2023-01-20
„Z Kresów na Podlasie”
Niezwykłą biografię pułkownika Jerzego Maksajdowskiego złożyłam ze wspomnień samego bohatera oraz wielu rozmów, jakie z nim przeprowadził pan Andrzej Sarna, członek TMZS.
Pomocne okazały się też artykuły: pana Wacława Kruszewskiego i pani Jadwigi Ostromeckiej zamieszczone w lokalnej prasie.
Ojciec pana Jerzego został zamordowany przez NKWD 5 kwietnia 1940 r. na terenie północnej Rosji w Twerze. O tym syn dowiedział się wiele lat później. W białostockim Muzeum Pamięci Sybiru wśród ofiar Katynia znalazłam Feliksa Maksajdowskiego. Może to ten?
„Z Kresów na Podlasie”
(…)
Dziesięcioletniemu chłopcu niełatwo było przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Byłem „ruskim” dzieckiem, z trudem mówiłem po polsku. Łącznie z Domu Dziecka w Wirowie około stu dzieci chodziło do Szkoły Powszechnej w Mołożewie. W pięknym budynku po szkole dla chłopców prowadzonej kiedyś przez prawosławne mniszki wreszcie mogłem się uczyć historii i geografii Polski. Kochany pan kierownik Państwowego Domu Dziecka - Eustachy Czuma w wolnych chwilach doskonalił moją znajomość języka ojczystego.
Zdawałem z klasy do klasy z wyróżnieniem. Po ukończeniu szkoły powszechnej chciałem się uczyć w technikum samochodowym. Niestety,
w Polsce rządzili komuniści, a niektórzy wychowawcy robili wszystko, by nie podpaść władzy, a nawet zyskać jej przychylność. Wielu pamiętało, że pochodzę z rodziny przedwojennego oficera, a dla takich jak ja droga do dobrych szkół czy na studia była zamknięta. Awansować miały przede wszystkim dzieci chłopów i robotników. Dla mnie wybrano zasadniczą szkołę górniczą. Nie zamierzałem się tej decyzji podporządkować. Zmieniło się kierownictwo domu dziecka. Nowy szef niespecjalnie mnie lubił, bo ośmielałem się przeciwstawiać jego decyzjom. W głowie mu się nie mieściło, że siedemnastolatek nosi zawsze w kieszeni konstytucję i cytuje ją za każdym razem, gdy chce postawić na swoim. Raz kierownik zabronił nam uczestniczyć w niedzielnej Mszy świętej, więc wyciągnąłem małą książeczkę
i zacytowałem:
- Artykuł 53 głosi, że każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii.
Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie…
I jeszcze to: Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych.
Zgrzytnął zębami, a kiedy nie ustępowałem, machnął ręką na znak zgody. Wiedziałem jednak, że mnie nie lubi. Drażnił go mój silny charakter i upór w dążeniu do celu. Po kilku takich akcjach tylko szukał okazji, by się mnie pozbyć. Nie sądziłem, że w swojej niechęci posunie się aż do fałszowania dokumentów.
Chociaż byłem bardzo dobrym uczniem, zdecydowano, że rozpocznę naukę w zasadniczej szkole zawodowej, a nie w technikum czy liceum. Obwieścił mi to sam kierownik. Znowu wyciągnąłem konstytucję i przeczytałem artykuł 61.
- Obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej mają prawo do nauki - cytowałem.
- Ależ oczywiście, dlatego wyślemy cię na Śląsk do kopalni, żebyś jak najszybciej zaczął na siebie zarabiać.
- Państwo gwarantuje mi pomoc w postaci stypendiów i … innych form pomocy materialnej dla dzieci robotników, pracujących chłopów i inteligencji - nie dawałem za wygraną.
Kierownik huknął pięścią w stół, po czym wyprosił mnie z kancelarii. Następnego dnia wezwał mnie do siebie i oznajmił, że dokładnie przejrzał moje papiery i wychodzi z nich, że urodziłem się nie w 1940 roku, tylko w 1937. Nie rozumiałem, do czego zmierza. Wyłożył mi to w następnych kilku zdaniach.
- Jesteś trzy lata starszy, niż sądziliśmy. Musisz opuścić Wirów, bo już tu nie ma twojego rocznika.
W ten sposób z dnia na dzień znowu się stałem bezdomny. Spakowałem trochę ubrań, schowałem dokumenty i ruszyłem do stolicy. Zamierzałem znaleźć rodzinę ojca, który pochodził z Warszawy.
W jakimś urzędzie trafiłem na ślad dziadka Szczepana. Niestety, wkrótce odkryłem, że od kilku lat nie żyje, a to, co przed wojną było własnością Maksajdowskich, przeszło na własność państwa. By nie umrzeć z głodu, najmowałem się do rozładowywania wagonów. Kiedyś odpoczywałem na jakimś skwerze i zauważyłem, że pewien dystyngowany gość ma problem z uruchomieniem swojego samochodu. Podszedłem zaintrygowany, dlaczego pojazd nie chce ruszyć.
Udało mi się go naprawić, czym ująłem kierowcę.
- Masz do tego smykałkę. Widać, że kochasz pojazdy i one nie mają przed tobą tajemnic - powiedział
z uznaniem.
- Jeszcze mają, ale chciałbym, żeby nie miały - zażartowałem. - Moim marzeniem jest się uczyć w technikum samochodowym... - zwierzyłem mu się.
- To w czym problem? - nie rozumiał. - Słabe stopnie?
- Nie, stopnie w porządku. Byłem prymusem
w każdej klasie. Miałem wiele nagród i wyróżnień.
- Tym bardziej nie rozumiem, co cię powstrzymuje.
- Rzecz w tym, że… nie mam rodziny, jestem
z domu dziecka. Podsłuchałem kiedyś rozmowę wychowawców. Czytali moje papiery i mówili, że mam złe pochodzenie.(…)
Wiesława Kwiek
« wróć | komentarze [0]