29
2022
2012-12-07

Znani? Nieznani? - Stąd / c.d. wywiadu z z Krzysztofem Woźniakiem


Krzysztof Woźniak to przedstawiciel rodziny, dla której "harcerstwo stało się rodzinną chorobą". Mieszka w Wirowie, gdzie przepracował w tamtejszym Domu Pomocy Społecznej wiele lat. W ostatni weekend razem z "Bużanami" uczestniczył w IV Zlocie Drużyn Nieprzetartego Szlaku. Opowiedział nam o swoich związkach z ruchem harcerskim, zainteresowaniach i ludziach, których spotkał w czasie życiowych wędrówek.

- Czy podróże na Ukrainę, utrwalone we wspomnieniach drukowanych kilka miesięcy temu na lamach Wieści Sokołowskich, wynikają z przedstawionych zainteresowań?
- Tak. Szczególnie zafascynowany jestem Huculszczyzną. Teraz jest łatwość podróżowania, z Sokołowa można dojechać do Stanisławowa, Kołomyi, Tarnopola, Kamieńca Podolskiego. Wyjeżdżałem tam pięć razy i pojadę jeszcze.
- Przed ostatnią wojną te tereny były w granicach Polski, motyw huculski pojawiał się, więc często w przedwojennej literaturze. O Huculszczyźnie pisał Wincenty Pol, Stanisław Vincenz, Józef Wittlin. Wiem, że w Sokołowie są osoby wywodzące się korzeniami z obecnej południowo - zachodniej Ukrainy. Reportaże „Czeremosza” czyli pana są ważne i dla nich.
- Materiały do reportaży mam, więc niewykluczone, że coś powstanie i może ukaże się w Wieściach Sokołowskich.
- Na pewno wielu czytelników będzie zadowolonych. W reportażach z Huculszczyzny wspomina pan ważne postacie naszej historii. Pan zapewne też spotykał się z ważnymi osobami.
- Myślę, ze taką osobą była Maria Grzegorzewska, przed wojną twórczyni Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej – obecnie Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej. Postać ogromnie zasłużona dla szkolnictwa specjalnego. Przywołam tutaj jej słowa - „Nie ma kaleki – jest człowiek”. Pamiętam, że kiedy studiowałem w PIPS, widywałem prof. Grzegorzewską. Z czasów łódzkich wspomnę spotkanie z Aleksandrem Kamińskim, autorem „Kamieni na szaniec”, jedną z ważniejszych postaci polskiego harcerstwa. Był on wtedy szefem Katedry Pedagogiki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego. Jak powstał zakład poprawczy, prof. Kamiński przyjeżdżał do nas kilkakrotnie na spotkania z kadrą.   Kiedy powiedziałem mu, że zakładam drużynę harcerską, był bardzo zainteresowany. Najpierw się zdziwił, ale uznał, że to jest cenna inicjatywa i obiecał przyjechać na zbiórkę. Raz był na pełnej zbiórce, nawet gawędę wygłosił, innym razem przyjechał na krótko.
- Aleksander Kamiński jest patronem gimnazjum w Kosowie i drużyn harcerskich w tej miejscowości.
- Kilka lat temu na zlocie hufca w Kosowie opowiadałem o moich kontaktach z ich patronem.
- A ja zapytam jeszcze o znajomość z biskupem Dydyczem, który wspominał pana w Sokołowskim Ośrodku Kultury w czasie spotkania „Tu pozostać muszę”.
- W latach 60-tych wracałem z Warszawy pociągiem, kurs z Dworca Wileńskiego przez Małkinię. Pamiętam, pociąg prawie pusty, patrzę, siedzi młody zakonnik. Myślę sobie, dosiądę się, bo z zakonnikiem czasami ciekawsza rozmowa niż z dziewczyną.  Przedstawił się jako brat Pacyfik. Od Warszawy do Małkini trwała zajmująca rozmowa - o harcerstwie, książkach. Choć różniliśmy się w poglądach, wymieniliśmy adresy, a znajomość korespondencyjna przetrwała parę lat.  Potem wyjechałem do Łodzi. Po wielu latach na obozie w Serpelicach był mój brat Andrzej. Akurat wtedy w rodzinnej miejscowości przebywał brat Pacyfik. Przyszedł do harcerzy z Sokołowa i pytał o mnie. Okazało się, że owszem, jest Woźniak, ale nie ten znajomy tylko jego brat. Z księdzem biskupem po raz drugi spotkałem się dopiero po dziesiątkach lat, gdy zacząłem pracować w Wirowie. Potem jeździłem
