29
2022
2022-03-15

Opowiem Ci o przeszłości - Górscy od Młyna


Opowiem Ci o przeszłości...

To tytuł cyklu, który rozpoczęliśmy z nowym rokiem szkolnym. Będą się w nim pojawiały moje opowiadania (lub ich fragmenty) pochodzące ze zbioru "Mgliste sny minionych dni” oraz nowe teksty przygotowywane do druku. Wszystkie są oparte na prawdziwych relacjach ludzi - świadków bądź uczestników niezwykłych wydarzeń. Wielu z nich już nie ma wśród żyjących, więc zdążyłam w ostatniej chwili poznać
i utrwalić ich historię. Mam nadzieję, że ten cykl zainspiruje Czytelników do uważnego wsłuchania się w to, co mają nam do powiedzenia dziadkowie czy pradziadkowie. Wysłuchają, a potem zechcą zapisać, przekazać innym. Chętnie poznam ciekawe opowieści, by potem je literacko wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Można się ze mną kontaktować elektronicznie: kwiek.wieslawa@gmail.com
***
W dzisiejszym odcinku obrazek z PRL-u. Wódka była wtedy, podobnie jak podczas wojny, rodzajem waluty, czyli środkiem na rozwiązanie różnych problemów i pomyślne załatwienie interesów. Za zgodą Bernarda Górskiego z Repek utrwaliłam kilka zmarłych osób z Jego rodziny.

Górscy od Młyna
- Nie widziałeś ojca? Gdzie ten Jurek polazł?
- Pewnie we młynie siedzi.
- Coś taki, Włodziu, markotny? Zamknij lodówkę! Czego w niej znowu szukasz?
- Zjadłbym coś…
- Ugotowałam kopytka. Stoją na kredensie, to sobie weź i pokraś skwarkami z patelni.
- Nie chcę kopytek. Ty, Lila, ciągle tylko serwujesz kopytka, kluski śląskie i makaron z truskawkami. Mąka, mąka, mąka. Zjadłbym…
- Wiem, co byś zjadł, ale się nie waż tego tknąć.
- Jaki sens trzymać tygodniami w lodówce konserwę i nie dać dzieciom jeść?
- Głodny nie chodzisz, a przysmak śniadaniowy ma tam leżeć.
- Dlaczego?
- Sam wiesz, dlaczego.
- Nie wiem. Powiedz jeszcze raz.
- Ileż ci można tłumaczyć? Piętnaście lat już skończyłeś, to powinieneś rozumieć.
- Że...?
- Że jak przyjeżdżają na kontrolę do młyna, to ich kopytkami nie nakarmię.
- Dlaczego?
- Coś się dzisiaj tak uparł? Dlaczego i dlaczego. Dlatego, że pod kopytka słabo się pije wódkę.
- To niech nie piją.
- A ten znowu swoje. Kontrolerzy lubią pić, więc im trzeba zawsze coś postawić. Wtedy w protokole napiszą to, co trzeba.
- A gdyby napisali gorzej?
- To byś nie miał ani na buty, ani na książki, bo młyn by zamknęli.
- Jakoś dotychczas nie zamknęli, a przecież były kiedyś gorsze czasy. Podczas wojny też młyn działał.
- Działał, bo dziadek komu trzeba wódkę postawił.
- Tego mi nie opowiadał.
- To ja ci teraz opowiem. Kiedy wkroczyli Niemcy, nałożyli na młyny obowiązek oddawania na potrzeby wojska konkretnej ilości mąki.
- To chyba nie był problem, bo młynarz ma zawsze mąkę.
- Ma, jeśli może zemleć ziarno. Rzecz w tym, że nie było możliwości zakupienia ropy do silnika, bo wszystko szło na potrzeby wojska.
- To jak mieli mleć?
- Dobre pytanie. Niemców nie obchodziło, jak młynarz bez ropy uruchomi silnik spalinowy, tylko czy odstawi mąkę na czas. Nie oddasz, to cię czeka obóz pracy w Treblince.
- I co? To ciekawe.
- Dziadek Stasiek przez jakiegoś swojego znajomego dotarł do takiego jednego, który był odpowiedzialny za zapewnienie paliwa do wozów ciężarowych używanych przez wojsko. Obaj mieli przyjechać do Repek, żeby dopiąć z młynarzem umowę. Babcia wpadła w popłoch, bo przecież wielkich i ważnych panów nie będzie przyjmować kapustą z grochem czy naleśnikami. Wiedzieli, że Niemcy lubią dobrze zjeść i wypić, więc trzeba było zrobić wszystko, by wyjechali stąd zadowoleni. Już nie pamiętam, które z dziadków poszło do dworu, żeby wypożyczyć od Dernałowiczów kucharkę. Wtedy dziedzice z Repek mieli taką z kresów, ze szlachty. Siostrę tego pisarza, Iwaszkiewicza.
- Jarosława?
- A inny jakiś sławniejszy o takim nazwisku jest? Jak nie ma, to chodzi o Jarosława.
- A wiesz, mamo, że Iwaszkiewicz pisał o młynach?
- Wiem i czytałam, ale mi nie przerywaj, bo nie skończę, a robota czeka. Więc ta dworska kucharka nazrządzała różnych pyszności i Niemcy wyjechali w świetnych humorach, a dziadek miał odtąd dostęp do paliwa. Już się nie musiał martwić, jak się wywiązać z kontyngentu.
- Musiało się Szwabom podobać, że im polska szlachcianka usługiwała przy stole.
- Rzecz w tym, że nie usługiwała. Przygotowała potrawy, pięknie nakryła, ale o podawaniu do stołu nie chciała słyszeć. Taka patriotka.
- Pewnie Jarosław był z niej dumny?
- Pewnie był. Zapytaj go przy okazji… ha, ha, ha. Gdzie ten ojciec? Leć, Włodek, do młyna i go poszukaj. Niech na kopytka przychodzi, bo całkiem wystygną. Ja mam swoją robotę. Muszę się brać za maglowanie pościeli. (…)


Wiesława Kwiek
Ilustracja: Aleksandra Kwiek

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe