Znani? Nieznani? - Stąd / wywiad z Joanną Gąsiewską
- Wielu ludzi uważa, że lata szkolne to dla kształtowania się człowieka najważniejszy okres. Czy tak było i w twoim przypadku?
- Na to, kim jestem, jaka jestem, co robię wpływ mieli Rodzice (głównie modląca się mama), później szkoła średnia – LO, oraz niezwykły duet dwóch panów: mój wychowawca i polonista profesor Zygmunt Kamiński i Ks. Profesor Władysław Pietrzak. Pierwszy uczył: „WARTO BYĆ”, a drugi: „JAK BYĆ”. To byli wielcy ludzie! Stawiali mi wysokie poprzeczki. Jeden w sferze intelektualnej i ludzkiej, a drugi duchowo – artystycznej.
- Artystycznej?
- TAK! Od VIII klasy Szkoły Podstawowej śpiewałam w scholi kościelnej prowadzonej przez Ks. Profesora i nawet zdarzały mi się duety i solówki. To było frapujące. Gdy miałam 15 lat Ks. Pietrzak podpowiedział mamie, aby w czasie wakacji wysłała mnie na Oazę. W tym Ruchu Światło – Życie (pełna nazwa Oaz) przeszłam kolejne stopnie formacji i zostałam animatorką. Nawet w czasach studenckich nie rozstałam się z tym Ruchem. Obecnie właśnie trwa proces beatyfikacyjny Ks. Blachnickiego założyciela Ruchu Światło – Życie.
- Co w życiu uważasz za ważne?
- Ważne jest dla mnie to, co powiedział Ks. Prymas Wyszyński: „Nie wystarczy urodzić się człowiekiem, trzeba BYĆ CZŁOWIEKIEM – w każdej sferze, mam na myśli rodzinnej, zawodowej, sąsiedzkiej”. Wszystko, co jest dla mnie ważne, nabrało mocy w młodości, właśnie w Sokołowie.
- Jaki jest twój zawód? Czy praca zawodowa dawała ci satysfakcję?
- Jestem logopedą. Po ukończeniu studiów na kierunku nauczanie początkowe pracowałam jako nauczyciel w klasach I - III. W piątym roku aktywności zawodowej zostałam dyrektorem szkoły podstawowej w okolicach Augustowa (stąd pochodzi mój mąż). Nie czułam się jednak ustabilizowana zawodowo – ciągle wracały do mnie wspomnienia z prywatnych – gratisowych lekcji fonetyki prowadzonych dla mnie i jednego z kolegów przez prof. Zygmunta Kamińskiego. Zainteresowanie fonetyką stało się motywem ukończenia studiów podyplomowych z logopedii. Zrezygnowałam z dyrektorowania w szkole na rzecz pracy w Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej i jako logopeda „wędrowałam” po szkołach w ramach tzw. „pilotażówek” i zachęcałam rodziców do terapii dzieci z wadami wymowy. Jąkanie to była wada, ale nad seplenieniami czy rotacyzmem nikt się nie rozczulał. Dyrektorom szkół podsuwałam myśl, aby mieli swoich szkolnych logopedów. I takim to sposobem w kilku szkołach augustowskich powstały szkolne gabinety logopedyczne, które do dziś mają się dobrze.
Praca zawodowa dawała mi dużo satysfakcji, była moją pasją, lubiłam ją i dalej lubię – nie rozstałam się z zawodem (pracuję w mniejszym wymiarze godzin).
Od kiedy prowadzicie Rodzinny Dom Dziecka? Czy łatwo jest stworzyć taką placówkę?
- Od 1998 roku. Nasz RDDz był pierwszą placówką opiekuńczo – wychowawczą typu rodzinnego w woj. podlaskim. Tworzenie tego Domu wymagało wielu rozmów i zabiegów w Kuratorium Oświaty w Suwałkach. Obecnie procedury się zmieniły, ale czy jest łatwiej założyć taki dom, tego bym nie powiedziała, bo współcześnie z życzliwością wśród ludzi jest coraz trudniej. Gdy my tworzyliśmy augustowski RDDz trwało to około dwóch lat, a na swojej drodze spotkaliśmy dużo życzliwych osób.
Ile dzieci obecnie jest w Waszej rodzinie?
- Obecnie pod naszą opieką jest ośmioro dzieci. Są to dwa rodzeństwa i czworo dzieci niespokrewnionych ze sobą. Rozpiętość wiekowa 12-20 lat.
Czy wspólnie wyjeżdżacie na wypoczynek?
- Tak, lubimy podróżować. Mimo różnych przeciwności zwykle gdzieś wyjeżdżamy korzystając ze starych gospodarskich sposobów wojażowania – pomieszkiwanie u znajomych, zapas jedzenia ze sobą, sprzęt sportowy własny itp., itd. – moje pokolenie wie jak się to robi. Często też zaglądamy do Sokołowa, gdzie odrestaurowaliśmy dom, który budował mój dziadek i w wakacje, czy ferie choć na trochę zadamawiamy się tutaj wśród swoich.
- Co jest dla Was największą radością?
- Radości? Hm… Przede wszystkim sukcesy dzieci – dobre oceny w szkole, nagrody w konkursach, zdobyte umiejętności: jazda na nartach, gra na saksofonie, trąbce, pianinie, flecie, akordeonie, skrzypcach. Na dzień dzisiejszy naszą radością jest Małgosia (już 19-latka), która nauczyła się mówić i żyć pomimo ograniczeń bez przeklinania losu i własnych rodziców oraz nasza córka Magda – studentka I roku Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.
- A trudności?
- Główna trudność to trudny czas dorastania młodzieży, bunty, niechęć do współpracy i traktowania życia jak sceny, na której trzeba grać aż się poleje krew.
Administrowanie Domem typu RDDz to też nie lada wyzwanie.
- Ile dzieci usamodzielniło się już, co robią, czy mają z Wami kontakt?
- Dwoje. W tym dziwnym polskim świecie radzą sobie „jako tako”. Chłopak pracuje jako kierowca i poświęca czas swojej obecnej rodzinie. Dziewczyna nie pracuje, bo wychowuje dwoje małych dzieci. Kontakty utrzymujemy.
- Jakie są Wasze plany?
- Plany? Bardziej marzenia. Tak zgrać ze sobą te dzieciaki, by mogły na siebie liczyć w przyszłości, a może coś robić wspólnie zawodowo...
- Co pomaga wam w byciu rodzicami?
- Mnie, tak jak mojej mamie - modlitwa, a mężowi, gdy go o to zapytałam – miłość.
Co jeszcze chciałabyś powiedzieć czytelnikom Wieści Sokołowskich?
- Gdy słyszę słowo Sokołów, w Sokołowie albo sokołowskie, to serduszko moje mocniej pika…
- Życie tak dużej rodziny zapewne dostarcza wiele wrażeń?
- Zdecydowanie. Pewnie nie wiesz, że ze spirytusem salicylowym można upiec smaczne pączki, zjeść i nie umrzeć. Można też popełnić nieświadomie gafę częstując nimi niezwykłego gościa – panią redaktor czasopisma dla dzieci „Anioł Stróż”. Tak było, gdy Ewa eksperymentowała w kuchni. Można też być w dobrych i skutecznych „układach” z Maryją. Tak było 07. 10. 2011 r., kiedy nasza najmłodsza wychowanka spadła na głowę z kasztanowca, z poziomu drugiego piętra (karetka, helikopter, szpital). Upadek był bardzo groźny, a jego następstwa zerowe. Podkreślam, że było to 7-go października 2011r. w Święto Matki Bożej Różańcowej. Powiedziała: „Ja spadłam, ale czułam jakby mnie ktoś niósł. To chyba był sen….”. I dalej uwielbia wchodzić na drzewa i różne wysokie przeszkody.
- Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę spełnienia marzeń i wiele radości w tym pięknym, chociaż trudnym wyzwaniu.
Rozmawiała Jadwiga Ostromecka
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu