na drewno. Dwa lata przetrwamy, ale co dalej? Gospodarka leśna jest bardzo ważną gałęzią gospodarki narodowej. Próba włożenia kija w te tryby może skończyć się fatalnie. Warto wiedzieć, że jesteśmy czwartym eksporterem mebli w świecie, a co dziesiąte euro z eksportu pochodzi z tzw. przemysłu leśno- drzewnego. Zagrożenie prywatyzacją istnieje zawsze, bo nikt nie będzie dotował lasów, skoro tyle lat utrzymywały się same. Boję się, że jak w naszym pięknym kraju coś nie wyjdzie, to sięgnie się do lasu, który jest postrzegany jako absolutnie modelowa forma leśnej gospodarki. I to nie jest przechwalanie się. Każdy obcokrajowiec, który tu był, stwierdzał, że nasze lasy są w fantastycznej kondycji.
- Media donoszą o wysokich zarobkach w Lasach Państwowych?
- Jeszcze niedawno w Nadleśnictwie Sokołów pracowało około 130 osób. W chwili obecnej jest nas 35 osób. Wyznacznikiem zadań w lesie jest ilość pozyskiwanego drewna i tak jeszcze 15 lat temu było to około 10 tys. m3, a dzisiaj zbliżamy się do 40 tys. m3. To są zadania często nas przerastające i stawiające duże wymagania, stąd podnoszenie kwalifikacji jest sprawą nadrzędną.. Wysokie efekty gospodarowania w naszej firmie są zasługą ludzi. Czy w dobrze prosperującej firmie zarobki mają być poniżej średniej krajowej? Średnie zarobki w Nadleśnictwie Sokołów to około 2700 zł, 80 % załogi posiada wyższe wykształcenie, poza trzema osobami personelu pomocniczego reszta to pracownicy umysłowi, z czego większość to kierownicy wyższego, średniego i niższego szczebla odpowiedzialni materialnie za niezwykle wartościowy majątek - więc trzeba samemu sobie odpowiedzieć, czy to jest dużo, czy mało. Jest oczywiście pewna sfera dodatków do płac, ale są to głównie zwroty poniesionych kosztów. Wracając zaś do mojego nadleśnictwa, to muszę pochwalić kadrę. Wielką przyjemnością jest praca z nimi. Nikt nie pyta za ile, tylko co trzeba zrobić. To mnie cieszy, z radością do takiej pracy się przychodzi.
- Zwolennicy referendum przypominają, że siła nabywcza naszych obywateli jest znacznie niższa od siły nabywczej najbogatszych państw UE. Leśnicy alarmują też, że w Puszczy Białowieskiej, której nie można eksploatować, gnije drewno o wartości 2 mld zł, a rząd z wyniku nowelizacji ustawy chce uzyskać jedynie 1, 6 mld zł.
- To prawda. Ja nie jestem przeciwnikiem wyrównywania szans w Unii Europejskiej, ale te szanse muszą mieć wszyscy takie same. Poza tym nie jestem i nigdy nie będę zwolennikiem sprzedawania lasów. Lasy są własnością suwerena (wszystkich obywateli Rzeczypospolitej Polskiej) i mają być dostępne dla wszystkich na równych prawach. Leśnicy nie zawłaszczają sobie prawa do wyłączności w gospodarowaniu w lasach. Jesteśmy ludźmi wynajętymi przez społeczeństwo tylko po to, by się w imieniu społeczeństwa tym lasem zajmować i prowadzoną gospodarką pomnażać zasoby leśne. Jeśli nasze społeczeństwo zadecyduje kiedyś, że chce mieć plastikowe meble i betonowe domy, to my się temu podporządkujemy. Póki co tak nie jest. Sceptyków tego poglądu zachęcam do odwiedzenia innych krajów (Skandynawia), gdzie prywatna własność leśna jest dominująca i sprawdzenia, czy np.: wolno zbierać grzyby i jagody, jeśli w ogóle wjechać tam wolno.
- Na koniec naszej rozmowy wróćmy do pana. To niezaprzeczalne, że praca jest pana pasją. A czy zostaje czasu na inne zainteresowania. Jeśli tak, to, jakie?
- Pasjonuję się uprawą winorośli. Mam ich około 40 odmian. Niemałą część moich upraw to uprawy pod folią – „taki mamy klimat"! Posiadam również odmiany ozdobne, które wkomponowane są w przestrzeń dość dużego ogrodu ozdobnego, ale tu już zaczyna się królestwo mojej żony. Niestety, nie mogę pochwalić się jakimiś spektakularnym sukcesami - uprawa winorośli to złożony temat i wiedza bardzo unikalna. Niemniej cały czas eksperymentuję, uczę się i daje mi to bardzo dużo satysfakcji. Poza tym dużo czasu (za sprawą tego ogrodu) spędzam na świeżym powietrzu. Mamy z żoną duży ogród roślin ozdobnych z wyodrębnioną częścią roślin alpejskich, a także jest fragment ogrodu japońskiego. To wielka pasja mojej żony, ale przyznam, że praca w urządzaniu tego ogrodu daje mi dużo radości i satysfakcji. Zgromadziliśmy chyba setki, jeśli nie tysiące gatunków roślin i ich odmian. Ciągle coś ulepszamy, zmieniamy. Może najważniejsze jest dla mnie, że wiele pasji i zainteresowań łączę z żoną i cieszę się, że ona akceptuje pewien dość odludny styl życia, jaki prowadzimy. Poza tym lubię robić zdjęcia, czytam książki. Jestem od trzydziestu lat myśliwym - prawie zupełnie niepolującym. Lubię dobre polskie kino i podróże.
- Co chciałby pan powiedzieć czytelnikom Wieści Sokołowskich?
- Życzę Państwu, by gazeta, którą czytacie, dostarczała dobrych, prawdziwych i ciekawych treści. Zapraszam do naszych wspólnych lasów po zdrowie, relaks, a także na grzyby i inne dary, jakie lasy niosą.
- A ja życzę panu, żeby Lasy Państwowe wyszły obronną ręką z trudnej sytuacji. Ku pożytkowi nas wszystkich. Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Jadwiga Ostromecka
« wróć | komentarze [0]