29
2022
2022-05-24

Opowiem Ci o przeszłości - „Jesion”- Chłopcy z lasu


Opowiem Ci o przeszłości...

To tytuł cyklu, który rozpoczęliśmy z nowym rokiem szkolnym. Będą się w nim pojawiały moje opowiadania (lub ich fragmenty) pochodzące ze zbioru "Mgliste sny minionych dni” oraz nowe teksty przygotowywane do druku. Wszystkie są oparte na prawdziwych relacjach ludzi - świadków bądź uczestników niezwykłych wydarzeń. Wielu z nich już nie ma wśród żyjących, więc zdążyłam w ostatniej chwili poznać i utrwalić ich historię. Mam nadzieję, że ten cykl zainspiruje Czytelników do uważnego wsłuchania się w to, co mają nam do powiedzenia dziadkowie czy pradziadkowie. Wysłuchają, a potem zechcą zapisać, przekazać innym. Chętnie poznam ciekawe opowieści, by potem je literacko wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Można się ze mną kontaktować elektronicznie: kwiek.wieslawa@gmail.com


***
Maj 1945 roku nie dla wszystkich był końcem wojny. Jedni kontynuowali walkę, zdając sobie sprawę, że wyzwolenie przez Sowietów, jest tak naprawdę nową, zakamuflowaną formą okupacji. Inni, podszywając się pod polskie wojsko, zajęli się rozbojem i wymuszeniami.
„Jesion” to sąsiad moich rodziców. Byłam, prawdopodobnie, pierwszą i jedyną osobą, której opowiedział swoją historię. Przy wspomnieniach dotyczących Wronek, największej ubeckiej katowni, płakaliśmy we troje, bo towarzyszyła nam dorosła wnuczka Józefa Borkowskiego. Zainteresowanych Jego losami odsyłam do II cz. zbioru (zielonej).

„Jesion”- Chłopcy z lasu
(…) We wrześniu 1939 roku miałem 11 lat. Wszystko stanęło na głowie. Skończyło się chodzenie do szkoły. Było dużo wolnego czasu, więc obserwowałem bacznie, co się wokół mnie dzieje oraz czym się zajmują starsi koledzy. W rozmowach pojawiały się nazwy Armia Krajowa i Narodowe Siły Zbrojne. Na naszym terenie NSZ zaczął werbować jako pierwszy i to przesądziło sprawę. Większość młodych z Mroczek, którzy chcieli walczyć z Niemcami, wstąpiło właśnie do tej formacji.

Mieli swoją bazę w rezerwacie „Jata”. To ogromne kompleksy leśne koło Jagodnego pod Łukowem. Podmokłe, bagniste, więc trudne do sforsowania dla tych, co nie znają terenu. Podobno już na początku wojny założyli tam obóz zwykli bandyci, który czas wojennej zawieruchy uznali za cudowną okazję do rabowania wszystkiego, co popadnie. Dowodził nimi Stanisław Kwaśniewski z Gręzówki, a wśród swoich podkomendnych miał wielu złodziei z okolicznych wsi. Byli postrachem chłopów, a o ich obozowisku opowiadano na wsi legendy. Łupy wywozili furmankami do lasu. Podobno w ziemiankach chodzili po dywanach i spali pod pierzynami zrabowanymi gospodarzom. Jeszcze straszniejsze opowieści krążyły o ich okrucieństwie i bezwzględności. Naszą kuzynkę zastrzelili, gdy nie dała im pieniędzy, których się u niej spodziewali, a których faktycznie nie miała.

Banda Kwaśniewskiego trzęsła całą okolicą i miała opinię niepokonanej. Do niej ciągnęli jak do magnesu uciekinierzy z obozu jenieckiego, który hitlerowcy zorganizowali w okolicach wsi Sosna - Kozółki, niedaleko Suchożebrów. Stalag 366 powstał po napaści Niemiec na Związek Radziecki, a już jesienią 1941 roku przetrzymywano w nim kilkadziesiąt tysięcy jeńców. Opowiadano o tym miejscu straszne rzeczy. Niewyobrażalny głód, prowadzący nawet do kanibalizmu, ciężka praca, epidemie, spanie pod gołym niebem - powodowały wielką śmiertelność. (…)

W „Jacie” żołnierze NSZ czuli się gospodarzami i to ich kierownictwo AK musiało pytać o zgodę na założenie obozu w sąsiedztwie. Podobno w 1944 wykorzystali ziemianki i umocnienia po bandzie Kwaśniewskiego.

Pamiętam lipiec 1944 roku. Kręciłem się koło starszych kolegów. Obserwowaliśmy wejście Sowietów do wsi. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, dlaczego stojący obok mnie sąsiad, kilka lat ode mnie starszy, powiedział zafrasowany:
- Będziemy mieli z nimi problem.

To wojsko nie wyglądało groźnie. Budziło raczej współczucie niż strach. Żołnierze byli nędznie odziani, wymizerowani. Broń długą nosili na sznurkach i do tego jeden karabin przypadał na dwóch.
- Jak to na dwóch?- nie dowierzałem. - To jak oni będą walczyć?
- Ten z przodu niesie karabin i strzela. Ten z tyłu musi go zabrać, gdyby ten z przodu zginął – oświecił mnie starszy kolega.
- Więc od razu zakładają, że ten z przodu zginie? - nie rozumiałem takiej logiki.
- Wiesz, co mi powiedział Rosjanin, któremu przyniosłem czapkę wiśni? Ten, co pożyczył karabin, abym sobie poćwiczył strzelanie - ciągnął Franek.
- No? - zagadnąłem pytająco.
- U nas mnogo ludziej – zacytował, naśladując ruską mowę.

Potem w domu się jeszcze dowiedziałem od stryjka, że w radzieckim wojsku są takie obyczaje, że podczas potyczki z wrogiem, za czołgami i piechotą idą specjalne oddziały NKWD, które strzelają do...maruderów, czyli do swoich, żeby im do głowy nie przyszło zbiec z pola walki. Miałem szesnaście lat i nie mieściło mi się w głowie, jak można zabijać swoich.

Rok później dołączyłem do innych chłopaków z naszej wsi, czyli zostałem żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Przysięgę miałem złożyć dopiero wtedy, gdy zbierze się więcej osób. Teraz skupiliśmy się na szkoleniu. Nasza organizacja nazywała się PAS(Pogotowie Akcji Specjalnej). Do początków 1943 roku NSZ za głównego swojego wroga uznawał Niemców, ale po ich klęsce pod Stalingradem i Kurskiem, przeciwnikiem numer jeden stał się ZSRR. To odróżniało NSZ od AK, która początkowo miała pomysł, by się z Sowietami dogadać, bo uważała ich za „sojusznika naszych sojuszników”. Nawet dowódcy niektórych obwodów wystartowali po lipcu 1944 do Rosjan z deklaracją, że będą walczyć z Niemcami u boku Armii Czerwonej. Dopiero chłodna postawa sowieckich dowódców i pierwsze aresztowania akowców na terenach głoszenia manifestu PKWN i wprowadzania władzy ludowej, ostudziły te zapędy oraz uświadomiły, że po wygnaniu Niemców będą mieli nowego wroga.

Oddziały NSZ, które z dużą dyscypliną wszelkie działania zbrojne przeciw Niemcom prowadziły daleko od ludności cywilnej, potem zaczęły zwalczać także żołnierzy Gwardii Ludowej, następnie Armii Ludowej oraz sowieckich partyzantów. Tych ostatnich mieliśmy po sąsiedzku. W rezerwacie „Jata” od maja 1944 roku stacjonował mały oddział NKWD, który nie prowadził walk z Niemcami, ale, jak się potem dowiedzieliśmy, skupił się na działalności wywiadowczej. To, czego się dowiedział, wykorzystał już w lipcu, do aresztowań i represji żołnierzy NSZ i AK. Zupełnie nieświadomie hodowaliśmy wilka pod swoim bokiem.
(…)
Wiesława Kwiek
 

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe