Samotny z własnego wyboru
Rozpadający się, otoczony gruzem, krzakami, osmolonymi cegłami i resztkami ubrań kontener, sprawia przygnębiające wrażenie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ktoś zapomniał usunąć tę wątpliwą „ozdobę”. Prawda jest inna. Tutaj żyje człowiek.
W środku wsi Łuzki, gmina Jabłonna Lacka. Ponad 65-letni pan Eugeniusz mieszka sam, jest starym kawalerem. Wcześniej mieszkał z matką, która na starość znalazła opiekę w jednym z ośrodków i tam zmarła. Ma jakąś rodzinę w Gródku, jednak nie utrzymuje z nią żadnych kontaktów. Jedynym towarzyszem jego niedoli jest przywiązany łańcuchem do fragmentu drzwi wilkopodobny kundel.
Jeszcze do niedawna przy drodze prowadzącej przez wieś, stała drewniana chałupa. Groziła zawaleniem, tym bardziej, że właściciel systematycznie ją rozbierał, pozyskując w ten sposób drewno na opał. W końcu zdecydowano się na jej rozbiórkę, pomogli mieszkańcy. W jej miejsce, dzięki wsparciu gminy, został postawiony kontener mieszkalny. Jednak po tygodniu, w październiku ubiegłego roku, w pomieszczeniu wybuchł pożar, prawdopodobnie od piecyka. Dzięki zaangażowaniu pracowników gminnej opieki społecznej, pan Eugeniusz trafił do noclegowni w Siedlcach. – Zbliżała się zima i dalsze przebywanie w zniszczonym przez ogień kontenerze było niebezpieczne, zarówno dla zdrowia, jak i życia naszego sąsiada – mówi Kamil Borys, sołtys wsi Łuzki, który osobiście zawiózł go do Siedlec. Nie pobył tam zbyt długo. Gdy tylko zrobiło się cieplej, na przełomie marca i kwietna mężczyzna uciekł z noclegowni i wrócił do Łuzek. Najlepiej na swoim – jak mawiał.
Na powrót zamieszkał w kontenerze. Przeciekający dach i dziury w ścianach pozatykał blachami i kartonami. Miednica i dwa wiadra z wodą służą za łazienkę. Posiada stary, zardzewiały rower. Z czego żyje? Od początku pomagała opieka społeczna. Pan Eugeniusz otrzymuje pomoc w naturze, żywność, ubrania, środki czystości.
O pieniądzach nie ma mowy, jest więcej niż pewne, że byłyby przeznaczane na zakup alkoholu. Mieszkańcy Łuzek to ludzie wrażliwi na ludzką krzywdę, skorzy do pomocy. Jednak jak pomóc komuś, kto taką pomoc odrzuca. – Chciałem odkupić do niego cegły walające się wokół kontenera, porozrzucane po trawie i krzakach. Warunkiem było ich oczyszczenie, są całe brudne, osmalone dymem z pożaru. Jednak nie chciał tego zrobić. Zrezygnowałem. Nic na siłę - mówi jeden z mieszkańców wsi.
- Aby starczyło na „butelkę chleba” - jak z przekąsem ale i goryczą w głosie, mówi napotkana mieszkanka wsi - sezonowo zbiera jagody i grzyby. Gospodarze proponują mu, aby pomagał przy pracach w gospodarstwie, przy sianokosach, żniwach czy wykopkach. Miejscowi chwalą robione niego miotły. Jednak wszyscy doskonale wiedzą, na co przeznaczane są te zarobione pieniądze.
Ludzie znajdujący się w tragicznej, wręcz beznadziejnej sytuacji bytowej na pomoc ze strony innych osób i instytucji reagują bardzo różnie. Jedni w samotności, z pokorą i godnością przyjmują swój los. Walczą, chcąc zapewnić sobie minimum potrzebne do godnego życia. Zbierają butelki, makulaturę, złom. Latem jagody i grzyby. Nie są to duże pieniądze, jednak pomagają przetrwać. Jeszcze inni reagują agresją, wyzwiskami, straszeniem. Otoczeni niewidzialnym murem, nie chcą dopuścić życzliwych osób, są im niepotrzebni. Takie podejście, w ich mniemaniu, to przykład honoru i godności. Jeszcze inni przyjmują postawę zgoła inną, roszczeniową. Uważają, że skoro już się w takiej sytuacji znaleźli, to wszystko im się należy, pomoc innych jest wręcz obowiązkiem, oni są poszkodowani. Jednak nie robią ze swojej strony nic, aby samemu choć trochę poprawić swój byt. Wydaje się, że taką właśnie postawę przyjął mieszkaniec Łuzek.
Pracownikom pomocy społecznej znane są przypadki osób, które po otrzymaniu pomocy rzeczowej, np. artykułów spożywczych, ubrań czy środków czystości i chwilę po wyjściu z magazynu, sprzedawały je. Artykułem docelowym był alkohol. – Jest to przerażające i przykre, jednak uzależnienie jest silniejsze od nich. A my nie możemy nic zrobić – stwierdza ze smutkiem pracownica jednego z ośrodków pomocy społecznej w powiecie sokołowskim.
Ludzie, którzy znają pana Eugeniusza twierdzą, że przez te wszystkie lata bardzo się zmienił. Zdziwaczał, odsunął się od innych. – To już nie jest życie, to wegetacja. Z drugiej strony, widocznie mu z tym dobrze. Dla niego najgorsze są zimy. Ostatnio był w Siedlcach, rok wcześniej przezimował w szkole w Czekanowie. Jak będzie dalej, trudno powiedzieć. Prawdopodobnie, jeżeli się zgodzi, opieka społeczna skieruje go do któregoś z ośrodków. Przede wszystkim jednak to on sam musi tego chcieć – mówi Kamil Borys.
Wiek, tryb życia i stres odbija się na pewno na zdrowiu i kondycji psychicznej tego mężczyzny. Starość nie zawsze jest synonimem samotności, braku zainteresowania i opieki. Jednak coraz częściej ludzie w podeszłym wieku są opuszczeni przez swoich najbliższych, wyobcowani, niedostrzegani przez sąsiadów. Pytania zadawane w samotności - dlaczego tak się dzieje? - pozostają bez odpowiedzi.
Brak bliższych więzi z ludźmi, dotkliwa pustka, wywołują u zapomnianych poczucie ogromnej krzywdy. Jakie są przyczyny samotności? Odpowiedzi może być wiele. Jako jedna z nich wymieniane są cechy charakteru i złe wybory dokonywane w przeszłości. Ludzie nieśmiali, wrażliwi, którzy bali się otoczenia w młodości, tym bardziej boją się go na starość. Postawienie w życiu na karierę, zdobywanie bogactwa, pracoholizm, nałogi czy zaniedbywanie rodziny może w przyszłości stać się przyczyną samotności. Kariera się kończy, dobrze jeśli emeryturą, za bogactwo, nawet jeśli udało się je zdobyć, nie udaje się kupić przyjaźni czy miłości, nałogi odstraszają innych. Zostaje się samym, z niezbyt korzystnym bilansem przeszłości. Tak jak pan Eugeniusz. Samotny z własnego wyboru, wśród wielu otaczających go ludzi.
LESZEK KOPER
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu