W Dzierzbach hucznie świętowali zażynki
Odwzorowanie żniw
Zażynki to obyczaj wywodzący się jeszcze z wczesnego średniowiecza. By rozpocząć żniwa czekano, aż ziarno stanie się odpowiednio twarde, a słoma nabierze właściwego sobie odcieniu. Śpiew przepiórki oznaczał dobry moment do rozpoczęcia zbiorów, czyli „zażynek". Pierwsze kłosy ścinano zawsze w sobotę lub środę - były to dni poświęcone bogini Mokoszy. Po chrystianizacji pozostano przy wymienionych dniach, ale słowiańską bogini zamieniono na Matkę Bożą.
Zażynki w Dzierzbach rozpoczęły się od modlitwy i poświęcenia przez ks. Walentego Wojtkowskiego narzędzi oraz łanu zboża. Dawniej modlitwę rozpoczynał gospodarz, a po jej zakończeniu podawano mu sierp lub kosę, którą z powagą ostrzył. Dopiero w tym momencie przystępował do koszenia. Starym zwyczajem, podczas zażynek w Dzierzbach do zżęcia pierwszych kłosów sierpem zaproszono wójta Gminy Jabłonna Lacka Wiesława Michalczuka, sołtysa i prezesa KGW Dzierzby Włościańskie Grzegorza Gawrysiuka i sołtyskę Dzierzb Szlacheckich Krystynę Kwiek. Pierwsze kłosy, ścięte z pól pobłogosławiono oraz ułożono na krzyż. Dawniej czynił to zawsze właściciel ziemi.
Po ścięciu kłosów sierpem, koszenie pierwszych snopów kosą zaprezentowali Janina i Włodzimierz Polak. Za nimi łąkę kosili: Elżbieta Trzcińska i Grzegorz Gawrysiuk, Elżbieta i Zygmunt Mięsakowie, Krystyna Kwiek i Bogdan Wrzosek, Małgorzata Kostecka
i Wiesław Michalczuk i Anna i Sławomir Parzonkowie. Swoich sił przy kosie mogli również spróbować wszyscy chętni z licznie zebranej publiczności.
Dawniej pierwszy zżęty snop dekorowano i przechowywano, aż do święta Godowego. Przyszłoroczny siew rozpoczynano używając ziarna pozyskanego z tego właśnie snopa, nazywanego również dziduchem (dosłownie: dziadem). Nie inaczej było więc podczas zażynkowego pokazu. Zgodnie z tradycją, pierwszy pięknie skoszony i związany snop został udekorowany kwiatami przez Krystynę Kwiek.
W dalszej kolejności na łąkę wjechała troszkę nowocześniejsza już maszyna - snopowiązałka. Kolejnym obrzędem odwzorowanym z dawnych lat, który przedstawili uczestnikom organizatorzy była tak zwana "przepiórka". Dawniej przed kosiarzami uchodziło ptactwo gnieżdżące się wśród zboża, głównie przepiórki. Ptaki te miały wzywać żniwiarzy do pracy - w ich wołaniu doszukiwano się słów: pódźcie żąć, pódźcie żąć..., podobnie jak wiosną miały wzywać: pódźcie pleć. W różnych miejscach Ci zbierający plon zostawiali dla nich niezżętą ostatnią garść zboża. Na potrzeby uroczystości niezbędne atrybuty do zrobienia przepiórki przygotowała Anna Parzonka. Zawiązała ona kłosy w warkocz tak, że powstał rodzaj szałasu, w którym na białej serwetce położyła kawałek chleba. Taka "przepiórka" nie mogła być jakimkolwiek schronieniem dla ptactwa, ale wierzono, ze prócz ptactwa w zbożu żyją duchy, z którymi trzeba żyć w zgodzie, by zezwoliły na zżęcie pól. Przygotowany do "przepiórki" warkocz został dokładnie opielony. Tak przygotowanych „przepiórek" nie można było sprzątnąć, dopóki ptactwo nie odleciało. Do dziś, na wschodnim Mazowszu, po żniwach, nawet przy orce traktorem, uważa się, by przypadkiem nie zniszczyć przepiórek.
Zgodnie z tradycją, po pierwszym koszeniu, Wiesława Patejko w roli gospodyni przygotowała rytualny posiłek dla żniwiarzy - kwaśne mleko i ziemniaki. Zuzia Gawrysiuk i Przemek Pałka w koszu przynieśli strawę. Na ziemi rozłożyli płótno, a na nim postawili przyniesione jadło. Często jadłem tym był również chleb, gorzałka i kiełbasa. To świadczyło o podniosłości wydarzenia, bo przecież taki rarytas, jak kiełbasa był przewidziany jedynie na wzniosłe i ważne okazje. Dziś prawdziwym rarytasem (i tak było również w Dzierzbach) jest kwaśne mleko i ziemniaki z własnego gospodarstwa. Przed posiłkiem i po posiłku nie zapomniano oczywiście o specjalnej modlitwie.
Po posiłku snopki zaczęto zestawiać w kucki, następnie załadowano je na wóz i przewieziono na łąkę. Również tak jak dawniej, gdy snopy znalazły się już na wozach gospodarz przeszedł ściernisko jeszcze raz. W ręku miał sierp i szukał pojedynczych kłosów, które przetrwały pracę kosy. Nic się nie mogło zmarnować. Z tej części żniw w Dzierzbach zorganizowano konkurs. Zaproszono sześciu chętnych, którzy zbierali źdźbła ze ścierniska. Po przewiezieniu snopów na łące odbył się pokaz młócenia cepem oraz maszyną zwaną wiejką, a także pokaz czyszczenia zboża czyli wialnia.
Troszkę historii...
W ludowym światopoglądzie praca na roli nieodłącznie wiązała się z codziennością, dlatego okres świąteczny wykluczał wysiłek fizyczny. Tylko w zwykłym czasie ludzie mogli zbierać plony z pól i sadów, wypasać bydło na łąkach czy owce na halach. Jednak nawet dniem powszednim rządziły odwieczne reguły, wynikające z wyobrażeń o tamtym świecie i tamtym czasie. Pracę należało kończyć o zmierzchu, a podczas żęcia zboża nie wolno było odwracać się plecami do słońca. Dobrze było również zaczynać żniwa w sobotę, jako w dzień poświęcony Matce Boskiej, a w żadnym zaś wypadku w piątek, w dniu Męki Pańskiej. Zatem nawet, gdy zboże nie było jeszcze dość dojrzałe, wychodzono w sobotę na pole, ścinano niewielką ilość zboża i czekano spokojnie na stosowną porę. Żniwa były przecież już zaczęte, i z dalszą pracą nie trzeba było się spieszyć.
Kilkadziesiąt lat temu ludność wychodząc w pole, jak i wracając z całodziennej pracy, zawsze śpiewała. Kolberg pisał: „Każdy pracował osobno na swoim wydziale, szli zawsze ze słońcem, ze wschodu na zachód, czyli od lewej do prawej strony". Tylko taki kierunek zapewniał właściwe wykonanie każdej pracy, ponieważ całodzienna wędrówka słońca wyznaczała porządek życia, łączyła wschód z początkiem każdego działania, a zachód z jego końcem. W Dzierzbach oprawę muzyczną podczas żniw zapewnił Zespół Ludowy Jabłoniacy.
Dawniej żniwa były czasem największej kulminacji robót polowych. Ziemia wypłacała się za ciężką pracę, jaką się w nią włożyło. Trzeba było należycie jej za to podziękować. W wielu okolicach, w pierwszy i ostatni dzień żniw szło się do pracy w świątecznych ubraniach.
Pośród licznych prac polowych żniwa były najważniejsze, toteż dopuszczenie do kosy było pewnego rodzaju zaszczytem dla młodego człowieka, uznaniem go za dorosłego. W wielu okolicach w Polsce był zwyczaj wyzwalania młodego parobka na pełnoprawnego kosiarza. Był to obrzęd inicjacyjny, zwany też wilkiem, frycem albo frycowaniem kosiarza. Do dziś zachowały się opisy z Mazowsza, gdzie młody człowiek w dniu swego pierwszego samodzielnego koszenia, dostawał kosę źle naostrzoną, tak by pracować ciężej niż inni. Po skończonej pracy musiał uklęknąć na żwirze lub oście przy "wyzwalającym”, który go „spowiadał", bijąc przy okazji ostem, i targował się o ilość wódki, którą młody "wilk” ugości towarzyszy. Ostatecznie nowicjusz był uroczyście odprowadzany do karczmy, gdzie ogłaszano, że jest pełnoprawnym parobkiem.
Do II wojny światowej zwyczaje żniwne rozwijały się głównie we dworach, które w okresie zbiorów zatrudniały, oprócz własnej służby, wielu uboższych mieszkańców wsi. Gdy koszono na niwie dworskiej, chwytano i wiązano powróstami przybywającego w pole dziedzica lub członków jego rodziny, a kiedy pojawiał się konno, wiązano mu słomą nogę do strzemienia, i zwalniano dopiero po złożeniu stosownego okupu. W nowszych czasach był to już tylko tradycyjny sposób na otrzymanie dodatkowej zapłaty, dawno już zapomniano o jego pierwotnym, magicznym sensie - o wiązaniu w ten sposób właściciela z plonem jego pola.
Część piknikowa
Na łące, gdzie odbyły się pokazy młócenia i czyszczenia zboża, organizatorzy przygotowali dla uczestników jeszcze wiele innych atrakcji. Żołnierze 53. batalionu lekkiej piechoty wraz z Komendą Powiatową Policji zaprezentowali zgromadzonym symulację wypadku z udziałem dwóch samochodów osobowych, w której dokładnie przedstawili każdy etap działań, włącznie z pomocą poszkodowanym w zdarzeniu. Oprócz tego organizatorzy przygotowali wiele konkursów dla dzieci i dorosłych. Były to między innymi: rzut gumowcem, biegi w workach, wicie wianków, rzut okłotą, rzut w dal pasem ze słomy żyta czy też konkurs na najśmieszniejszy strach na wróble. Na zwycięzców konkursów czekały dyplomy i nagrody nespodzianki.
Na placu, gdzie odbywała się piknikowa część wydarzenia nie zabrakło dmuchańcy, ścianki wspinaczkowej, lodów, grilla oraz pyszności przygotowanych przez Koła Gospodyń Wiejskich z terenu gminy Jabłonna Lacka. Publiczność zabawił folklorowymi utworami Zespół Ludowy Jabłoniacy, a następnie muzycznie imprezę poprowadził DJ Martin. Z godziny na godzinę na parkiecie pod gołym niebem pojawiało się coraz to więcej tańczących par.
Zażynki zgromadziły tłumy zainteresowanych tym, jak dawniej wyglądały żniwa oraz tych, którzy chcieli spróbować pyszności przygotowanych przez Koła Gospodyń Wiejskich. Goście wciąż dochodzili, a atrakcje i świetna zabawa były zapewnione do późnych godzin wieczornych.
Wydarzenie "Zażynki - powrót do przeszłości" zostało dofinansowane ze środków z budżetu województwa mazowieckiego i zorganizowane przez KGW Dzierzby "Ligacze". Co ciekawe, koło liczy trzydziestu trzech członków i są nimi sami mężczyźni.
Podczas wydarzenia samorząd województwa mazowieckiego reprezentowała Członkini Zarządu Janina Ewa Orzełowska, która była pod ogromnym wrażeniem tak dokładnego odwzorowania prac przy żniwach.
Imprezę poprowadziła zaprzyjaźniona z kołem Marianna Kobylińska.
Mamy nadzieję, że zażynki w Dzierzbach wpiszą się na stałe w kalendarz imprez powiatu sokołowskiego, a wszystkich tych, którym nie udało się być tam razem z nami zachęcamy do wzięcia udziału w wydarzeniu za rok.
www.wiescisokolowskie.pl/galeria/341,zazynki-2022.html
K.W.
« wróć | komentarze [1]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Zażynki z rozmachem. Brawo KGW Dzierzby Ligacze |
Marylka 2022-07-19 10:32:26 |