z Bużanami do Drohiczyna na spotkania opłatkowe, a teraz pozdrowienia przesyłamy sobie przez proboszcza.
- Jakie ma pan plany, pomysły, marzenia?
- No cóż, przygotowuję się do wyprawy na Ukrainę, myślę, że pojadę na wiosnę.  Zapisuję różne rodzinne historyjki, głównie dla córki, która mieszka w Łodzi, ale Podlasie też lubi. Zrobiłem album, w nim zdjęcia z dłuższymi komentarzami.
- Myślę, że te komentarze są również ważną częścią historii regionu.
- Ponieważ naszą rodzinną chorobą było harcerstwo, wiele materiałów na temat wkładu naszej rodziny w historię sokołowskiego harcerstwa znajduje się w Sokołowskim Domu Harcerza. Chciałem tutaj przypomnieć ważną informację: mój brat Andrzej z żoną Lucyną prowadzili bardzo dobrze działający, chyba pierwszy w Polsce szczep osiedlowy przy Spółdzielni Mieszkaniowej, która otoczyła harcerzy opieką. Kilka lat temu szczep ten reaktywował się.
- Powoli zbliżamy się do końca naszej rozmowy.  Proszę o podsumowania, może jakieś refleksje?
- Zdawałem maturę mając 17 lat i chyba to zaważyło na tym, że nie potrafiłem od razu wybrać odpowiedniego dla mnie kierunku studiów, a co za tym idzie, właściwej drogi życiowej. To na pewno generowało wiele moich niepowodzeń. Jednak jak już trafiłem do szkoły, to mnie wciągnęło. Ze nostalgią wspominam tę wiejską szkółkę w Kupientynie. Kontakt z dziećmi, które nie znały telewizora, wielkiego świata, były takie chłonne, czyste, dawał mi wiele satysfakcji. Praca w poprawczaku i DPS jest trudniejsza, ale daje jeszcze więcej zadowolenia. Wyzwaniem było wyprowadzenie wychowanków na prostą.
W DPS-ie cieszy nawet małe osiągnięcie, nauczenie podstawowych zachowań. 
Z wychowankami zakładu poprawczego jeździłem na zgrupowania obozów, sam i 25 chłopców. I radziłem sobie. Przygotowałem też swojego następcę do prowadzenia drużyny.
Jeszcze powiem o dwóch epizodach zawiązanych z poprawczakiem. Mieszkałem już w Łodzi. Wracam wieczorem taksówką i okazuje się, że taksówkarz to mój były podopieczny. „Od wychowawcy nie biorę za kurs” – stwierdził. Z innym spotykaliśmy się po wielu latach
w przedszkolu, skąd odbieraliśmy swoje pociechy. Niestety, spotkałem też wychowanka w zakładzie karnym.
Wracając zaś do harcerstwa, to jestem przekonany, ze jest ono i dzisiaj bardzo skuteczną metodą wychowawczą. Dzieciom i młodzieży radzę, by spróbowali harcerskiej przygody, mimo że teraz jest wiele innych możliwości spędzania czasu. Wszystkich rodziców zachęcam, by próbowali do harcerstwa przekonać swoje pociechy. To na pewno lepsze niż komputerowe gry, internetowe maniactwo i inne rozrywki ostatnich lat.  Zresztą jedno drugiego nie musi wykluczać.
- I tymi przemyśleniami doświadczonego wychowawcy zakończymy naszą rozmowę. Dziękuję serdecznie za wywiad.

Rozmawiała Jadwiga Ostromecka

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe