29
2022
2022-10-05

Opowiem Ci o przeszłości...


Już od roku w Wieściach Sokołowskich ukazuje się cykl pod hasłem „Opowiem Ci o przeszłości…”. Pojawiają się w nim fragmenty mojej książki „Mgliste sny minionych dni” oraz nowe opowiadania pisane z myślą o kolejnej publikacji.

Cykl cieszy się dużym zainteresowaniem Czytelników gazety. Uświadamia Im, że wiele wydarzeń zasługuje na upamiętnienie. Pod jego wpływem doszło już do kilku spotkań z ludźmi, którzy podzielili się ze mną swoją rodzinną historią. Czekam na kolejne sygnały. Można ze mną nawiązać kontakt poprzez Sokołowski Ośrodek Kultury i biblioteki (miejską i pedagogiczną), a także za pomocą poczty elektronicznej: kwiek.wieslawa@gmail.com

***
To jedno z trzech opowiadań, których akcja toczy się przy Ruskich Dołach i siedzibie sióstr salezjanek. Jest oparte na wspomnieniach pań: Alicji (z Młyników) Cichowskiej, Haliny (z Bańkowskich) Sieniuty oraz Krystyny (z Czarnockich) Kowalewskiej.

Zdjęcie, które przedstawia Wielkanoc u salezjanek pochodzi z prywatnych zbiorów zmarłej w czasie pandemii Krystyny Skolimowskiej (z Szulborskich). Wśród dzieci zgromadzonych wokół stołu prawdopodobnie znajduje się mała Krysia lub ktoś z najbliższej rodziny.

RUSKIE DOŁY
Przyszli!

(…)
- Nie wiadomo, czy siostry będą mogły dalej prowadzić przedszkole - z takimi informacjami zaszedł do nas sąsiad.
- O czym ty, Feluś, mówisz? Chyba władza ludowa nie będzie działała na szkodę obywateli – mama wyraźnie naśladowała głos, który słyszeliśmy codziennie z kołchoźników.
- Słyszałem, co tam dzisiaj mówili w urzędzie – zaczął Felek. - Spotkałem kolegę – starego komunistę, który zajmuje w powiecie jakieś ważne stanowisko. I on mi powiedział, że źle się dzieje.
- Źle, czyli co konkretnie? - zapytała mama.
- Zlikwidują szkolnictwo prywatne. Uchwalono właśnie takie prawo, które pozwala odebrać salezjankom budynek przy Polnej.
- To nie prawo, tylko bezprawie - poprawiła go.
- Od pierwszego września 1948 roku powołana została do istnienia Szkoła Podstawowa nr 2, więc jak tu będzie szkoła, to odbiorą siostrom przedszkole - Felek był prawie pewien swych racji.
- To czym się różni ta nowa władza od okupanta? - mama zadała pytanie i natychmiast na nie odpowiedziała. - Niczym. Niemcy też odebrali salezjanom budynki i zajęli je na szpitale czy magazyny.
- No nie porównuj Niemców, którzy siłą zagrabili polskie mienie, z polską władzą. Rząd działa legalnie, a urzędnicy mówią po polsku i przestrzegają prawo – sąsiad wyraźnie określił swoje sympatie dla nowych porządków. (…)

Kolejne tygodnie przyniosły potwierdzenie słów Felka. Coś złego działo się wokół sióstr, do których codziennie biegałam do przedszkola. Niby dni płynęły normalnie, bo nadal uczyliśmy się nowych piosenek i zabaw, nadal tańczyliśmy krakowiaka i przygotowywali przedstawienie, ale wszystko to się działo w atmosferze jakiegoś zagrożenia. Siostra Eleonora z niepokojem wyglądała przez okno, a z siostrą Elżbietą często mówiły do siebie półgłosem o sprawach, o których my dzieci nie powinnyśmy wiedzieć. Ja miałam przykazane, że jakby się coś działo, to lecę szybko do domu i mówię, że przyszli. Kto miał przyjść i po co?

Któregoś dnia do naszej sali wpadła siostra Czesława. Nigdy nie przychodziła, ale znałam ją, bo zajmowała się ogródkiem i często musiała bronić swoich zbiorów przed naszymi chłopakami, którzy zrywali z drzewek owoce, zanim te nadawały się do jedzenia.
- Przyszli! Niech Ala leci po matkę! - wypowiedziała te słowa, a ja aż się wzdrygnęłam.

Siostra Eleonora podeszła i wzięła mnie za rękę. Kiwnęłam głową, że wiem, co mam robić. Wysadziła mnie przez okno na dwór i kazała biec do domu. Dotarłam w dwie minuty, bo mieszkaliśmy tuż przy Ruskich Dołach. Mama o nic nie pytała, tylko kazała mi siedzieć w kuchni i z niej nie wychodzić, a sama pognała do sąsiadów. Wyglądałam przez okno i po chwili zobaczyłam, jak z Nowaczeską, Wołyńcową i Tchórzewską biegną w stronę przedszkola. Dopiero później dowiedziałam się, co zaszło, bo mama zaprosiła do nas sąsiadki na herbatę. Przyszły oburzone postawą urzędnika, ale i zadowolone ze swojej skuteczności.

Okazało się, że to nie była pierwsza wizyta przedstawicieli władz na Polnej. Już wielokrotnie próbowali usunąć stąd siostry i zająć budynek, ale im się to nie udawało, bo zawsze ktoś czuwał i w porę zawiadomił okolicznych gospodarzy. Podobno nocami na zmianę trzymali wartę.
W dzień mężczyźni szli do roboty, a opiekę przejmowały kobiety.
- Popatrz, jaki zmyślny - mówiła Nowaczeska o urzędniku. - Żeby zabrać klucz od budynku.
- Ale się gryzipiórek nie spodziewał, że my też nie takie ciamajdy - zaśmiała się mama.
- Zgłupiał zupełnie, jakeśmy go otoczyły z różańcami w rękach jak z bitewnym orężem i zaczęły odmawiać Pod twoją obronę... – zachichotała Wołyńcowa. - A potem jeden myk do kieszonki i już pan z wysokiego urzędu nie ma klucza od drzwi wejściowych do przedszkola. Niech sobie nie myśli, że my tu ustąpimy.

I nie ustąpiły. Władze miasta już nie próbowały siłą odebrać salezjankom ich siedziby. Nawet jak przy Polnej powstała szkoła podstawowa, to siostry dzieliły z nią budynek.

Wiesława Kwiek

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe