29
2022
2022-03-09

„To tylko scenariusz drogi na Golgotę…”


6 sierpnia 1947 roku teatr, w którym aktorami byli uczniowie gimnazjum sterdyńskiego, wystawił na wyjeździe w Kosowie Lackim Balladynę Juliusza Słowackiego. Był dzień targowy. Lataniny było sporo. Trzeba było z ulicy łapać chętnych do obejrzenia tego widowiska. Ludzie wtedy bali się wszystkiego. - A może to jakiś podstęp? – podejrzewali. W końcu udało się. Aktorzy wieczorem wracali do Sterdyni, trzech z nich jednym rowerem. Wśród nich był Tadeusz Stankiewicz, grający rolę Kirkora. Jeszcze ze Sterdyni musiał udać się do leśniczówki na Holenderni, w której mieszkała jego rodzina. Ojciec Stanisław pełnił urząd gajowego.

Tego dnia, o tej samej porze, miał miejsce inny teatr, który rozegrał się właśnie w tej leśniczówce. Zjawili się czterej cywile. Prosili o coś do napicia. Pani Stankiewiczowa podała na talerzach zsiadłe mleko. Pytali, gdzie jest mąż. - Zaraz przyjdzie, ma obchód w lesie - odpowiedziała. Nie pytała, kim są. W tym burzliwym czasie leśniczówkę odwiedzali różni goście: Żydzi, partyzanci, bandyci, a nawet ubowcy. Za jakiś czas pojawił się na podwórku gospodarz. Gdy zobaczył na werandzie tajemniczych mężczyzn, zaczął uciekać. Oni za nim. Na pewno udałaby się ta ucieczka, gdyby... W tym czasie ktoś wiózł siano. Jeden z przybyszów odczepił konia od fury i pognał na nim za zbiegiem. Padły strzały. Rannego przyniesiono do domu. Płacz, krzyki przerażonej żony: - Dlaczego, po co, za co? W odpowiedzi padły słowa obelżywe. Tajniacy Urzędu Bezpieczeństwa zabrali pana Stanisława. Był członkiem WIN-u. Za moment po tym zajściu wszedł do domu Tadeusz – niedawny Kirkor. Przeraził się tym wszystkim. Ojca zabrano do Warszawy do Urzędu Bezpieczeństwa przy ul. Sierakowskigo. Śledztwo trwało długo. Żona nie wiedziała, gdzie jest mąż. Szukała go po wszystkich ubowskich urzędach. W końcu otrzymała wiadomość, że popełnił samobójstwo w areszcie, wyskakując oknem podczas przesłuchania. Funkcjonariusz, który to wyjawił, „pocieszał” wdowę. – Niech pani go nie żałuje. To był łajdak. Zdradzał panią z kobietami niecnego pochodzenia. Ja, mieszkając wtedy na stancji w Sterdyni pamiętam, jak ta opinia rozeszła się po całym powiecie sokołowskim. Mówiono: - Niby działacz niepodległościowy, a taki podły. Niektórzy jednak nie uwierzyli w to kłamstwo. Dzisiaj wrogowie naszej Ojczyzny stosują tę samą metodę – oczerniają człowieka, który im się sprzeciwia, wyśmiewają patriotyzm, a etos narodowy deprecjonują do zera. Ich akcja medialna ma cechy ciągłego, zmasowanego ataku. Niektórzy zaczynają w to wierzyć, szczególnie część młodzieży, uznającej się za „nowoczesną, postępową”.
 
* * *

Aresztowani uczniowie gimnazjum sterdyńskiego zostali w październiku 1950 r. przewiezieni z aresztu w Sokołowie do więzienia w Warszawie przy ul. Ratuszowej, gdzie było prowadzone dalsze śledztwo, zakończone sądem i wysokimi wyrokami. Ja, którego to też spotkało, ciężko zachorowałem. Leżałem w więziennej izbie chorych. Umierałem. Pani doktor, z wolności, nie mówiła, gdy mnie badała, ale szkliste jej oczy potwierdzały mój ciężki stan. Dowiedzieli się o tym moi najbliżsi - koleżanki i koledzy. W więzieniu istniała doskonała komunikacja za pomocą alfabetu Morsa przez wstukiwanie liter gdzie się dało - w ścianę, podłogę, drzwi. Najmłodsza, 14-letnia Iza wymyśliła sobie chorobę. Strażnik przyprowadził ją do ambulatorium, gdzie leżałem. Zapukała we drzwi, za którymi leżałem. – Czy tu jest Franek? – Jest! – ktoś odpowiedział. – Iza! Umieram, powiedz rodzinie, gdy wyjdziesz na wolność, że znalazłem się tu, bo chciałem, żeby ojczyzna była wolną. – Co ty mówisz? – skarciła mnie. Będziesz zdrowy. To tylko przeziębienie. Pamiętaj nie załamuj się! Rozległ się na korytarzu krzyk klawisza, który raptownym ruchem odciągnął Izę ode drzwi. Już tego dnia poczułem się lepiej.

* * *
 
Zostałem przeniesiony do celi więźniów wracających do zdrowia. Pewnego razu jeden z nich rzekł: - Ty jesteś chyba z Podlasia, bo mowa cię zdradza. – Tak, z okolic Sterdyni! – odpowiedziałem. – Na pewno znasz sprawę Stanisława Stankiewicza. – Tak, popełnił samobójstwo, wyskakując oknem w więzieniu przy ul. Sierakowskiego. – Przysuń się bliżej – wyszeptał ów współwięzień. Chcę się przed tobą, jak przed księdzem, wyspowiadać. Jestem ciężko chory, popatrz, jaki ogromny guz wyrósł mi pod pachą. Ty jesteś młody, wyjdziesz kiedyś z więzienia. Proszę cię, zanieś rodzinie zmarłego całą prawdę. Byłem funkcjonariuszem w tym UB, gdzie on zginął. Pracowałem w dziale gospodarczym. Zakatrupili go w piwnicach, potem wnieśli nocą na piętro i przez okno wyrzucili. Kazali mi go zakopać na Powązkach, co uczyniłem, zawiózłszy zwłoki furą. Gdybym, co daj mi, Boże, przeżył, to zapamiętaj nazwisko i adres. Może się kiedyś spotkamy. Trzymałem tę wiadomość w pamięci przez pięć lat.

* * *
 
Uwolnił mnie z więzienia polski Październik 1956 r. Dostałem się na studia, na których uczyłem się z kolegami o 10 lat młodszymi. Przydałem się im w wielu sprawach, wszak byłem po „uniwersytecie”, na którym trzeba było zdawać o wiele trudniejsze egzaminy. Ostatnim z nich było spełnić przyrzeczenie złożone współwięźniom. Już skontaktowałem się z żoną jednego z nich i z matką drugiego. Ulżyło mi. Jeszcze został Tadeusz. Znalazłem go pracującego w teatrze, ale nie grającego Kirkora. Napisałem do niego list, który cytowany jest w publikacjach poświęconych tamtym czasom – czasom żołnierzy wyklętych. Spotkaliśmy się w jego mieszkaniu na Pradze II. – Pojedźmy. – zaproponował.
- Może przeżył więzienie? Pojechaliśmy. Przeżył. – Nie, nie możemy z tym zaciągnąć się do sądu. Wielu z nich siedzi przy ul. Sierakowskiego na swoich, starych stołkach – powiedział. Oni mi tego nie wybaczą. Powtórzył jednak wszystko to, co kazał mi przekazać rodzinie. Zachował się szlachetnie, czego dowodem było podziękowanie mi za wykonanie zadania. Obaj z Tadeuszem pojechali na Powązki, ale nie udało się dokładnie ustalić miejsca pochówku ojca, Stanisława Stankiewicza.

 
* * *

Minęła od tego czasu połowa stulecia. Tadeusz stoi w kolejce oczekujących na identyfikację szczątków ojca na Cmentarzu Powązkowskim na tzw. Łączce.
* * *

Obok głównego wątku tych tragicznych wydarzeń, zostawiłem liczne ścieżki, również ważnych epizodów z życia bohatera, choćby te o przechowywaniu w leśniczówce rodziny Żydów. Nie dożyła wdowa pani Stankiewiczowa czasów dzisiejszych, by móc odebrać podziękowanie od społeczności żydowskiej, ani jej córka Basia. Jedynie syn Tadeusz – Kirkor, uczeń sterdyńskiego gimnazjum, mój serdeczny kolega, tę wdzięczność umęczonego Narodu przekazuje w modlitwach bohaterskim rodzicom, zostawiając coś dla siebie, choćby za ten kubek mleka, który osobiście zanosił nocą do kryjówki ukrywającym się ludziom. Nie stać mnie na szersze opracowanie tego tematu z różnych względów, a to, co napisałem, chciałbym, by było swoistym kalendarium lub scenariuszem tej epopei dla młodych, odważnych twórców.

Franciszek Kobryńczuk

Postać bohatera wspomnieniowego tekstu Franciszka Kobryńczuka wpisuje się w obchodzone w marcu dwa święta ustanowione w ostatnich latach: 1 marca - Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” i 24 marca - Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.

Przekazując mi powyższy tekst F. Kobryńczuk podkreślał dociekliwość matki Tadeusza w dojściu do prawdy oraz walki o rentę: „Ubecy stwierdzili, że mąż wyskoczył oknem i się zabił. Wdowa domagała się zadośćuczynienia za to, że UB nie zadbało o bezpieczeństwo (zamknięcie okna) podczas przesłuchań. Sprawę niby wygrała, ale w końcu - nie wygrała.” W kontekście przechowywania Żydów przez rodzinę Tadeusza pisał: „Był on uhonorowany przez ambasadora izraelskiego w Polsce. Było to na UW, na której to uroczystości ja też byłem. Tadeusz był fetowany w Ameryce, nawet przez Obamę i amerykańskich Żydów. Była relacja telewizyjna z tej pompy, którą oglądałem. Paradoks! Ubeccy Żydzi zabili ojca, a amerykańscy potem fetowali syna”. Profesor dodał też, że Tadeusz w gimnazjum był bardzo lubianym kolegą, drużynowym gimnazjalnej drużyny harcerskiej.

I jeszcze informacja z ubiegłego roku. Jak podaje IPN, w maju 2021 na tzw. Łączce w wyniku przeprowadzonych prac podjęto szczątki trzech osób, wśród których znajdowały się szczątki Stanisława Stankiewicza ps. Sośniak, który w czasie wojny ratował Żydów, a po jej zakończeniu został zamordowany.

Stanisław Stankiewicz oraz jego żona Barbara pośmiertnie w 1986 r. zostali uhonorowani medalami Sprawiedliwych, ich syn Tadeusz oraz córka Barbara Dembek – w 2006 r. Tadeusz Stankiewicz działa w zarządzie Polskiego Towarzystwa Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Na zdjęciu – Tadeusz Stankiewicz przemawiający na sesji naukowej poświęconej pamięci Franciszka Kobryńczuka - Aula Kryształowa SGGW w Warszawie, maj 2017 roku.

J.O.


« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe