Znani? Nieznani?- Stąd / wywiad z Mariuszem Świerkiem
W dzisiejszym numerze Wieści Sokołowskich rozmawiam z Mariuszem Świerkiem, sokołowianinem, trenerem koszykarek w MKK Sokołów Podlaski.
- Zanim przejdziemy do teraźniejszości, zapytam o początki fascynacji sportem, czasy szkoły podstawowej i późniejsze. Co wpłynęło na wybór takiej drogi życiowej?
- Mój tata był sportowcem i od najmłodszych lat wpajał mi rywalizację. Nawet kiedy graliśmy w grę planszową, zapisywał punkty, a po jej zakończeniu klasyfikował każdego uczestnika. To naturalnie przeniosło się na moją postawę w dzieciństwie. Nieustannie urządzaliśmy wszelakie zawody na podwórku z kumplami. W szkole podstawowej miałem wspaniałego nauczyciela wychowania fizycznego, śp. Pana Andrzeja Żochowskiego, który był też moim wychowawcą w klasie sportowej. To on wskazał mi pozytywną rolę, jaką daje uprawianie sportu. Gra w klubie sportowym Podlasie to kolejne ogniwo, mające wpływ na wybór mojej profesji.
- Jakie były początki pracy zawodowej?
- Pierwsze miejsce pracy to Sokołowskie Zakłady Mięsne, gdzie byłem zatrudniony na stanowisku mechanika maszyn i urządzeń przemysłowych. Dopiero po 3 latach pracy zdecydowałem się na urlop bezpłatny i spróbowałem sił na studiach stacjonarnych.
- A praca trenerska?
- Będąc na pierwszym roku studiów, otrzymałem propozycję pracy z trampkarzami w klubie piłkarskim w Sokołowie Podlaskim. Potraktowałem to jako wyróżnienie i bardzo się ucieszyłem. Treningi z niewiele młodszymi ode mnie chłopakami stały się dla mnie pasją i naprawdę wspaniałym „poligonem doświadczalnym” pod względem trenerskim.
- Które trenerskie osiągnięcia uważasz za najważniejsze?
- Myślę, że to, iż nadal podchodzę z pasją do swojej pracy jest moim największym sukcesem. Można by też wymieniać medale i tryumfy, których jest wiele, zarówno na szczeblu wojewódzkim, jak i ogólnopolskim. Praca z reprezentacją Polski Juniorek czy w ekstraklasie też zaowocowała doświadczeniem, które obecnie pozwala mi na inne spojrzenie przy szkoleniu kolejnych pokoleń koszykarek. Cieszą również wychowanki, które dzięki wspólnej pracy otrzymały nominacje do kadr narodowych. Łącznie jest ich 7 (4 sokołowianki i 3 wołominianki).
- Czy były jakieś porażki w trenerskiej karierze?
- W sporcie jest jak z pogodą; raz świeci słońce, by za chwilę spadł deszcz. Najciekawsze, iż na tej płaszczyźnie częściej mam dni słoneczne niż pochmurne. A tak naprawdę nie ma takiej porażki, która zwaliłaby mnie całkowicie z nóg. Zawsze powtarzam swoim uczniom, iż wrażliwość to jedna strona medalu, a siła i wiara w dążeniu do celu jest podstawą, by czuć się spełnionym.
- Prawie dziesięć lat temu wyjechałeś do Warszawy…
- Pobyt w Warszawie otworzył przede mną nie tylko tajniki i zagadki sportu na wyższym poziomie. Wzbogaciłem się o doświadczenia, z których teraz korzystam. Poznałem ciekawych ludzi i fachowców z tzw. "górnej półki". Praca w Szkole Mistrzostwa Sportowego i Kadrą Narodową to nie tylko same przyjemności, to również olbrzymi stres i odpowiedzialność, z którą przyszło mi się zmierzyć po wyjeździe z Sokołowa. W wolnych chwilach szukałem odskoczni od sportu, by nie stać się człowiekiem z klapkami na oczach. Mieszkając w Warszawie o krok od Teatru Komedia praktycznie co tydzień raczyłem swą duszę wystawianymi tam sztukami. To pozwoliło mi pamiętać, że sport jest tylko pewnym etapem w życiu człowieka i warto spoglądać na świat również przez inny pryzmat.
Po Warszawie przyszedł Wołomin, z którym wiążą mnie szczególne więzi. W tym mieście poczułem wielki szacunek do mojej pracy. Tam też spędziłem 5 lat, budując częściowo siłę i pozycję koszykówki młodzieżowej w Wołominie.
- Teraz ponownie swoje trenerskie umiejętności pożytkujesz dla naszego miasta.
- Zawsze bałem się powrotu do Sokołowa, w którym odniosłem tak wiele radosnych sukcesów. Nie myślałem, że gdy zjawię się tu ponownie, uda mi się jeszcze wychować drużynę, którą będzie stać na rywalizację z najlepszymi. Młodziczki, które grają w tym sezonie z rywalkami o rok starszymi, wywalczyły już praktycznie awans do ćwierćfinałów Mistrzostw Polski Młodziczek. Poza tym sokołowska koszykówka w ogólnym znaczeniu rozwinęła skrzydła bardzo szeroko. Mamy zespół seniorek, które weszły po raz pierwszy w historii miasta do półfinałów I Ligi Centralnej. Juniorki starsze również dotarły do półfinałów Mistrzostw Polski. Klub zyskał zaufanie władz miasta, sponsorów i centrali koszykarskiej. Mam nadzieję, iż moja praca również przyczyniła się do tak mocnej pozycji sekcji koszykówki w naszym mieście.
- A zawód nauczyciela?
- To najwspanialszy zawód, jaki mogę wykonywać. Mimo iż społeczeństwo często nie docenia wykonywanej przez nauczycieli pracy, ja nie zniechęcam się i daję z siebie wszystko, co najlepsze. I dopóki będę widział, że moi uczniowie z chęcią ćwiczą pod moim kierunkiem, a ja nie będę szukał okazji, by prowadzić zajęcia na tzw. "macie", to z radością mogę pokonywać codziennie prawie sto kilometrów, jeżdżąc do Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Sadzewiczowej w Łochowie. Wszystkich, którzy pragną zobaczyć jak powinna wyglądać polska szkoła, zapraszam do LO w Łochowie.
- Czym jest dla Ciebie koszykówka?
- Wspaniałą przygodą i podróżą, podczas której mam okazję zauważać zmiany, jakie dokonują się w zawodnikach. To płaszczyzna, która daje niesamowite możliwości w kształtowaniu właściwych wartości i postaw dorastającego młodego człowieka. To wreszcie gra, w której mogę czuć się jak strateg, prowadząc swój zespół do sportowej walki, szukając sposobów na pokonanie przeciwnika. To również emocje, bez których życie byłoby nudne.
- Jeśli już mówisz o emocjach, to co sądzisz o atmosferze na meczach? Czy kibice lub ich brak w jakimś stopniu ma wpływ na wynik meczu?
- Gra bez kibiców to jak przedstawienie teatralne bez widzów. Zawodnicy i trenerzy pracują i ćwiczą, by pokazać swój kunszt i piękno sportu. Prawdziwi kibice na równi z zawodnikami przeżywają sukcesy lub ich brak. Pamiętam w swojej trenerskiej pracy takie chwile, gdy atmosfera meczu pozwalała mi czuć się jak aktor na scenie. Nigdy nie zapomnę finału i towarzyszącej mu atmosfery podczas Euro Junes w Calais we Francji, gdzie prowadzony przeze mnie UKS Olimp Sokołów Podlaski przy blisko 2 tysiącach widzów pokonał w meczu finałowym mistrza Francji. To niesamowite przeżycie, gdy twój zespół jest podziwiany przez setki lub tysiące kibiców, bijących brawa po każdej udanej akcji.
- Jakie masz plany na przyszłość?
- Zbyt bardzo jestem jeszcze ciekaw świata, nie boję się zmian i dlatego nie planuję niczego na zbyt odległy okres czasu. Moje dotychczasowe życie toczyło się w różnych miejscach. Obecnie częściowo jestem w Sokołowie i wiem, że na chwilę obecną mam pewne zadania i cele, z których pragnę wywiązać się jak najlepiej. Czas pokaże, czy pozostanę tu na zawsze, czy też ponownie będę dzielił się swoim doświadczeniem w innym miejscu.
- Co daje największą satysfakcję, a jakie są negatywne strony takiej właśnie pracy? Czy nie żałujesz wyboru takiej drogi życiowej?
- Gdy wykonamy kawał dobrej roboty i to zaprocentuje w przyszłości, możemy poczuć się usatysfakcjonowani z wykonanej pracy. Zawsze czuję się spełniony i uradowany wewnętrznie, gdy moi podopieczni wyrastają na mądrych życiowo ludzi, gdy po drodze do dorosłości uczą się właściwie reagować na sukces i porażki. To oczywiście żmudna i nie zawsze efektywna praca, która sprawia, że jesteśmy tylko gościem w swoim domu. Tak wygląda moje całe dorosłe życie. Mimo tego nie żałuję wyboru takiej życiowej drogi.
- Życzę więc, aby ten optymizm towarzyszył Ci we wszelkich działaniach i wierzę, że jeszcze nie raz będziemy dowiadywać się o wspaniałych sukcesach Twoich podopiecznych. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Jadwiga Ostromecka
« wróć | komentarze [1]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Dobry trener, myślący człowiek |
Mech 2012-02-29 11:02:47 |