Poznańscy przesiedleńcy
Kiedyś, by spotkać się z kolegą, wystarczyło wpaść do „Podlasianki”. Teraz, gdy prowadzenie restauracji stało się w Sokołowie nieopłacalne, można spotkać dawnego kolegę w Centrum Medycznym „Starówka”, bądź, jak co roku mi się udaje, na cmentarzu przy okazji porządkowania rodzinnych grobów.
Targając worek liści z nagrobka babci Stefanii do pojemnika przy bramie cmentarza spotkałem Bolka Bałkowca, kolegę z ulicy Siedleckiej. Nie widzieliśmy się dziesiątki lat. Bolek wyłysiał, ja posiwiałem, ale poznaliśmy się od razu.
Pamiętam go z lat szkolnych i konspiracyjnego słuchania radia „Wolna Europa” w jego domu tuż przy moście na naszej ulicy. Przy tym stylowym drewnianym domku rósł potężny wiąz i na nim Bolek rozwiesił antenę, która zapewniała doskonały odbiór stale zagłuszanych audycji. Maleńkie radio, w bakelitowej obudowie marki Pionier przez cały okres naszej licealnej edukacji dostarczało nam wiedzy, o jakiej nasi koledzy z pobliskiego internatu przy ulicy Olszewskiego nie mieli zielonego pojęcia. Dzieliliśmy się z nimi tą wiedzą, wprowadzając często w zakłopotanie naszego prof. od historii niestosownymi pytaniami o Katyń, o Józefa Światłę, o Tito, o Mac Arthura, Kim Ir Sena itp.
Tak wspominając stare czasy, zapytałem Bolka, czy coś wie o przesiedleńcach z Poznańskiego, których wielu mieszkało przy ulicy Siedleckiej. Wiedział bardzo dużo, a pamięci do nazwisk można mu pozazdrościć. Umówię się na spotkanie i wszystko skrzętnie zanotuję, bo warto ocalić od zapomnienia ludzi i postawy sokołowiaków wobec przybyszów dotkniętych jeszcze większą biedą niż oni sami w czasach hitlerowskiej okupacji. Potwierdzeniem słuszności publikacji artykułów na ten temat przez naszą gazetę są informacje Waldemara Kamonciaka z Wrocławia, Barbary Węgrzyn z Torunia, Magdaleny Blumczyńskiej z Pobiedzisk, Jerzego Burzyńskiego, Janusza Czarnockiego, Lucjana Dzieciątka i pani Ireny Sobolewskiej z Sokołowa.
Pani Irena - wychowawczyni kilku pokoleń sokołowiaków - obchodziła niedawno 90. rocznicę swoich urodzin. Na prośbę swoich córek Barbary i Mirosławy napisała swoje wspomnienia dotyczące kontaktów z przesiedleńcami. Córki zachwycone wspaniałą pamięcią sędziwej jubilatki przepisały tekst i przesłały redakcji, a my go publikujemy, prosząc o dalsze wspomnienia. Po wydrukowaniu przekażemy je do Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Biblioteki Miejskiej, która będzie wiedziała co z nimi zrobić.
Oto wspomnienia pani Ireny Sobolewskiej (z domu Ziółkowskiej), która w 1939 roku przyjechała na wakacje z Warszawy do ciotek we wsi Kuczaby gm. Sterdyń. Wybuch wojny spowodował, że spędziła w tej wsi wśród przesiedlonych tam Poznaniaków cały okres okupacji. Umieszczał ich w poszczególnych gospodarstwach sołtys wsi. Początkowo na miesiąc, a po miesiącu kwatery były zmieniane. Jeżeli jednak gospodarze zżyli się bardziej ze swoimi lokatorami, to ci zostawali u nich na dłużej.
Pani Irena pamięta rodzinę Lubańskich z Czempina, którą przygarnął Bolesław Wrzosek. Jego syn Tadeusz ożenił się z córką przesiedleńców - dwudziestoletnią Leokadią. Lubańską. Jej młodsza siostra Bolesława zwaną Bolechą po pewnym czasie wyjechała do Telak, gdzie zarabiała na życie jako opiekunka do dzieci. Tam poznała Ukraińca z załogi pobliskiej Treblinki i zamieszkała z nim w jego kwaterze.
Rodzina Kamińskich mieszkała u państwa Kursów. Byli to: matka w średnim wieku i dwóch synów. Starszy miał około 15 lat, a młodszy 12. Ich babcia nazywała się Hirowska. Kamińscy pochodzący z Czempina zaprzyjaźnili się ze swoimi gospodarzami z Kuczab i byli przykładem dla całej wioski, jak żyć w przyjaźni i zgodzie w czasach hitlerowskiej okupacji.
Kolejną rodziną przesiedleńców pochodzącą z Czempina była rodzina Szymczuków (lub Szymczaków). Ojciec z młodszą około pięcioletnią córką Geną mieszkał u rodziny Boguckich. Starsza córka Emilia mieszkała u Wrzosów – rodziny pani Ireny Sobolewskiej.
Była także rodzina Barczów - matka w średnim wieku i dwudziestokilkuletnia córka z małym synkiem Rysiem. Dziecko było lekko upośledzone, ale babcia i mama troskliwie się nim opiekowały. Wszyscy mieszkali u Wiktorii Wrzosek. Oddzielną kwaterę zajmowała ich przyjaciółka – młoda dziewczyna o imieniu Weronika (lub Wera). Wszystkie trzy pochodziły ze Śremu.
Rodzina, o której niewiele wiemy to rodzina Wilkowskich - starszy kawaler zwany okularnikiem i jego sędziwa matka. Oboje pochodzili z Kościana.
Ostatnią rodziną, którą pamięta pani Irena to rodzina Szpaperów – młode małżeństwo z dzieckiem. Byli bardzo inteligentni. On był profesorem przesiedlonym z Kościana. Po pewnym czasie wyjechali do Siedlec.
Tyle od pani Ireny Sobolewskiej. Gratulując dobrej pamięci i życząc równie dobrego zdrowia, ponawiamy apel o kolejne wspomnienia z pobytu Poznaniaków w podlaskich miastach i wioskach. Naszymi publikacjami zainteresowali się przedstawiciele Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego „Gniazdo”, którzy niedawno zapoznali się ze zbiorami dokumentów Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta.
Jedna z pań tej delegacji szukała kamienicy na ulicy Kolejowej, gdzie się urodziła. Jak pamiętam, przy ulicy Kolejowej była tylko jedna kamienica. Przed nią stała stylowa kapliczka obsadzona krzewami bzu. Po wojnie mieszkała w niej pani Zofia Pacukowa – bileterka kina „Sokół”.
Zarząd WTG w Poznaniu zapowiedział wydanie książki o losach przesiedleńców z Wielkopolski do Sokołowa i powiatu sokołowskiego. Nie powinno w niej zabraknąć naszych wspomnień.
Wacław Kruszewski
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu