29
2022
2022-04-26

Opowiem Ci o przeszłości - Katyń pomścimy...


To tytuł cyklu, który rozpoczęliśmy z nowym rokiem szkolnym. Będą się w nim pojawiały moje opowiadania (lub ich fragmenty) pochodzące ze zbioru "Mgliste sny minionych dni” oraz nowe teksty przygotowywane do druku. Wszystkie są oparte na prawdziwych relacjach ludzi - świadków bądź uczestników niezwykłych wydarzeń. Wielu z nich już nie ma wśród żyjących, więc zdążyłam w ostatniej chwili poznać i utrwalić ich historię. Mam nadzieję, że ten cykl zainspiruje Czytelników do uważnego wsłuchania się w to, co mają nam do powiedzenia dziadkowie czy pradziadkowie. Wysłuchają, a potem zechcą zapisać, przekazać innym. Chętnie poznam ciekawe opowieści, by potem je literacko wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Można się ze mną kontaktować elektronicznie: kwiek.wieslawa@gmail.com

 
***

Inspiracją dla tego opowiadania stały się wydarzenia z siedleckiego „Prusa”. Byłam wtedy jego uczennicą (1976-1980). Napis widziałam, ale, jak większość uczniów, o zbrodni katyńskiej nie miałam pojęcia. Prawdziwą historię poznałam na początku lat osiemdziesiątych od pana Kazimierza, który często do nas zachodził i dzielił się swoją wiedzą o świecie.

Katyń pomścimy

(…)
W ubiegłym tygodniu w naszej spokojnej dotychczas szkole zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Najpierw ktoś w kiblu chłopaków na samym dole napisał czarną farbą „Katyń”. Pocztą pantoflową informacja dotarła do nas dopiero następnego dnia, ale wtedy nasz dzielny woźny, który zajmuje z rodziną mieszkanko w lewym narożniku budynku, szybko się uwinął z zamalowywaniem. Dwa dni po tym zdarzeniu, kiedy przed pierwszą lekcją weszliśmy do szkoły, zaniemówiliśmy z wrażenia. Na największej niezagospodarowanej ścianie pierwszego piętra, tuż przy pracowni matematycznej, ktoś czarną farbą napaćkał w pośpiechu „Katyń pomścimy”, przy czym litera T rozciągała swe ramiona niczym krzyż. Malarz musiał się bardzo spieszyć, bo przy okazji bardzo pochlapał podłogę. Część farby roznieśliśmy na butach. Staliśmy zdumieni, nie wiedząc zupełnie, o co chodzi. Dzwonek zadźwięczał pięć minut przed ósmą i kazano nam się rozejść do izb lekcyjnych. Pytani o Katyń koledzy z klas maturalnych wzruszali ramionami lub robili inne wymijające gesty. Może też nie wiedzą?

Kiedy w sobotę przyjechałam do domu, postanowiłam zasięgnąć języka. Dziadek Marian ze swoim kolegą Kazimierzem siedzieli właśnie na ławeczce przed domem i grzali stare kości w promieniach wiosennego słońca. (…)
- Uczyli was w szkole, że w 1941 roku Niemcy ruszyli na Związek Radziecki? Dla Sowietów to też było zaskoczenie, że niedawny sojusznik teraz zwraca się przeciwko nim. Stalin dogadał się z Sikorskim i pozwolił na utworzenie polskiej armii. Do generała Andersa ze wszystkich stron Związku Radzieckiego ciągnęli dotychczasowi więźniowie różnych obozów. I wtedy okazało się, że wielu brakuje. Stalin coś tłumaczył, że uciekli do Mandżurii, że wcześniej wyjechali, ale mu nikt nie uwierzył. Jak może razem uciec albo wyjechać piętnaście tysięcy ludzi i to z trzech różnych obozów? Od kwietnia 1940 roku nie było już z jeńcami żadnego kontaktu. Do rodzin w Polsce nie przychodziły żadne listy.

- Więc to się stało w kwietniu 1940? Jak ludzie się o tym dowiedzieli? - zapytałam.

- Z komunikatu niemieckiego w kwietniu 1943 roku, kiedy pod Smoleńsk dotarli hitlerowcy i odkryli masowe groby Polaków. Przestraszyli się, że to im świat przypisze winę za tę zbrodnię. Kazik znał niemiecki i pamiętał ten komunikat. To było trzynastego kwietnia. Już dwa dni później Sowieci wydali swoje oświadczenie i o zbrodnie na polskich oficerach oskarżyli Niemców, a przecież do Tweru czy Miednoje Niemcy nie dotarli.

- Więc to było jedno wielkie oszustwo, a świat się nie zorientował? - pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Zorientował się, ale...nabrał wody w usta, żeby nie rozgniewać Stalina. Wąsaty Gruzin miał potężną armię i był dla wojsk sprzymierzonych jedyną szansą na pokonanie faszystów.
- Ale dlaczego świat teraz milczy? Przecież ludzie powinni się o tym dowiedzieć. Powinni o tym napisać w podręcznikach historii.

- Powinni, ale… - dziadek zawiesił głos.

- … ale piszą na ścianach, czyli niektórzy wiedzą – dokończyłam za niego.
- Wiedzą ci, co piszą na ścianach, i ci, którzy każą to zamalowywać. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, kto dłużej wytrzyma – zakończył i wyjął papierosa.

- Katyń pomścimy. Tak brzmiał ten napis w szkole. Jak można pomścić taką zbrodnię? - sama sobie zadałam to pytanie, nie oczekując odpowiedzi.

Zebraliśmy gęsi i wróciliśmy na podwórko. Mama nam się podejrzliwie przyglądała, nawet próbowała podpytywać, co mi tam jeszcze dziadek opowiadał, ale wymówiłam się czytaniem lektury. Prawdę mówiąc, trudno mi było skupić uwagę na powieści Żeromskiego, bo cały czas miałam przed oczami tamte lasy, masowe groby i ekshumacje.

W poniedziałek rano pojechałam od razu na lekcje. Całą ścianę przy matematycznej malarz pociągnął nową farbą, wymieniono też zapaćkane linoleum i już nie ma śladów po wydarzeniach z ubiegłego tygodnia. Zniknął Mirek, ten od dowcipnych rysunków i hasła Sierpem i młotem czerwoną hołotę. Podobno się przeniósł do innego liceum.

Do naszej klasy doszedł nowy uczeń. Ma na imię Władek. Jest bardzo przystojny i też interesuje się historią.

Wiesława Kwiek

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe