2016-03-02
Sokołowskie ulice – ul. Heleny Mniszkówny
Jest w Sokołowie ulica, przy której nikt nie mieszka. To ulica Heleny Mniszkówny, biegnąca równolegle do ul. Wolności od pomnika Niepodległości (w parku im. Adama Mickiewicza) do ul. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Są przy niej ważne instytucje: Starostwo Powiatowe, Sokołowski Ośrodek Kultury, budynek dawnego komitetu powiatowego PZPR, ale wszystkie te obiekty odwracają się „plecami” do ul. Mniszkówny, prezentując swoje okazałe frontony ulicom Wolności, Armii Krajowej, K. I. Gałczyńskiego. Zanim bowiem radni nadali tej ulicy imię znanej pisarki, stały tam już dawno wspomniane budynki. Tak więc żaden mieszkaniec Sokołowa nie może pochwalić się, że mieszka przy ul. Heleny Mniszkówny - najpopularniejszej przedwojennej polskiej pisarki, autorki „Trędowatej" „Ordynata Michorowskiego", „Panicza" i wielu innych powieści-romansów, chętnie czytanych przez nasze babcie i mamy.
„Trędowatą" napisała Mniszkówna we dworze w Sabniach, mając zaledwie 19 lat. Jej ojciec, Michał Mniszek – Tchorznicki, zanim podjął decyzję wydania za własne pieniądze debiutanckiego dzieła córki, poprosił o opinię Bolesława Prusa. Ocena wielkiego pisarza była pozytywna. On pierwszy dodał jej otuchy i zachęty do dalszej pracy. 6 marca 1909 roku na wystawie w warszawskiej księgarni Helena zobaczyła swoją pierwszą książkę. Wydarzenie to utrwalono wspólną fotografią z ojcem - fundatorem wydania. Książkę wykupiono błyskawicznie. Prasa literacka potraktowała „Trędowatą" życzliwie. Poważne pisma takie jak „Kraj”, „Biesiada Literacka", „Bluszcz", „Przegląd Powszechny" zamieszczały pochlebne recenzje. Warto przytoczyć fragment jednej z nich dla tych czytelników „Wieści Sokołowskich", którzy nie mają najlepszego zdania o walorach literackich dzieła „panienki" z sabniowskiego dworu.
Wiktor Gomulicki pisał: „Zanim jeszcze znalazłem czas na przeczytanie dwóch okazałych woluminów, zaznajomiły się z nimi dwie młode kobiety. Każda zwracając mi powieść miała zaczerwienione powieki. U jednej był to skutek bezsenności: ta „Trędowata” to szalenie zajmująca, żem całą noc na czytaniu spędziła. U drugiej czerwoność pochodziła od łez nad książką wylanych”. Pisarz chwalił autorkę, „która kreśli piękne obrazy przyrody, umie zręcznie prowadzić dialog, w scenach dramatycznych zdobywa się na siłę”. Znalazł też w „Trędowatej" próbę satyry społecznej i moralizowania na temat obowiązku ówczesnych elit. Z kolei Antoni Lange nazywał Mniszkówną spadkobierczynią sławy Rodziewiczówny.
Nasza pisarka i patronka sokołowskiej ulicy, autorka 20 popularnych powieści nie zastrzegła sobie praw autorskich, nie udzielała wywiadów, nie bywała w salonach literackich Wilna i Warszawy, a mimo to wydawcy bili się o prawo druku kolejnych powieści, bo czytelnicy natychmiast je wykupywali. W prasie dwudziestolecia jest tylko jeden wywiad z Heleną Mniszek (w „Tygodniku Polskim") i jedno zdjęcie (w „Kurierze Warszawskim") dworku w Sabniach z podpisem – „Tam, gdzie tworzyła autorka „Trędowatej". Do roku 1939 ta powieść miała 16 wydań i dwie ekranizacje: z 1926 roku z Jadwigą Smosarską i z 1936 roku z Elżbietą Barszczewską w roli Stefci Rudeckiej. Po wojnie w filmie Jerzego Hofmana główną bohaterkę grała Elżbieta Starostecka.
Szkole w Sabniach nadano imię pisarki, a przed siedzibą gminy ustawiono piękny pomnik z symboliczną otwartą księgą z brązu. Niestety, sabniowski dworek można dziś zobaczyć jedynie na zdjęciach. Przetrwał wojnę i okupację, ale po niej podzielił losy klasy ziemiańskiej, której patronka naszej ulicy była wybitną przedstawicielką. Urodziła się w 1878 roku w Kurczycach na Wołyniu. Otrzymała bardzo staranne wykształcenie domowe - władała swobodnie czterema językami obcymi. Jak twierdził prof. Julian Krzyżanowski, bezsporną zasługą Mniszkówny był fakt, że poprzez swoje ckliwe powieści powiodła o krok naprzód prymitywnego czytelnika do nowoczesnej literatury. Losy skromnej bohaterki „Trędowatej”- Stefci Rudeckiej wycisnęły łzy milionom czytelniczek. Nie zawsze kucharek i pokojówek, jak twierdzili złośliwi krytycy.
Interesujący opis bohatera powieści „Panicz” przesłał mi Witek Szcześniak – kolega z sokołowskiego liceum przy ul. Kupientyńskiej. Z ustaleń Witka wynika, że bohaterem powieści „Panicz” był Adolf Lortsch - rządca majątków w Grodzisku i Kupientynie, w powieści Ryszard Denhoff. Lortschowie, z pochodzenia Francuzi, znaleźli się w Polsce po rzezi hugenotów we Francji. Adolf urodził się w Okuniewie pod Warszawą w 1883 roku. Kształcił się za granicą, skąd mając 19 lat powrócił do Polski, gdzie po śmierci ojca objął majątek Grodzisk /w powieści Wodzewo/. Tu poznał Helenę Mniszek z nieodległego majątku Sabnie /w powieści Worczyn/. Całą historię tej znajomości możemy odnaleźć w „Paniczu” jak np. ten fragment świadczący o postawie pisarki wobec caratu. Z demonstracji patriotycznej w Warszawie Mniszkówna przywiozła czerwony sztandar i poleciła zawiesić go na najwyższej topoli rosnącej w dworskim parku. Schodząc z drzewa fornal obcinał kolejno konary, by nikt nie mógł zdjąć sztandaru. Carscy żandarmi próbowali go zestrzelić, dawali 100 rubli za usunięcie go z drzewa. Nie było chętnych. Czerwony sztandar nad sabniowskim dworem przetrwał do wiosny, póki słońce deszcze i wiatry go nie zniszczyły.
Młody Lortsch nie zabawił długo w Grodzisku. W dwa lata przehulał majątek ojca i popadł w długi. Musiał uciekać przed wierzycielami. Najpierw schronił się u swojej siostry Jadwigi Zambrzyckiej w Kupientynie, a następnie wyjechał do Kijowa. Tam podjął pracę w fabryce maszyn rolniczych Fowlera. W pensjonacie Swiderskiego doszło do spotkania, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniło jego życie. Jednocześnie z Adolfem gościła w pensjonacie Swiderskiego Maria Pietrowna Bilik – wdowa po baronie Budbergu. Jak wiele ówczesnych czytelniczek Maria Pietrowna przeżywała losy panicza - Ryszarda Denhoffa i bardzo chciała poznać autentycznego bohatera powieści Heleny Mniszek. Skorzystał z tego właściciel pensjonatu i przedstawił Adolfa Marii Pietrownie. Po zabitym przez polskich patriotów baronie Budbergu pełniącym funkcję komendanta carskiej żandarmerii w Warszawie, Maria Pietrowna odziedziczyła miasto Grozny i pola naftowe w Czeczenii. Dzierżawa tych pól Amerykanom przynosiła wdowie niebotyczną wówczas sumę 100 000 dolarów rocznie. Takim majątkiem nie mógł wzgardzić bankrut z Grodziska i wkrótce doszło do małżeństwa. Maria Pietrowna była parę lat starsza od Adolfa Lortscha, ale, jak mawiał jego bratanek, „złote kajdanki” nie ciążą. Po ślubie państwo Lorstchowie wyjechali do Kisłowodzka, gdzie Adolf został prezesem Towarzystwa Kaukaskiego i wszystkie pieniądze bogatej wdówki lokował w budowę pensjonatów w tym słynnym do dziś kurorcie. To sielankowe życie przerwali bolszewicy w 1917 roku. Uciekając przed nimi z Czeczenii Lorstchowie znaleźli się w Nicei. Adolf pełnił tam funkcję konsula honorowego Rzeczpospolitej Polskiej. Jeszcze przez cały rok Amerykanie wypłacali Lorstchom pieniądze za dzierżawę, licząc na możliwości wydobycia ropy z czeczeńskich pól naftowych. W końcu zerwali umowę. Po śmierci żony Adolf wrócił do Polski i zamieszkał u swojej siostry, właścicielki hotelu Wiedeńskiego w Warszawie. Nadal był bardzo bogatym człowiekiem. Ale i te pieniądze nie starczyły, by wykupić go z rąk gestapo. W maju 1940 roku został aresztowany i oskarżony o agenturalną współpracę z Anglikami. 21 czerwca tegoż roku został rozstrzelany wraz z Maciejem Ratajem, Januszem Kusocińskim i innymi polskim patriotami w Palmirach, tam też spoczywa. Mniszkówna, wówczas Radomyska, nie wiedziała o śmierci „Panicza”. Wysiedlona przez Niemców z majątku Kuchary pod Płockiem wróciła do Sabni, gdzie zmarła w 1943 roku. Patronka naszej ulicy została pochowana na maleńkim cmentarzyku w Zembrowie, wśród grobów innych zacnych przedstawicieli rodu Mniszek - Tchorznickich.
Wacław Kruszewski
« wróć | komentarze [0]