Rosjanom ledwo starczało na jedzenie...
Pochodząca z Sokołowa Podlaskiego rodzina Skochadków uciekła w czasie wojny na wschód. Nie wszyscy przetrwali wojenną zawieruchę. Dopiero w 1995 roku Josef odwiedził swoje rodzinne strony.
Josef Harel urodził się jako Josef Skochadek 13 czerwca 1920. Jego matka Hana pochodziła z Sokołowa, ojciec Haim - z Zambrowa. Josef miał brata bliźniaka, który zmarł wkrótce po urodzeniu. Na ten temat nigdy w ich domu się nie rozmawiało, więc Josef nie poznał dokładnej przyczyny śmierci brata. Dwa lata później urodził się Dawid.
Dzieciństwo w Sokołowie
Rodzice Hany mieszkali w Sokołowie. Byli to bardzo religijni ludzie, należący do ruchu chasydzkiego. Dziadek Szachne był właścicielem fabryki cegieł na przedmieściach. Zatrudniał w niej wielu pracowników. - W każdą sobotę wieczorem jechał do fabryki, aby wypłacić im tygodniową pensję - wspomina Josef.
Sokołów był wówczas miejscowością, w której dominowała drobna przedsiębiorczość. Wspólnota żydowska zamieszkiwała centrum miasta. Kiedy Haim poznał rodzinę swojej żony, przekonał się, że ich życie wygląda inaczej niż to, do którego przywykł. Byli to ludzie bardzo religijni, poza jednym z braci Hany, który został komunistą.
- Mój ojciec czuł się w pewnym sensie outsiderem, mieszkając to w Sokołowie - przyznaje Josef. - Często czytał nam na głos fragmenty powieści, które publikowane były co sobotę w gazecie. Oczywiście w języku jidisz, bo tak mówiło się u mnie w domu.
Po ślubie Haim próbował swych sił w biznesie, otwierając wraz z bratem swojej żony skład drzewa. Interes ten nie okazał się jednak sukcesem. Hana postanowiła więc wziąć na siebie odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. Ojciec podarował jej sklep w budynku, którego był właścicielem. Był to dwupiętrowy murowany budynek, gdzie poza trzema sklepami od strony ulicy znajdowały się jeszcze cztery mieszkania.
Hana otworzyła sklep z galanterią. Sama wszystkim się zajmowała. Dobrze znała gust swoich klientów. Dzięki temu interes mógł dobrze funkcjonować. Haim nie zajmował się bezpośrednio handlem. Jego rolą było prowadzenie ksiąg rachunkowych.
Chciał studiować
Gdy Josef miał pięć lat zaczął uczęszczać do chederu, szkoły żydowskiej, w której uczył się modlić, czytać i pisać po hebrajsku. Dwa lata później rodzice zapisali go do polskiej szkoły. Josef nie wspomina dobrze nauki w chederze. - Nauczyciel często bił nas linijką. Moja matka nie chciała, żebyśmy musieli to znosić. Wynajęła więc prywatnego nauczyciela, który przychodził do naszego domu, aby uczyć nas hebrajskiego, praw żydowskich oraz opowiadał nam o ziemi świętej.
W każdy szabat Haim chodził do synagogi. Jego żona jednak tego dnia zajmowała się gotowaniem. Wszystko dlatego że przez cały tydzień pracowała w sklepie. Do synagogi chodziła z mężem jedynie podczas świąt.
- Ojciec zawsze powtarzał nam, że nawet jeśli nie wybierzemy religijnego życia w przyszłości, nie powinniśmy zapominać o tym, skąd się wywodzimy i szanować naszą religię oraz kulturę. Nawet gdybyśmy sami nie przestrzegali żydowskich praw, powinniśmy szanować tych, którzy to robią – podkreśla Josef.
W 1939 roku Josef skończył szkołę średnią w Drohiczynie i planował zapisać się na uniwersytet, mimo iż ojciec chciał, aby syn zaczął pomagać w prowadzeniu rodzinnego interesu. Josef był aktywnym członkiem syjonistycznej organizacji młodzieżowej Ha'Shomer Ha'Tzair i wierzy, że sukces możliwy jest dzięki edukacji.
Ucieczka na wschód
Niestety, wojna zmieniła wszystko. Gdy wybuchła wkrótce do miasta wkroczyli Niemcy. - Pamiętam, jak pewnego razu niemiecki żołnierz wszedł do synagogi i strzelił zabijając kobietę - wspomina Josef.
Po dwóch tygodniach, zgodnie z ustaleniami paktu Ribbentrop-Mołotow, do Sokołowa wkroczyli Rosjanie. - Oni byli zdecydowanie mniej zorganizowani niż Niemcy. Mieli też mniej pieniędzy. Pamiętam, że Niemiec, który przyszedł do naszego sklepu kupił skórzane rękawiczki, podczas gdy Rosjanom ledwo starczało na jedzenie. Jedli kanapki zawinięte w papier, a w sklepie kupowali najtańsze słodycze.
Gdy sytuacja znowu się odwróciła i do miasta powrócili Niemcy, Hana zdała sobie sprawę z tego, że jest to najlepszy moment na ucieczkę. Wraz z inną rodziną kupili konia oraz wóz, na który załadowali pięćdziesiąt ogromnych worków ze swoimi rzeczami. Josef siedział z przodu, trzymając uprząż. To właśnie wtedy zaczął palić papierosy.
Wszyscy udali się do Białegostoku. Pod osłoną nocy sprzedawali dobra, jakie przywieźli w workach. Uzyskane w ten sposób pieniądze wymieniali na dolary. W mieście nie było jednak bezpiecznie. Rodzina doświadczyła tu przejawów antysemityzmu. Ponieważ dysponowali niewielką ilością gotówki oskarżano ich o bycie kapitalistami. Haimowi się to nie podobało. Obawiał się, że jego synowie mogą zostać siłą wcieleni do rosyjskiej armii, a przecież nie wychował ich na komunistów.
W styczniu 1940 roku Haim rozważał nawet powrót do Sokołowa. W tym czasie Rosjanie zaczęli oferować obywatelstwo nowo przybyłym, którzy mieli osiedlać się na peryferiach. Rodzina postanowiła jednak zostać w Białymstoku.
Do Uzbekistanu
W czerwcu rozpoczęły się łapanki na ulicach. Ludzi wysyłano do pracy na wschodzie. Rodzice Josefa starali się ukryć swoich synów na strychu podczas przeszukania urządzonego przez żołnierzy. To się jednak nie udało. W wyniku tego cała rodzina musiała się spakować i udać na dworzec kolejowy. Tu czekał pociąg, który zabrał ich na niezamieszkały teren na wschód od Leningradu. - Była zima - wspomina Josef. - W namiocie mieszkało 140 osób. Jedno łóżko przypadało na dwoje ludzi. Powiedziano nam, że mamy tu zbudować nowe miasto.
Na początku Josef zajmował się wycinką drewna. Później przydzielono mu pracę przewoźnika. Gdy miał wolny dzień udawał się do miasta, aby przynieść trochę cebuli, która była wówczas jedynym źródłem witamin.
Wkrótce rodzina udała się przez Morze Kaspijskie na Kaukaz. Uznali, że skoro ten region jest bogaty w ropę to alianci nie pozwolą, aby kontrolę nad nim przejęli Niemcy.
Przebywali tam do końca 1942 roku. Następnie udali się do Erewania w Armenii, a stamtąd do Baku w Gruzji, gdzie Haim, ojciec Josefa, zmarł. To dla rodziny była ogromna strata.
Kolejnym miejscem, do którego trafili był Uzbekistan. Nie ominęła ich epidemia tyfusu. Matka sprzedała swój ostatni diament oraz futro. Za otrzymane w ten sposób pieniądze kupili chleb oraz warzywa.
Dawidowi udało się znaleźć pracę w kinie, dzięki czemu otrzymywał darmowe bilety, które następnie Hana i Josef sprzedawali.
Josef, Hana i Dawid przebywali w Uzbekistanie do kwietnia 1946 roku, kiedy to przyjechali do Łodzi. Tu mieszali przez kilka miesięcy, aż Josef dołączył do Habrichy, nielegalnej organizacji pomagającej ocalałym z Holocaustu opuścić Europę i wyemigrować do Palestyny.
Daleka droga
Jesienią 1946 roku Josef udał się do Austrii, a następnie do Włoch. Tu spotkał Miriam, z którą wkrótce się ożenił. Wraz z innymi uciekinierami wsiedli na statek, który był przystosowany do przewozu 300 osób. Tymczasem na jego pokładzie znalazło się wtedy 1500 ludzi. Gdy dopłynęli do Haify, wszyscy pasażerowie zostali deportowani na Cypr. Tu spędzili niemal rok, a młodemu małżeństwu urodził się syn Haim.
Wreszcie w marcu 1948 roku dotarli do Palestyny.
Udali się do Kiryat Haim, gdzie mieszkali wspólnie z inną rodziną. Josef wstąpił do wojska. Po odbyciu służby imał się różnych zajęć. Nie było to jednak życie, o jakim marzył przed wyjazdem.
Gdy jeden ze znajomych zaprosił ich do zamieszkania w kibucu Mizra, nie zastanawiali się długo. Przebywali tam do 1954 roku, kiedy to przenieśli się do Kiriat Bialik.
Josef, który podczas służby wojskowej wyuczył się zawodu mechanika samochodowego, znalazł pracę w firmie transportowej Egged. Gdy przeszedł na emeryturę w 1978 roku, zaczął myśleć o tym, aby odwiedzić swoje rodzinne strony. Wraz z żoną przyjechali do Polski w 1995 roku. Obecnie wciąż mieszkają w Kiriat Bialik. Mają ośmioro wnuków.
KATARZYNA MARKUSZ
NA ZDJĘCIACH: JOSEF PRZED DOMEM, W KTÓRYM MIESZKAŁ PODCZAS SWOJEJ WIZYTY W MIEŚCIE W 1995 R. I BUDYNEK PRZY UL. WILCZYŃSKIEGO 27 OBECNIE
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu