29
2022
2022-03-08

Opowiem Ci o przeszłości - Julek od kóz


To tytuł cyklu, który rozpoczęliśmy z nowym rokiem szkolnym. Będą się w nim pojawiały moje opowiadania (lub ich fragmenty) pochodzące ze zbioru "Mgliste sny minionych dni” oraz nowe teksty przygotowywane do druku. Wszystkie są oparte na prawdziwych relacjach ludzi - świadków bądź uczestników niezwykłych wydarzeń. Wielu z nich już nie ma wśród żyjących, więc zdążyłam w ostatniej chwili poznać i utrwalić ich historię. Mam nadzieję, że ten cykl zainspiruje Czytelników do uważnego wsłuchania się w to, co mają nam do powiedzenia dziadkowie czy pradziadkowie. Wysłuchają, a potem zechcą zapisać, przekazać innym. Chętnie poznam ciekawe opowieści, by potem je literacko wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Można się ze mną kontaktować elektronicznie: kwiek.wieslawa@gmail.com

***
Bezpośrednio po wojnie ludzie po wsiach mieli dużo broni. Skąd pochodziła? We wrześniu 1939 roku w wielu rejonach kraju polskie oddziały wycofywały się pospiesznie, nierzadko same się rozbrajały, a broń zakopywały lub wymieniały z gospodarzami na cywilne ubrania.

Człowiek, którego nazwisko tu się nie pojawia, a który brał udział w pobiciu Julka, prawdopodobnie przetrzymał karabin aż do swojej śmierci. Nawet jako starzec budził respekt (nie mylić z szacunkiem). Jeszcze na początku lat siedemdziesiątych jego nazwisko było przez moich Rodziców i Dziadków częściej szeptane niż wypowiadane.


Julek od kóz
(…) Dziadek mieszkał parę domów dalej, a teraz zaszedł, by się zmówić z ojcem w sprawie wyjazdu na targ do Siedlec.
- Julek z jednym z tych…, no wiesz... był w wojsku. Tamten ukradł pistolet i poprosił Julka, by mu go przywiózł do Stanów, jak szedł do cywila. A potem, jak tamten już z wojska wrócił, to Barcak broni nie chciał oddać. Ot i cała historia.
- I widzicie, że każdy w co innego wierzy - potwierdził tatko. - To niech dziadek mówi, co wie.

Ciekawiły mnie opowieści dziadka Franka, a on też chyba lubił opowiadać.
- Broń była cenna, bo wielu chodziło z nią do lasu zapolować na sarny lub zające. A jak kto miał broń, to i złodziej się bał do niego zachodzić. Bieda była wtedy we wsi, więc i złodziejstwo się szerzyło. Czego to nie kradli? Len z sadzawki i kartofle z kopców za wsią. I uprzędzioną wełnę, co ją na płot gospodynie rzucały, by ociekła z wody. Nawet koniczynę z pola, kiedy się suszyła w kuczkach.
- Czekaj, czekaj! O tej koniczynie to słyszałem. Podobno gospodarz się zaczaił na złodzieja i drugiej czy trzeciej nocy go przydybał na gorącym uczynku. Nawet mu potem z litości oddał część zbioru, żeby tamten miał dla konia.
- To chyba o tym samym mówimy - potwierdził dziadek.
- Ale co z tym Julkiem i pistoletem? - dopytywałem, bo mnie bardzo zaciekawiło.
- Jak przyszło do oddawania, to się bardzo pokłócili. Wygrażali jedni drugim, bo i Julkowego brata do tego sporu wciągnęli. Opowiadał mi Antek Dziewulski, co w kawalerii służył, że kiedyś był na przepustce i wracał w mundurze z kościoła. W połowie drogi ze Skórca zaczepili go ci… i chcieli od niego szablę, żeby Julka usiec, ale im nie dał. Jeszcze zagroził, że jak do niego podstąpią, to ich usiecze. Po paru minutach dopadł go Julek i też chciał szablę. Tak się ganiali po drodze w święty dzień. Ale później we wsi go dopadli. Najpierw złapali i pobili brata, a ten wywołał Julka. Jeden na jednego to nikt by Barcaka nie pokonał, ale ich było trzech, więc się nie obronił – tłumaczył dziadek.
- I to chłopaki ze wsi? - nie dowierzała mama.
- Ano ze wsi. Kiedyś koledzy, potem wrogowie – ojciec ściszył głos.
- Ty, dziadku, wiesz kto? - zapytałem z nadzieją, że od niego usłyszę jakieś nazwisko.
- Wiem, ale nie powiem. Nic wam po takiej wiedzy – odpowiedział zdecydowanie.
- Dziadku! - spojrzałem na niego błagalnie.
- Lepiej, żebyście nie wiedzieli. A i ja będę spał spokojnie, że nie przyjdą pod okno.
- Niby kto? - zapytała mama.
- Oni. Wiesz, ile broni zostało we wsi po wojnie. Nie wierzę, że tam czegoś nie trzymają w szopie czy na strychu? Lepiej złego nie kusić – tatko pokiwał głową.

Opowiadali potem ludzie, że Julka na wozie drabiniastym wymoszczonym słomą, powieźli do doktora. Mało kto wierzył, że chłop przeżyje. Myśleli, że się wykrwawi, bo jucha podobno kapała przez tę słomę aż do samych Siedlec – dopowiedział dziadek.
- Ale przeżył, skoro ciągle pasie krowy - wyciągnęła wniosek mama. - Tylko to ramię tak mu wisi...(…)


Wiesława Kwiek

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe