2014-05-16
Złoty Jubileusz
Pół wieku Sokołowski Ośrodek Kultury pracuje nieprzerwanie nad utrwaleniem i wzbogaceniem kultury wśród mieszkańców miasta i powiatu. To piękny jubileusz, godny zapisania na kartach naszej najnowszej historii.
Mam swój skromny udział w dorobku tej instytucji, skoro pani Maria Koc, moja następczyni na stanowisku dyrektora poprosiła mnie, bym opisał narodziny domu kultury w Sokołowie. Czynię to z przyjemnością i obawą. Z przyjemnością, bo miło powspominać młode lata, ale i z obawą, czy będę dobrze zrozumiany. Byłem przecież nomenklaturowym dyrektorem instytucji realizującej zadania w zakresie twórczości i upowszechniania kultury socjalistycznej. A czasy, na które przypadła „pierwsza pięćdziesiątka” – mam nadzieję, że będą następne – nie są wolne od zniekształceń i braku obiektywizmu. By sprostać niełatwemu zadaniu, przejrzałem sterty osobistych dokumentów, wycinków prasowych. Przeczytałem prace magisterskie pisane przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Niestety, nigdzie nie znalazłem dokumentów, które dałyby mnie i czytelnikom odpowiedź na pytanie, jak to się stało, że w biednym, małym miasteczku pozbawionym przemysłu i związanej z nim klasy robotniczej postanowiono zbudować okazały dom kultury, jedną z dwóch inwestycji tego typu w całej Polsce. Druga identyczna pod względem architektury jest w Mrągowie.
Na początku lat pięćdziesiątych trwała jeszcze „zimna wojna” pomiędzy krajami obozu socjalizmu i kapitalizmu oraz „gorąca” w Korei. Cały wysiłek narodu nakierowany był na wzmocnienie obronności kraju, rzekomo zagrożonego przez zachodnich imperialistów. W nadbużańskich lasach kryli się jeszcze ostatni żołnierze Łupaszki, Huzara, Młota, Sokolika i Marynarza, czekających na wybuch III wojny światowej. W ocenie warszawskich decydentów, powiat sokołowski miał opinię powiatu, gdzie władza ludowa nie miała poparcia wśród społeczeństwa. Nie pomagały reforma rolna i nacjonalizacja przemysłu. Do serc i rozumów Podlasiaków postanowiono trafić przez kulturę. Zadania organizowania i prowadzenia działalności kulturalnej na wsi powierzono Gminnym Spółdzielniom „Samopomoc Chłopska”. W Kosowie Lackim wiejską świetlicą kierowała pani Wanda Lenczewska, w Sterdyni - pani Halina Stefaniak. Jak grzyby po deszczu powstawały remizo – świetlice ochotniczych straży pożarnych a przy nich amatorskie zespoły teatralne. Na szczeblu powiatu nie było instytucji, która mogłaby koordynować i nadzorować działalność kulturalną na wsi. Takie funkcje spełniał Referat Kultury Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, ale ograniczały się one do wydawania zezwoleń ma publiczne imprezy, wypożyczanie kostiumów, zapewnienie repertuaru dla zespołów teatralnych. W zderzeniu z niebywałą aktywnością mieszkańców wsi była to namiastka pomocy, jakiej można było udzielać. Dlatego władze powiatowe wszystkich partii, chociaż
z różną argumentacją, rozpoczęły starania o pozyskanie dla Sokołowa domu kultury.
Józef Kuźma - lider Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, uzasadniał potrzebę budowy domu kultury wyrównaniem krzywd, jakie chłopstwo, pozbawione dostępu do oświaty i kultury, doznało za sanacji i okupacji oraz konieczności zachowania bogatej tradycji kultury ludowej. Wacław Śliwiński - I sekretarz KP PZPR, w domu kultury widział oręż do walki z ciemnotą i klerykalizmem mieszkańców powiatu, kultywujących ludowo-endeckie tradycje szlachecko - ziemiańskie. Tylko Józef Borecki, reprezentant Stronnictwa Demokratycznego, nie szukał argumentów ideologicznych, skupiając się na potrzebie obcowania z polską kulturą, którą zapamiętał z czasów dzieciństwa i młodości, spędzonych w Buczaczu. W tym gronie p. Józef był najbardziej biegłym w mowie i piśmie. Na Ukrainie skończył tzw. małą maturę. Jemu przypadało więc opracowanie wniosków i ich obrona w czasie różnych narad i konsultacji. Był skuteczny na początku bojów o dom kultury jak i później, gdy trzeba było bronić przed jego przekształceniem w największy na Mazowszu Dom Towarowy. Wnioski opracowane przez Józefa Boreckiego trafiły do dyrektora departamentu domów kultury i bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki. Był nim pan Grzegorz Radomski, jeden z pierwszych po wojnie starostów sokołowskich. Pan Grzegorz wyniósł z Sokołowa miłe wspomnienia i jak opowiadał – życie. Zawdzięczał je zwyczajowi nie brania ze sobą obstawy ubeckiej, gdy jechał na wiejskie zebrania przekonywać chłopów do poparcia demokratycznej robotniczo- chłopskiej władzy. Tym gestem zyskiwał uznanie leśnych i mieszkańców wsi, którzy im pomagali.
Decyzja o budowie okazałego domu kultury zapadła w 1953 roku. Wykonawcą było Powiatowe Przedsiębiorstwo Budowlane w Sokołowie, a inwestorem Wydział Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie. Koparki i spychacze weszły na plac budowy wiosną 1955 roku, rujnując pielęgnowane ogródki pracowników Powiatowej Rady Narodowej. Pierwszym kierownikiem budowy był p. Jan Jasnista, a ostatnim p Eugeniusz Lewkowicz. Już na początku pojawiły się kłopoty finansowe, materiałowe i wykonawcze. Ślimacząca się budowa domu kultury nagle pozbawiona została finansowania ze środków Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju. Władze powiatu szukały rozwiązania tego problemu i na jednej z narad p. Józef Nasiłowski, realizujący w powiecie sokołowskim program ministra Hilarego Minca, pod hasłem bitwy o handel wyszedł z propozycją przejęcia niedokończonej inwestycji. Zapewnił, że ma pieniądze na adaptację domu kultury na Wielki Dom Towarowy. - Będzie to reprezentacyjny, największy w województwie warszawskim dom handlowy dający prestiż miastu i zatrudnienie jego mieszkańcom - przekonywał dyrektor MHD. Władze powiatu zaakceptowały tę propozycję, nie widząc szansy na uzyskanie przez kulturę pieniędzy na dokończenie budowy.
Przez p. Boreckiego poprosiłem o danie mi tygodnia na znalezienie dotacji umożliwiającej kontynuowanie robót i pozostawienie obiektu kulturze. Poprosiłem jednocześnie o przeniesienie mnie z kierownika referatu kultury PPRN na kierownika domu kultury w budowie, mając nadzieję, że takim zabiegiem uratuję dom kultury. W strukturze Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie nie było wśród jednostek i zakładów budżetowych - domu kultury, nie było więc budżetu, etatu i funduszu osobowego, umożliwiającego zatrudnienie kierownika. Takie decyzje w ustalonych i planowanych terminach podejmowano w Warszawie. Dotąd Sokołów nie występował z wnioskami o etaty i dotacje na dom kultury, bo nie miał odpowiednich lokali na organizację takiej instytucji. Koło się zamknęło. Zagrożony utratą pracy, którą polubiłem i zaufania swojego szefa, którego przekonałem do wstrzymania oddania budynku handlowcom, zacząłem działać. Przez Andrzeja Sałajczyka – kadrowca w Wojewódzkim Zarządzie Kin dotarłem do dyrektora WZK- Henryka Sobolaka i przekonałem go o potrzebie otwarcia w Sokołowie nowoczesnego kina panoramicznego. Kino „Zdobycz” przy ulicy Lipowej nie nadawało się do tego ze względów technicznych, a ponadto trzeba było płacić wysoki czynsz za wynajem pomieszczeń od OSP. Moja propozycja była taka: „Przekażemy Wojewódzkiemu Zarządowi Kin okazały budynek domu kultury, w którym za niewielkie pieniądze uruchomione zostanie wspaniałe, liczące 420 miejsc – kino panoramiczne”. Dyrektorowi Sobolakowi propozycja podobała się i prosił tylko o pomoc w przekonaniu do tego planu Naczelniczki Wydziału Kultury i Sztuki Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie pani Aleksandry Forbert-Koftowej. Cieszyłem się uznaniem pani naczelniczki za twardy nadzór i zawsze wiarygodne meldunki z budowy upamiętnienia byłych obozów pracy i zagłady w Treblince. Miałem też przywilej bezpośrednich kontaktów z jej zastępcą Wacławem Kochanowskim, którego staraniom zawdzięczamy odnalezienie na plebanii w Kosowie obrazu El Greco Ekstaza św. Franciszka. Gdzie i z kim się dało drążyłem temat dokończenia budowy, jeśli nie całego domu kultury, to przynajmniej jego sali widowiskowej, sceny i kabiny projekcyjnej.
Udało się! 10 października 1964 roku polską premierą filmu Ewy i Czesława Petelskich pt „Naganiacz” z udziałem aktorów, reżyserów i grających w filmie mieszkańców miasta i powiatu otwarto w Sokołowie bajeczne, nowoczesne kino panoramiczne z pierwszym w mieście kolorowym neonem „Kino Sokół”. W kinie wygodne tapicerowane fotele usytuowane amfiteatralnie, doskonała jakość dźwięku i obrazu, na suficie 2400 kolorowych, płynnie wygaszanych reflektorków. W tamtych siermiężnych czasach sala kinowo – teatralna Powiatowego Domu Kultury robiła na widzach niesamowite wrażenie.
Na realizację statutowych zadań domu kultury uzyskałem wszystkie pomieszczenia wokół sali widowiskowej i możliwość nieodpłatnego korzystania z niej raz w tygodniu, czyli w czwartki, kiedy kino nie pracowało. Rzecz w tym, że pomieszczenia te nie były wykończone i w większości zdewastowane. Stało się to powodu błędów wykonawczych. Dach budynku pokryty był dachówką, którą ułożono bez zaprawy uszczelniającej. Wewnątrz wykonano gipsowe elementy wystroju holu, klatek schodowych i niektórych sal. W nich parkiet. Po kilku jesiennych deszczach gipsowa sztukateria odpadła, a posadzka w reprezentacyjnych salach narożnych i kawiarni przypominała morskie fale. Dodatkowym problemem były bezdyskusyjne decyzje władz powiatu, przydzielające niezagospodarowane lokale różnym instytucjom i organizacjom społecznym pod warunkiem ich wykończenia. Lokali, nie instytucji, które, jak Związek Młodzieży Wiejskiej czy Liga Obrony Kraju, same się wykończyły, podobnie jak wydziały urbanistyki i architektury.
W 1964 roku Powiatowy Dom Kultury w całym okazałym budynku miał do swojej dyspozycji dwa pokoje biurowe i jedna salę klubową. Razem jakieś 80 m2. Tak zaczynaliśmy nasze boje o kulturę w Sokołowie.
Ciąg dalszy w następnym numerze Wieści
Wacław Kruszewski
fot. Michał Kurc
« wróć | komentarze [0]