29
2022
2013-04-12

Paulina Górska na tle XIX-wiecznej emancypacji


11 kwietnia przypada 105 rocznica śmierci Ludwika Górskiego (1818-1908), właściciela dóbr Ceranów i Sterdyń, zasłużonego dla rozwoju Polski XIX-wiecznej. Z tej okazji w najbliższą niedzielę 14 kwietnia w kościele parafialnym w Sterdyni oprawę muzyczną Mszy Św. o godz. 12 zapewni Warszawski Chór „Polonia” im. I.J. Paderewskiego. Po Mszy chór wystąpi z koncertem pieśni patriotycznych. Również z tej okazji tej rocznicy publikujemy w Wieściach Sokołowskich referat dr Artura Ziontka, wygłoszony 24 maja 2009 r. na sesji popularnonaukowej zorganizowanej w Pałacu Ossolińskich w Sterdyni z okazji 160-rocznicy przejęcia przez Górskich sterdyńskiego majątku.
Paulina z hr. Krasińskich Górska (1816-1893) prowadziła ożywioną działalność na polu społecznym i charytatywnym. Wraz ze swym mężem, Ludwikiem, była fundatorką licznych obiektów sakralnych, m.in. w Ceranowie, Zembrowie, w Warszawie. Opiekowała się założonym przez męża szpitalem w Sterdyni. W sterdyńskim kościele znajdują się trzy epitafia poświęcone jej pamięci. Piękne epitafium jest też w kościele Świętego Krzyża w Warszawie.

W wieku XIX oficjalna kwestia praw kobiet zyskała pewne mocowania prawne. Choć jeszcze Napoleon w swym kodeksie odbierał prawo głosowań, posiadania i dziedziczenia majątku rodzinnego itd., to przecież już w pod koniec pierwszej połowy stulecia z wielką mocą pojawiały się na scenie społecznej różnego rodzaju ruchy emancypacyjne. Tym samym udział kobiet w życiu publicznym stawał się powoli oczywistością i rzeczą naturalną, choć trudną do pojęcia dla konserwatystów. Ich postawa była wzmacniana przez trendy europejskie. Warto bowiem pamiętać, że XIX-wieczna mieszczańska Europa chciała przywiązać kobietę warstw średnich do sfery prywatności, terenem jej samorealizacji uczynić dom i rodzinę.
W Polsce, przestrzeń publiczna (z wyjątkiem terenu Kościoła) zagarnięta była prawie całkowicie przez zaborcę. A zatem chęć utrzymania narodowej tożsamości nie mogła być wypełniona na tym polu. Dziedzictwo polskości musiało być przekazywane innymi kanałami. Służyła więc temu przestrzeń prywatna. I tak kobieta, dość nieoczekiwanie jak na normę europejską, ale zgodnie z kanonami i szlakami przecieranymi w Polsce od wieku poprzedniego, znalazła się w samym sercu spraw publicznych i pracy narodowej, awansując (zwłaszcza po powstaniu listopadowym) na niemal najważniejszego obrońcę duchowych granic Polski. Pośród nich była i Paulina Górska – spadkobierczyni tradycji kształconej na przestrzeni wieków przez rody Ossolińskich (ze strony matki) i Krasińskich (ze strony ojca). Należała ona do tej grupy przedstawicieli rodzin magnackich, która swe pochodzenie traktowała jako obowiązek służenia innym, a nie pusty patos przybrany pychą i przeświadczeniem o swojej wyższości.
Rodzina Górskich, sławna głównie ze względu na dokonania swego największego przedstawiciela – Ludwika, ma też i znakomite żeńskie reprezentantki rodu, o których mówi się właściwie jedynie przy okazji ich mężów. A przecież Paulina z Krasińskich i Zofia z Komarów – by ograniczyć się tylko do posiadłości sterdyńskiej i ceranowskiej – to postaci formatu ogólnopolskiego, co najdokładniej pokazują ich nekrologi i wspomnienia pośmiertne publikowane w takich tytułach prasowych, jak „Czas”, „Tygodnik Ilustrowany”, Kurier Warszawski”, „Przegląd Katolicki”, „Świat” itp. Były to najważniejsze ukazujące się w Królestwie Polskim periodyki. To one też dały możliwość rekonstruowania losów, życia i działalności owych Pań, choć niemałą rolę odegrały tu świetne pamiętniki Marii z Łubieńskich Górskiej, Pii Górskiej i Władysława Wężyka. Dzięki nim właśnie oschłe dane faktograficzne okraszane zostają rozlicznymi anegdotami, co pozwala, choćby w przypadku Pauliny, na odtworzenie klimatu, w jakim dorastała i w jakim przyszło jej kształtować swą osobowość. To zaś kwestia niezwykle istotna, przecież i po mieczu, i po kądzieli stały za nią dwa potężne rody, których życie podlegało pewnym charakterystycznym dla tej warstwy zwyczajom, konwenansom, ale też tętniło życiem patriotycznym i towarzyskim.
Józef hr. Krasiński herbu Ślepowron, ojciec Pauliny, był oficerem wojsk Księstwa Warszawskiego senatorem i kasztelanem Królestwa Polskiego, szambelanem i wielkim ochmistrzem dworu carskiego; matka zaś Emilia z hr. Ossolińskich herbu Topór, córka Stanisława Ossolińskiego, posła na Sejm Czteroletni i właściciela Sterdyni, wsławiła się działalnością dobroczynną w Krakowie.
Emilia Ossolińska była od najmłodszych lat osobą wybijającą się spośród innych panien. Władysław Wężyk, pamiętnikarz z niezwykle wyczulonym zmysłem obserwowania kobiecej urody, pisał o niej, iż na przyjęciach „uważana była królową w gronie panien”, dodając zaraz, że „piękna Emilia i bogactwem, i urodą strojna, nad [nie] wszystkie celowała”. Wychowując się już w wieku panieńskim ze swoimi trzema kuzynkami, to ona była zawsze w centrum zainteresowania, bo – jak kontynuuje Wężyk – „wdzięki i wiano panny Emilii, jedynaczki u rodziców, były silnym magnesem dla młodzieży i rodziców, chcących połączyć z nią swe dzieci”. Powodowało to jednak, że stała się osobą zadufaną w sobie z mętnie ukształtowanym systemem wartości. Rzeczony pamiętnikarz, czuły na kobiece wdzięki i ze względu na nie potrafiący wiele grzeszków damom darować, dawał jednak surową ocenę Ossolińszczanki, świeżo poślubionej Józefowi Krasińskiemu. Pisał: „Emilia, zaślubiona dorodnemu, ze znakomitego rodu i bogatemu Józefowi, była przedmiotem zazdrości dla wielu. Emilia zbyt była zajęta doborem strojów swej wyprawy [mowa tu o swoistej podróży poślubnej], aby się głębiej zastanawiać nad ważnością postanowienia, które czyniła. Jej narzeczony podobał jej się; w miłości jego widziała rękojmię niezliczonych przyjemności i zabaw, mających się wysnuć z rogu obfitości”. Nie brała jednak ona sama pod uwagę, że jej mąż raczej nie miał głowy do interesów i rzeczony róg obfitości szybko zmieni się w skromną sakwę. Po latach, Maria z Łubieńskich Górska powie o nim, że: „stary pan Józef Krasiński ogromne miał majątki, a dochodów żadnych, na niczym się nie znał i przygotowywał upadek fortuny, w czym też dwaj młodsi synowie dopomogli mu dzielnie”. Zatem dorosłe życie Emilii było raczej pasmem rozczarowań. Może dlatego więc, rezygnując już z własnej przyjemności oddała się pracy społecznej i wychowywaniu dzieci. Dla celów tej pierwszej pozyskiwała znaczne środki od zamożnych rodów magnackich i szlacheckich, dla tej drugiej zatrudniała standardowy zestaw kolejnych wychowawców i nauczycieli. Toteż dzieciństwo Pauliny upływało w bliskości najpierw mamki, potem piastunek i niańki, aż w końcu przyszła kolej na bony. O ile dwie pierwsze: mamki i piastunki wybierano kluczem li tylko zaufania i potocznie pojętej porządności, o tyle już bony musiały mieć pewne kwalifikacje zawodowe. Bona wszak nie tylko czuwała nad dzieckiem, lecz także uczyła je pacierza, zachowania, pierwszych drobnych czynności domowych. Gdy zaś dziecko dochodziło do etapu, w którym trzeba podjąć decyzje związane z edukacją, dziewczęta z możnych rodzin albo były oddawane do pensji panien, co w XIX wieku było już normą, albo zatrudniano dla nich guwernantki. Paulina, wychowywana przy rodzicach miała właśnie guwernantkę. Do jej zadań należało nadanie młodej dziewczynie stosownej ogłady, wyuczenie jej przynajmniej jednego języka obcego (w tym przypadku najprawdopodobniej francuskiego), muzyki, robót ręcznych i ogólnego salonowego obejścia. W ten sposób młoda panna Krasińska wkraczając w dorosłe życia była osobą niezwykłej kultury osobistej, obeznana z literaturą i sztuką, cechowała ją wyniesiona z domu rodzinnego religijność, ale i skromność. Niemniej nad jej przyszłością, jak i nad wychowywaniem, czuwała zaborcza matka. Toteż, gdy w umyśle Józefa Krasińskiego, zapalonego entuzjasty i admiratora młodego zdolnego ziemianina Ludwika Górskiego, zaświtała myśl wydania za niego córki, Emilia była temu przeciwna. Dla niej związek ten był mezaliansem, wszak wielowiekowe tradycją i historią rody magnackie miały skrzyżować się z mało ówcześnie kojarzonym rodem ziemiańskim, który herb i godności zawdzięczał nie pochodzeniu, a nadaniu za zasługi swych przedstawicieli. Z czasem jednak dała się przekonać zwłaszcza, że – jak pisze Maria Górska – Paulina była „trochę ułomna i już nie młoda”. Co do urody, a o niej mówiła autorka cytowanych słów używając słowa „ułomna” – „niezbyt ładna”, mnożna by podjąć dyskusję, zwłaszcza, że zachowany portret Pauliny pochodzący sprzed 1844 pokazuje ją raczej, jako kobietę niezwykłej urody.
Z wiekiem jednak polemizować się już nie da. W chwili, o której mowa miała już ona 28 lat, co w tamtym czasie raczej sytuowało ją na niezbyt dobrej pozycji. Właściwie można mówić, iż była już starą panną, w czym zapewne niemałą zasługę miała Emilia.
Ślub Pauliny i Ludwika miał miejsce w 1844 roku. Od tej też pory datować można datować działalność społeczną i charytatywną Pauliny.

Ciąg dalszy nastąpi

ARTUR ZIONTEK

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe