2015-10-29
Znani? Nieznani? - Stąd
Gabriela Pliszka - Kraska pochodzi z Kowies. Ukończyła studia wokalno – aktorskie na specjalności „Musical” w Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Aktualnie jest na ostatnim roku studiów magisterskich na Wydziale Dyrygentury Chóralnej, Muzyki Kościelnej, Edukacji Artystycznej, Rytmiki i Jazzu. Jej ostatnim sukcesem było zdobycie I miejsca na prestiżowym XXII Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Chrześcijańskiej - Hosanna Festival 2015w Siedlcach.
- Pamiętam, jak całkiem niedawno na Festiwalu Piosenki Harcerskiej w Sokołowskim Ośrodku Kultury zachwyciłaś nie tylko mnie swoim niezwykle pięknym, dojrzałym głosem. Czy to był twój pierwszy występ?
- Nie. W szkole w Bielanach, jeszcze w tej starej, drewnianej też śpiewałam, właściwie od pierwszej klasy. Pamiętam mój pierwszy występ, oczywiście a’capella - na konkursie kolędowym. Zajęłam wtedy pierwsze miejsce. Lubiłam śpiewać i występować, wtedy się nie przejmowałam, teraz mam większą tremę przed występami niż kiedyś. Dziecko nie wie, ze ma się stresować. Wychodzi i śpiewa, nie boi się oceny. Ale trema czasami też jest potrzebna, to mobilizuje.
Na Festiwalu Piosenki Harcerskiej zaśpiewałam jako zuch z czwartej klasy. Później jeszcze kilkakrotnie występowałam na tym festiwalu.
- Dodam, że harcerskie jury zawsze nagradzało cię pierwszym miejscem. A w tym roku, w ostatnią niedzielę sierpnia oklaskiwałam zdobycie przez ciebie I miejsca na prestiżowym XXII Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Chrześcijańskiej - Hosanna Festiwal 2015. Czy po raz pierwszy śpiewałaś na tym festiwalu?
- Tak, chociaż przez wiele lat kibicowałam innym wykonawcom, podpatrywałam. W tym roku kilka tygodni temu wysłałam zgłoszenie i nagrane dwa utwory: „Wciąż mnie zadziwiasz, Panie” z repertuaru Beaty Bednarz oraz „Modlitwę o uśmiech” z musicalu „Francesco”, z aranżacją Michała Ostromeckiego. Widocznie podobały się, bo zakwalifikowano mnie do występu, co już było sukcesem i ostatecznie zdobyłam I nagrodę. Dla mnie każdy występ wiąże się z tremą, nawet na castingach. Na tym w Siedlcach było mniej tremy, bo to zupełnie inny festiwal, ze wspaniałym klimatem, „Bożą” atmosferą i żywym oddźwiękiem wśród publiczności. Każdy z wykonawców wychodzi na scenę, śpiewa, chce coś zaprezentować, przekazać od siebie, dzielić się z innymi swoją wrażliwością muzyczną i religijnąNa konkursie właściwie nie odczuwało się rywalizacji. Siedzieliśmy razem, w garderobach serdecznie rozmawialiśmy, wykonawcy sympatyczni. Zespoły tworzą pewnego rodzaju wspólnoty modlitewne. Dodam jeszcze, że tegoroczna „Hosanna” pokazała ponownie, że scena młodej muzyki chrześcijańskiej rozwija się coraz ciekawiej.
- W Siedlcach to nie jedyny twój sukces?
- Kiedyś, przez kilka lat Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach organizowało festiwal „Mikrofon dla wszystkich”. W 2008 roku zajęłam w nim pierwsze miejsce, a potem przez jakiś czas występowałam w Teatrze ES prowadzonym przez Waldemara Koperkiewicza.
- W przedstawieniu, „Herbertorium”czyli oratorium według twórczości Zbigniewa Herberta z muzyką Waldemara Koperkiewiczamogliśmy ciebie wraz z zespołem tego teatru podziwiać również w Sokołowskim Ośrodku Kultury.Wydaje mi się, że razem z wami występowali wtedy poeta Ernest Bryll, aktorzy Piotr Siwkiewicz i Andrzej Głowacki. Wróćmy jednak do lat wcześniejszych. Ko wspierał cię na artystycznej drodze?
- Takich osób było i jest dużo. Od początku dopingowali mi i pomagali rodzice. Jako małe dziecko bardzo chciałam śpiewać w chórze kościelnym. Podobało mi się, jak śpiewa nasz pan organista Górecki śpiewa. Już w zerówce więc tam śpiewałam, stawałam na krzesło, żeby było bliżej mikrofonu. Od drugiej klasy byłam solistką w tym chórze i w scholi, i tak praktycznie do maturalnej klasy. Teraz też tam czasami chodzę. Rodzice cały czas mnie wspierali, byliśmy taką śpiewającą rodziną – rodzice, dwaj bracia i ja – wszyscy w chórze kościelnym. Czasami próby chóru byłyu nas w domu, u p. organisty, na plebanii. Świetny czas. Przygotowywaliśmy oprawę świąt kościelnych na głosy, później też akompaniowałam na pianinie.
Dużo zawdzięczam panu Januszowi Kowalskiemu. W 4 klasie podstawówki właśnie u niego, w Ognisku Muzycznym Sokołowskiego Ośrodka Kulturyrozpoczęłam naukę gry na pianinie. Uczyłam się prawie trzy lata. Kiedy zorientował się, że lubię śpiewać, zaczął pracować ze mną i w tym kierunku. To on przygotowywał mnie do festiwali harcerskich i zaangażował do akompaniowania mi Kubę Plasa, swojego ucznia. Potem przez kilka lat występowaliśmy razem, również w SOK-u.Wtedy też zaczęłam występować na Festiwalu Piosenki Religijnej „Śpiewajmy Panu” z finałem w Bielsku Podlaskim. Już przy innym akompaniamencie, z nagranymi podkładami. Wspierał mnie wtedy nasz pan organista z Rozbitego Kamienia, jak również p. Kowalski.
- Swój talent rozwijałaś też w Gimnazjum Salezjańskim?
- Była nas w tej szkole spora grupa śpiewających osób. Występowaliśmy często w szkole na różnych uroczystościach. Jeździliśmy też do Bielska na festiwal. Przygotowywali nas p. Krzysztof Noworol i ks. Rafał Wroniecki. To był czas bardzo rozśpiewany.
- Czy już w gimnazjum wiązałaś swoją zawodową przyszłość ze śpiewaniem i muzyką?
- I tak, i nie. Moja szkoła średnia to I Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w Siedlcach, profil biologiczno-chemiczny. Myślałam o medycynie, ale cały czas ciągnęło mnie w kierunku śpiewania. To właśnie wtedy odniosłam swój pierwszy naprawdę duży sukces –na festiwalu w Bielsku Podlaskim w 2008 rokuzdobyłam Grand Prix, a piosenka, którą wykonywałam („Najdalsza z gwiazd"z repertuaru Georginy Tarasiuk) znalazła się na płycie wydanej przez organizatorów. W marcu 2009 roku wspólnie ze znajomymi wybraliśmy się nawet na eliminacje do bardzo popularnego wtedy programu „Szansa na sukces”. Jednak organizatorzy szukali innych niż my wykonawców.
- No cóż, nie od dziś wiadomo, że w tego typu programach nie tylko jest ważne to, czy ktoś ładnie śpiewa. Maturę zdawałaś w 2009 roku i zamiast w Akademii Medycznej znalazłaś się w Akademii Muzycznej…
- Do końca nie byłam pewna, co zrobię. W maturalnej klasie wybrałam do zdawania biologię i chemię, i pilnie się uczyłam. Jednocześnie odpaździernika do końca majajeździłam raz w tygodniu do Warszawy na lekcje do p. Kariny Majewskiej, doświadczonego trenera wokalnego, wokalistki, dyrygentki, pianistki i kompozytorki. Przygotowywałam się do egzaminów na wokalistykę. Pani Karina pomogła mi wybrać repertuar, ustawiła głos itp.
- Jak wyglądały egzaminy? Co śpiewałaś?
- To były najgorsze egzaminy w życiu. Bałam się o wyniki tym bardziej, że składałam podanie tylko na te studia. Po śpiewie przeszłam, ale to była moja najpewniejsza broń.Jednak miałam trochę stresu, bo nie chciała się uruchomić płyta z podkładem. Jakoś Opatrzność zadziałała, że u mamy, która czekała na korytarzu, miałam drugą płytę. Pozwolono mi wyjść i ta druga zadziałała. Ta chwila wystarczyła, emocje opadły. Zaśpiewałam trzy piosenki: „Moje serce to jest muzyk” z repertuaru Ewy Bem, potem utwór Whitney Houston i piosenkę z musicalu. Repertuar musiał być różnorodny. Drugiego dnia egzamin z aktorstwa i dykcji, trzeciego - kształcenie słuchu i rozmowa. Udało się, byłam 9 na liście, przyjęto 11 osób. Zdawało ponad 100 osób.
- Czy wszyscy ukończyli?
- Nie, zostało nas sześcioro. Studia to był czas bardzo wytężonej pracy, szczególnie pierwszy i drugi rok. Nie wchodziło w grę opuszczanie zajęć. Do domu wracałam dopiero na noc. Nawet w sobotę były zajęcia – aktorskie, bo prowadzący w inny dzień nie mógł. Poza tym trzeba było ćwiczyć to, czego nauczyliśmy się na zajęciach. Przez pierwsze 2 lata śpiewałamwięc najwięcej w życiu. Praca fizyczna, aktorstwo, taniec, ciągłe powtarzanie, ćwiczenie przeżywanie, skupienie, myślenie - nawet po zajęciach.Poza tym nie brakowało strachu, łez, a najbardziej tęskniłam za rodziną i znajomymi. To była dobra szkoła życia. Później już się zaprawiłam, a teraz czasami mi się tęskni za tym wszystkim, co minęło. Przyjemnie wspominam studia, mimo że było trochę traumy. Wykładowcy w większości byli wspaniali, np. z naszym aktorem w soboty często siedzieliśmy dłużej niż to wymagało. Grupą też trzymaliśmy się razem. W sumie dobrze, że czasami dostałam w kość i takie „bęcki”. Krytyka i wytężona praca wzmacniają człowieka.
- Czy studenci Akademii Muzycznej mogą wykorzystywać swoje umiejętności?
- Tak, chociaż właściwie dopiero od 3 roku. Bierzemy udział w castingach. Największe szanse mają panowie. Występują w teatrach całej Polski. Nasi absolwenci, szczególnie dobrze radzą w różnych scenicznych produkcjach. Na przykład na 12 apostołów w musicalu „Jesus Christ Superstar” wystawianym w Łodzi - 10 jest po moim kierunku. Być mężczyzną w tym zawodzie – nie ma problemu z pracą – wystarczy dobrze śpiewać, mieć trochę prezencji, nawet nie muszą dobrze tańczyć.
- A twoja droga zawodowa?
- Na drugim roku zaczęłam występować w spektaklu muzycznym, śpiewogrze „Wesele Żuławskie z XVII w.”. Była to inicjatywa Lokalnej Grupy Działania, zrealizowana przez bardzo dobrych twórców. Niesamowita atmosfera, piękne światła, muzyka, bogate stroje żuławskie z XVII w., oryginalna muzyka, pieśni i tańce z epoki - przenosiliśmy widzów w czasy świetności krainy Żuław Gdańskich. Przedstawienie było niezwykłym wydarzeniem artystycznym. Mieliśmy premierę w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku i tam występowaliśmy 3 razy, potem na scenie letniej w Pruszczu Gdańskim i na innych scenach. Do dziś czasami występuję z moimi piosenkami. Czasami ci ludzie z LGD zatrudniają nas na galach.
Ciąg dalszy za tydzień...
Występuję też z trio smyczkowym na przykład na galach firmowychi w innych programach.Śpiewamy repertuar filmowy, musicalowy, znane przeboje.Podobamy się.Poza tym w ubiegłym roku prowadziłam zajęcia wgdańskimCentrum Kultury im. Jana Pawła II, podobnie pewnie będzie w tym roku. Są chętni do chóru seniorów i dla młodzieży, dzieci na mini-rytmikę.Na studiach też mnóstwo pracy, bo jest nas mało.
- Nie poprzestałaś na wokalistyce?
- Rozpoczęłam drugi kierunek. Teraz jestem na studiach magisterskich – już na ostatnim, II roku, na kierunku „Edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej” na specjalności „Animacja kultury z elementami arteterapii”.Chciałabym w przyszłej pracy połączyć oba kierunki. Są to studia pedagogiczno-muzyczne, typowo kobiece. Jest nas 3, wprawdzie był jeden mężczyzna, ale zrezygnował. Na poprzednim roku było8 kobiet.Przygotowujemy muzyczne audycje, przedstawienia dla dzieci. Mamy terapię muzyczną dzieci z autyzmem i z innymi chorobami. Niektórzy z naszych podopiecznych są bardzo utalentowanimuzycznie, ale kontakt z nimi jest utrudniony. Na zajęciach z takimi dziećmi nie można „gwiazdorzyć”, to one muszą być w centrum wszelkich działań. Taka praca bardzo mi się podoba.
- Realizujesz w pewien sposób swoje dawne marzenia o medycynie…
- Trochę tak. Poza tymuczymy się pisania projektów i pobudzania społeczeństwa do rozwijania się kulturalnie. Naszą główną rolą jest popularyzacja sztuki w mniejszych miejscowościach, choć także w dużych miastach. Jesteśmy też szkoleni z zarządzania instytucjami kultury.
- Mówisz o popularyzacji sztuki w mniejszych miejscowościach. Właściwie cały czas działasz w tym kierunku, bo nie zerwałaś kontaktów ze swoją parafią i ze środowiskiem Sokołowa?
- To prawda. Przez kilka lat, jeszcze w czasach licealnych, ale i później, jak tylko mogłam, śpiewałam w zespole Effatha przy Parafii św. Jana Bosko. W lutym 2011 rokuw programie „Wszystko w życiu ma swój kres" wykonałam kilkanaście piosenek Anny German. Odnalazłam się w tym repertuarze, szczególnie chodzi o teksty piosenek, które jak dla mnie są bardzo sentymentalne i wzruszające. Akompaniował mi Michał Ostromecki, który był autorem aranżacji, a o wybitnej artystce opowiadał Paweł Kryszczuk. Pomysłodawczynią koncertu, który odbył się w Sokołowskim Ośrodku Kultury była pani Maria Koc. W SOK śpiewałam też na koncercie noworocznym. Kilka piosenek z repertuaru Anny German zaprezentowaliśmy z Michałem na Nocy Poetów Jabłonnie Lackiej. Był też występ w Bibliotece Pedagogicznej, ale już w innym repertuarze.
- Co poradziłabyś osobom, które lubią śpiewać i pragną z tym związać swoją przyszłość zawodową?
- Niech śpiewają jak najwięcej. Potrzeba cierpliwości, wiary w siebie. Warto też szukać miejsca, gdzie można się pouczyć, żeby sobie samemu nie zaszkodzić. Można też jeździć na festiwale jako obserwator, oglądać dużo w Internecie różnych wykonań.
- Nie ciągnie cię w stronę programów typu talent show?
- Nie, to nie są moje klimaty. Nie ciągnie mnie w ich stronę, gdyż nie mam siły przebicia, a poza tym nie umiałabym sprzedać siebie. Nie mam na tyle mocnej osobowości, by dać się pożreć telewizji. Poza tym, jak wiadomo, takie programy mają swoje zasady, z góry narzucony repertuar, zachowania, trzeba podpisywać kontrakty na „zniewolenie" przez kilka lat przez jakąś stację telewizyjną. To nie dla mnie.
- W jakim repertuarze czujesz się najlepiej?
- Zdecydowanie w musicalowym, w muzyce filmowej, poezji śpiewanej i piosence aktorskiej. Jeśli chodzi o muzykę popularną, wybieram zawsze refleksyjne utwory, coś melodyjnego z dobrym tekstem.
- Czy tworzysz coś swojego?
- Jeszcze nie, być może w przyszłości poczuję się na tyle dojrzała, by pisać muzykę i teksty. Wszystko jeszcze przede mną.
- O czym marzysz?
- Jeśli chodzi o muzyczne marzenia - chciałabym zawsze móc śpiewać i występować. Jeśli chodzi o marzenia osobiste - marzę o własnym domu na wsi, dzieciach i o małej winnicy.
- Jakie masz inne zainteresowania?
- Poza muzyką, która jest moim zainteresowaniem i zawodem, lubię czytać książki, Szczególnie powieści historyczne takie jak „Władca Barcelony” Chufo Llorensa czy „Filary Ziemi” Kena Folletta. Poza tym z mężem Mateuszem interesujemy się enologią czyli nauką o winie. Czytamy dużo publikacji, śledzimy różne strony internetowe. Odwiedziliśmy wspólnie trzy greckie winnice, byliśmy pod wrażeniem, jak małe domowe winnice potrafią stworzyć szlachetne wina. Marzymy z mężem o naszej małej winnicy, kilku krzewach winorośli i swojej produkcji wina. Jest to w Polsce możliwe, jest Małopolski Szlak Winny, mamy skąd czerpać inspirację.
- Jakie masz plany po skończeniu studiów?
- Chcielibyśmy wrócić tutaj, na Podlasie. Gdańsk jest piękny, ale to tu oboje z mężem mamy rodzinę, z która czujemy się bardzo związani.
- To dobra wiadomość dla miłośników twojego wyjątkowego głosu. Życzę ci zrealizowania tych planów i marzeń, zarówno artystycznych, jak i osobistych. Dziękuję za rozmowę.
ROZMAWIAŁA JADWIGA OSTROMECKA
« wróć | komentarze [0]