Paulina Górska na tle XIX-wiecznej emancypacji
Szczególnie ważnym momentem funkcjonowania Towarzystwa był okres powstania styczniowego, podczas którego opiekowało się ono rannymi powstańcami i ich rodzinami. Sama zaś Paulina dała wtedy nie raz przykład odwagi, niejednokrotnie ratując powstańców z opresji. Maria z Łubieńskich opisuje taką sytuację:
„W chwili rzucania [...] bomby na Berga, Paulina zmęczona leżała na kanapie, bo była słaba i mieli jej stawiać bańki. Wtem wpada do niej blady jak śmierć młody człowiek i woła:
- Pani! ratuj, ukryj mnie!
Ona, z nadzwyczajną przytomnością, daje mu w ręce woreczek z bańkami, sama się rozbiera, zapala spirytus, a jak dwie minuty potem wpadli żołnierze i wszystkich mężczyzn uprowadzali, ona uprosiła, żeby mniemanemu felczerowi pozwolili jej bańki skończyć stawiać. Na szczęście ona tylko mówiła, a on drżący milczał. Żołnierze wyszli, a on z tej chwili skorzystał, żeby wyjść niepostrzeżenie z bańkami. Kto to był, nikt nie wie, ale wszyscy mamy przekonanie, że Paulina wtedy człowieka wybawiła od śmierci”.
Gdy zaś w 1888 roku cesarz i jego rodzina zostali ranni w wypadku kolejowym w Borżach pod Kijowem, żona generał-gubernatora warszawskiego Josifa Hurki, postanowiła przekazać im świętą ikonę na znak radości, że nikt nie zginął. Aby jednak dar miał wymowę, Hurkowa chciała, żeby był on nie tylko od niej, ale i od znamienitych dam warszawskich. Ze względu na różnorakie powiązania, strach i zagrożenie sytuacji bytowej poszczególne damy zastraszone podpisywały kolejno adres „z wyjątkiem jednak pani Ludwikowej Krasińskiej i Paulinki Górskiej”.
Podobnie jak warszawskie Towarzystwo św. Wincentego, działał w Sterdyni niewielki szpital, którym zawiadywały siostry miłosierdzia. Paulina do końca swoich dni finansowała jego utrzymanie oraz opłacała honorarium lekarza kierującego leczeniem chorych. Również w Sterdyni założyła ochronkę dla dzieci pracowników rolnych. Obie te instytucje zabezpieczyła odpowiednio w swoim testamencie tak, aby mogły funkcjonować i po jej śmierci.
Odrębną grupą przedsięwzięć inicjowanych przez Paulinę Górską była działalność ściśle powiązana z instytucją kościoła. Razem z mężem była fundatorką obiektów sakralnych w Ceranowie, Studzieńcu, Warszawie, Zembrowie i Sterdyni. Pasjonująca jest jednak w niej, zresztą w jej mężu również, siła wiary i szczerość oddania się wartościom przez wiarę niesionym. Kapitalnym tego przykładem jest na przykład fakt postawienia w 1856 roku w Sterdyni murowanej kapliczki Matki Bożej, „na cześć i pamiątkę ogłoszenia dogmatu Niepokalanego Poczęcia NMP przez papieża Piusa IX dnia 8 XII 1854” – jak głosił napis. Drugi przykład, nieco późniejszy, wiążę się już z posiadłością ceranowską. Gdy Górscy zakupili majątek w grudniu roku 1858, a w rok później sprowadzili do miejscowości siostry felicjanki, oddali im drewniany dworek, który wstępnie miał być przecież ich siedzibą. W latach 70. XIX wieku, gdy powstała inicjatywa pobudowania nowego pałacu w Ceranowie, to najpierw postanowiono jednak wystawić nowy Kościół, gdyż ten, który stał, pamiętał jeszcze czasy średniowiecza. Nie było to zachowanie częste wśród możnych. Dobitnie konkludowała tę sytuację Zofia Ścisłowska w 1856 roku:
„[...] niestety w naszym małym kraiku są pałace, są wiejskie wspaniałe domy, są zbytki dla próżnej dumy i uczynki miłosierne dla czczej chluby, ale niejeden, co darów Bożych używa, sypie złotem dla oka ludzkiego, nie postawi świątyni na miejscu walącego się kościółka, co podparty, słomą kryty, patrzy pochyloną wieżycą na pyszne siedlisko ziemskiego bożka i na wspaniałą oberżę, jedyny cel dzisiejszych zabiegów i sąsiedzkich kłótni, a co gorsza miejsce zgorszenia ubogich prostaczków. Widziałam kościół taki w dobrach 80-letniego starca, co stawiał wspaniały pałac dla odległych po sobie spadkobierców, zamiast wznieść świątynię Bogu, przed którego obliczem stanie niebawem, by złożyć rachunek z ziemskich spraw i zamiarów!”.
Działalność Pauliny Górskiej była zdecydowanym zaprzeczeniem tych słów. Gdy umierała w 1893 roku, otaczała ją aura świętości. Przypominano jej działalność na rzecz warszawskiej biedoty, i ludności wiejskiej bliższego i dalszego sąsiedztwa Sterdyni i Ceranowa, zwłaszcza tej dotkniętej klęskami pożaru, gradobicia, czy nieurodzaju, ale też i finansowanie wykształcenia niejednego młodzieńca. W kilka chwil po warszawskich ceremoniach pogrzebowych Pauliny, Maria Górska pisała:
„W przeciągu trzech dni na influenzę [grypę] umarła. Prawda, że miała 77 lat, a od dawna już tylko nadzwyczajne starania Ludwika utrzymywały ją przy życiu.
Całe uznanie Warszawy i kraju ujawniło się na tym pogrzebie. Nie mówiąc już o tłumach ludu, bo ten zawsze chciwy widowiska, ale członkowie Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego zjechali tłumnie, masa znajomych ze wszystkich sfer towarzyskich szła piechotą aż na dworzec Terespolskiej Kolei, bo ciało Paulinki ma być pochowane w Ceranowie, w ślicznym, wybudowanym tam kościele.
I jej cnoty ciche i czynne miłosierdzie zrobiły ja popularną w mieście. Od czterdziestu lat była na czele Towarzystwa Pań Św. Wincentego a Paulo, do końca życia zajmowała się nim wyłącznie, a biedni warszawscy dużo z jej śmiercią tracą.
[...] ta kobieta nie miała nieprzyjaciela, bo nigdy przez całe swoje życie rozmyślnie nikomu nie dokuczyła, ani obmówiła, ani zaszkodziła. Jak niewielu ludziom można podobne świadectwo oddać”.
Po latach od jej śmierci córka cytowanej wyżej Marii, Pia wspominała ciotkę:
„Gdy patrzę na nią z odległości lat widzę, że w czasach mojej młodości nie doceniałam jej, uważałam ją za osobę drobną i mało znaczącą. Bo ciocia Paulina była dziwną kobietą! Tyle zalet, poświęcenia, tak mądre miłosierdzie i wytrawny sąd, a przy tym góry skrupułów, ciągły strach przed niedokładnością, lękanie się błahych rzeczy [...]. w każdej decydującej chwili natomiast ujawniała swą najgłębszą i piękną naturę. Grała w niej wtenczas szlachetna krew przodków, potrafiła być mądrze ostrożna, mężna i przedsiębiorcza”.
W kilka miesięcy po śmierci Pauliny ukazała się drukiem ponad ośmiuset stronicowa książeczka do nabożeństw przeznaczona dla ubogich wspieranych przez Towarzystwo. Był to ostatni jej podarunek dla potrzebujących pomocy. Pomocy materialnej i duchowej, a obie te dziedziny wyznaczały sens bytu i bycia Górskiej, jednej z najważniejszych działaczek społecznych w XIX-wiecznej Polsce.
ARTUR ZIONTEK
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu