2013-10-29
Tak było...
Rok 1966. Do Sokołowa przyjeżdża towarzyszka Skoczylasowa z KC PZPR. Niecodzienną wizytę składa sekretarzowi Komitetu Powiatowego - Kazimierzowi Wittowi.
Celem wizyty jest odnalezienie ludzi, którzy w czasach okupacji przeprawili ją przez Bug do ZSRR. W komitecie wiedzieli, że klub fotograficzny Sokołowskiego Ośrodka Kultury dokumentuje wszystko, co ciekawego zdarzyło się w powiecie: od budowy drogi, otwarcia remizy, po akademię, występy artystyczne i dewizowy odłów zajęcy. Zostałem poproszony o towarzyszenie pani Skoczylasowej i wykonanie serwisu fotograficznego z ewentualnych spotkań ze swoimi wybawcami, których nazwiska zachowała we wdzięcznej pamięci. Trzeba ich tylko odnaleźć, jeśli żyją.
Żyli. W Kosowie pan Wojdyga, a w Rytelach pan Żebrowski. Zajechaliśmy do nich, a z nimi do miejsc, gdzie w nocy dokonywano przepraw przez Bug. Przerzucano tych, którzy byli szczególnie zagrożeni - Żydów, uciekinierów z obozu jeńców wojennych w Suchożebrach, działaczy komunistycznych i tych wszystkich, dla których ZSRR był ocaleniem. Organizacją przerzutów zajmował się pan Wojdyga, do którego w 1940 roku dotarła z Warszawy i pani Skoczylasowa. Grupa wtajemniczonych rolników znających doskonale rzekę, a nawet radzieckich pograniczników, wydobywała zatapiane za dnia łodzie i w każdą pochmurną noc przeprawiała dziesiątki uciekinierów. Ryzykowali życie, a często za swoje trudy i poświęcenia zamiast zapłaty otrzymywali listy dziękczynne oraz zapewnienia gratyfikacji, gdy się wszystko powiedzie. Taki dokument, zapisany na kartce kratkowanego papieru kopiowym ołówkiem, wzięła pani Skoczylasowa do muzeum. Jego autorem był oficer - jeniec z obozu w Suchożebrach; za przewóz, opiekę i żywność miał zapłacić towarzysz Stalin. Jak dziś wiadomo, Stalin wszystkich plennych potraktował jak zdrajców i zesłał do łagrów.
Tak więc panowie Wojdyga i Żebrowski nie doczekali się podziękowania. Ale pani Skoczylasowa pamiętała, kto jej życie uratował, przyjechała do Kosowa, odnalazła swoich wybawców, by im po latach podziękować, a Wojdydze pomóc w odzyskaniu koncesji na rzeźnię i wyrób wędlin, z czego słynął nie tylko w Kosowie Lackim.
Wspomnienia te piszę z pamięci, a inspiracją do nich były odnalezione zdjęcia Archiwum Fotograficznego Powiatowego Ośrodka Kultury z lat 1964 -1976. W każdy wtorek od godziny 10 rano z Pawłem Kryszczukiem, pracownikiem SOK- u biegłym w zakresie nowych technik komputerowych, opisujemy te zdjęcia, by następnym pokoleniom pozostawić obrazy z życia sokołowiaków, utrwalone na czarno-białych zdjęciach. Z nostalgią i zadumą oglądamy zdjęcia dzieci z ogniska muzycznego. Każde niemal ma swoją historię, chociażby te z koncertu uczniów ogniska muzycznego. Grający w duecie akordeonowym Krzysztof Banasiuk i Kazimierz Soszka po próbie narzekali na zbyt wysokie krzesła, które uniemożliwiały kontakt stóp z podłogą, by wybijać takt. Czego się nie robi dla artystów? Dozorca domu kultury p. Roman Banasiuk w kilka minut obciął nogi w krzesłach i młodzi muzycy zagrali koncert popisowo. Na zdjęciu prawie nie widać zza akordeonów małych artystów. Tylko nogi wiszą nad podłogą, szukając z nią potrzebnego kontaktu. Dziś pan Kazimierz Soszka kieruje jedną ze szkół w Sokołowie i w ciągłej sztafecie pokoleń uczy swoich wychowanków. Czy nie byłoby interesujące pokazać tych zdjęć na wystawie, a także w dostępnych katalogach? Pani Maria Koc – dyrektor SOK-u zamierza to zrobić z okazji 50-lecia tej instytucji, zaraz po zakończeniu remontu. To dobry pomysł i gwarantowany sukces. Zanim jednak zostanie zrealizowany, jest potrzeba identyfikacji wielu zdjęć. Te z licznych imprez artystycznych nie nastręczają trudności. Weryfikujemy je z kronikami, artykułami prasowymi i wiedzą żyjących pracowników kultury. Trudniej ze zdjęciami przedstawiającymi liczne otwarcia obiektów publicznych i zakładów pracy. Np. w Szpitalu Powiatowym nowi pracownicy nie wiedzą, kto był przy jego otwarciu i kiedy to było. Anonimowa pracowniczka kancelarii szpitala pomyliła biskupa Jana Mazura z księdzem katechetą szpitalnym. Takie pomyłki są niedopuszczalne i musimy je wykluczyć. Dlatego póki jeszcze skleroza nas nie dotknie, prosimy o pomoc czytelników „Wieści”. Razem opiszmy naszą historię. Taką, jaka była. Zdjęcia nie kłamią.
WACŁAW KRUSZEWSKI
« wróć | komentarze [0]