29
2022
2013-04-26

Pracować ponad normę


Ponad czterdzieści procent dorosłych Polaków pracuje dłużej niż 50 godzin tygodniowo. To niekorzystne dla pracowników, którzy przez nadmierne obciążenie odczuwają rosnącą frustrację, a w efekcie dotyka ich wypalenie zawodowe.
Jak mówi wielu, dobrze, że jest ta praca i można jakoś żyć, nawet za cenę nadmiernego zmęczenia. Jednak jego skutki są też groźne dla pracodawców. Na razie nie ma polskich danych dotyczących spadku efektywności wypalonych zawodowo pracowników. Dane ze Stanów Zjednoczonych mówią o 300 miliardach dolarów strat dla gospodarki.
Dane z polskiego rynku pracy są niepokojące, niemal połowa Polaków pracuje ponad normę i zabiera pracę do domu. Rekordziści pracują nawet 80 godzin tygodniowo. To zjawisko można wiązać z faktem, że Polacy są społeczeństwem na dorobku.
Jednak źle jest, gdy pracy nie ma w ogóle. Co trzecia osoba bez pracy w Polsce jest w wieku 25-34 lat. Dotyczy to również dużych miast, np. Warszawy. Mści się masowa likwidacja szkół zawodowych i techników w ostatnich 10 latach. Lawinowo rośnie liczbą bezrobotnych absolwentów szkół wyższych i liceów. A pomysłów i rozwiązań nie ma. Przez ostatnie 10 lat wmawiano młodym, że wyższe wykształcenie chroni przed bezrobociem. To nieprawda.
Młodzi absolwenci uczelni, szczególnie humanistycznych, mają coraz większe problemy ze znalezieniem etatu. Problem będzie narastał, bowiem w latach 2013-2015 na polskim rynku pracy pojawi się ponad 1,3 mln absolwentów szkół wyższych,  największa fala absolwentów w okresie powojennym. Obecnie studiuje ok. 2 mln osób, a ponad 1 mln uczy się w średnich szkołach zawodowych, policealnych i zasadniczych zawodowych.
Młodzi coraz dłużej pozostają bez pracy. W grupie warszawskich bezrobotnych w wieku 25-34 lat aż 30 proc. szuka bezskutecznie zatrudnienia już ponad rok.
- Sporadycznie zatrudniam się na umowie śmieciowej, nie mam ani jednego dnia składkowego w ZUS-ie. Dziś dostałam ofertę płatnego stażu. Tylko co to jest około 800 zł dla matki z dzieckiem? Z tego czynsz, opłaty i jedzenie, nie utrzymam się – mówi jedna z mieszkanek Sokołowa.
Od wielu lat stopa bezrobocia wśród młodych przekracza w Polsce 20 proc. i jest ponad dwukrotnie wyższa od ogólnej stopy bezrobocia dla kraju. Wśród przyczyn wymienia się zbyt małą liczbę miejsc pracy w stosunku do liczby absolwentów i reformę edukacji, która w ostatnich 10 latach skutkowała likwidacją ok. 6 tys. szkół zawodowych i techników.
Twórcy reformy z 1998 roku przyjęli dwa założenia: po pierwsze - relacja liczby absolwentów liceów ogólnokształcących do liczby absolwentów szkół zawodowych miała docelowo wynosić 80:20. A zatem liczba uczniów techników i szkół zawodowych miała się zmniejszyć z 62 proc. do docelowych 20 proc. Za najważniejsze uznawano rozszerzenie kształcenia ogólnego, które nie przygotowuje do wykonywania konkretnego zawodu. U podstaw tych koncepcji tkwiło założenie, że szkoły zawodowe, pogardliwie zwane zawodówkami, są we współczesnej Polsce niepotrzebne. I powszechnie je wyśmiewano.
- Najbardziej rozwinięte kraje Europy kształcą rzemieślników i robotników wykwalifikowanych zgodnie z potrzebami przedsiębiorstw. W Niemczech, Szwajcarii czy Austrii struktury kształcenia ponadpodstawowego są dostosowane do potrzeb gospodarki, a nie księżycowych wizji urzędników – mówią analitycy zajmujący się tym problemem.
- Liczba szkół wyższych znacznie przekroczyła w Polsce potrzeby gospodarki, powodując nowe bezrobocie, a pojawił się niedobór specjalistów na poziomie średnim: techników, rzemieślników i robotników wykwalifikowanych. Kształcenie powinno być skoordynowane z potrzebami gospodarki. A my kształcimy sfrustrowanych i na starcie potencjalnie bezrobotnych absolwentów – stwierdzają bez ogródek.
Szkoły zawodowe i technika likwidowano za wszystkich rządów w ostatnich kilkunastu latach. W efekcie zamknięto w całym kraju ok. 6 tys. średnich szkół zawodowych i wyrzucono na bruk większość z ponad 50 tys. nauczycieli, pozbawiając możliwości zdobycia średniego wykształcenia zawodowego ponad 900 tys. uczniów. Zamykaniu tych szkół towarzyszyła likwidacja zakładów przemysłowych. Nastąpił za to wysyp prywatnych, humanistycznych uczelni, które na potęgę zaczęły „produkować” bezrobotnych magistrów.
W efekcie, Polska zajmuje dziś w UE 3. miejsce pod względem liczby studentów na 10 tys. mieszkańców (560; wyprzedza nas Słowenia i Finlandia) i ma problem gigantycznego bezrobocia ludzi młodych. W Niemczech na 10 tys. osób jest 233 studentów, w Austrii - 263, w Belgii - 350, ale w tych uprzemysłowionych państwach wskaźnik bezrobocia młodych nie odbiega znacząco od stopy bezrobocia dla całego kraju.

opr. lK

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe