29
2022
2021-09-21

Opowiem Ci o przeszłości...


Opowiem Ci o przeszłości...

To tytuł cyklu, który rozpoczęliśmy z nowym rokiem szkolnym. Będą się w nim pojawiały moje opowiadania (lub ich fragmenty) pochodzące ze zbioru „ Mgliste sny minionych dni” oraz nowe teksty przygotowywane do druku. Wszystkie są oparte na prawdziwych relacjach ludzi - świadków bądź uczestników niezwykłych wydarzeń. Wielu z nich już nie ma wśród żyjących, więc zdążyłam w ostatniej chwili poznać i utrwalić ich historię. Mam nadzieję, że ten cykl zainspiruje Czytelników do uważnego wsłuchania się w to, co mają nam do powiedzenia dziadkowie czy pradziadkowie. Wysłuchają, a potem zechcą zapisać, przekazać innym. Chętnie poznam ciekawe opowieści, by potem je literacko wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Można się ze mną kontaktować elektronicznie: kwiek.wieslawa@gmail.com

***
22 września 1942 roku Niemcy rozpoczęli likwidację getta w Sokołowie. Podobne akcje miały miejsce w innych polskich miastach. Bezpośrednią inspiracją dla tego opowiadania była mogiła znajdująca się we wsi Przywózki, upamiętniająca rodzinę, która przechowywała w czasie okupacji Żydów i zapłaciła za to najwyższą cenę.

Droga do Treblinki

(…) A za oknami wagonów toczyło się normalne życie. W niektórych miejscach ludzie kopali ziemniaki, dzieci kręciły się wokół ogniska. Kilku chłopców zabierało z łąki krowy. Z zaciekawieniem przyglądali się składowi pociągu. Akurat z ojcem dopchaliśmy się do okienka. Ja nawet wyciągnąłem rękę i im pomachałem. Wtedy najwyższy z nich, pewnie też najstarszy, pokazując na pociąg zaczął robić głupie miny, ścisnął sobie rękami szyję, wywalił język, a potem upadł jak nieżywy. Zaśmiałem się, bo mnie to rozbawiło. Spojrzałem na ojca, ale on się nie śmiał. Jego twarz poszarzała, a oczy zaszły mgłą.
-Tate, przecież to śmieszne. Widziałeś, jaki z niego aktor? Mógłby grać w naszym zespole. Pamiętasz, że w jesziwie chodziłem na kółko teatralne?
- Dobry z niego aktor, chociaż to, co pokazał, wcale nie było śmieszne - potwierdził ojciec.
- Tate, muszę się załatwić...
- wyszeptałem do ojca, kiedy już łąka z krowami została daleko w tyle.
- Idź za mną. W drugim końcu wagonu są wyrwane dwie deski i ta dziura służy za toaletę.
- I co, mam sikać tak przy innych? Przecież to nienormalne, nie wypada...
- Zapomnij o normalności. Trzeba żyć.
Dotarliśmy do dziury i musiałem się ustawić w kolejce, bo przede mną
z tej toalety chcieli też skorzystać inni. Kiedy już załatwiłem swoją potrzebę, ojciec stojący za mną uklęknął. Myślałem, że zrobiło mu się słabo, ale on zaczął odrywać kolejną deskę. Kilka osób próbowało go powstrzymać. Inni odsunęli się na bok, robiąc mu wolną przestrzeń. Jakaś kobieta zrozumiała, co ojciec chce zrobić i zaczęła mu pomagać. Pękająca deska poraniła jej łydki, ale ona nie zważała na to. W identyczny sposób pozbyli się kolejnej. Pociąg zbliżał się teraz do jakiegoś przejazdu i zwalniał. Ojciec i kobieta wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Teraz albo nigdy? - usłyszałem, choć nie wiem, które z nich to powiedziało.
Ojciec złapał mnie za rękę i pchnął w kierunku otworu w podłodze.
- Uciekaj! Idź w stronę chałup. To jedyna szansa na przeżycie.
- A ty?- zapytałem niepewnie.
- Ja się nie zmieszczę, ale tobie się uda - teraz prawie krzyczał.
- Ale mieliśmy się nie rozdzielać? - nie ustępowałem.
- Zapomnij o tamtych słowach. Ratuj się! Trzeba żyć!
Położyłem się na podłodze i zacząłem się spuszczać do dziury. Kawałek koszuli zaczepił się o wystające deski. W którymś momencie poczułem, że spadam. Osunąłem się na drewniane podkłady. Koszula się podwinęła i szorowałem gołymi plecami. Wreszcie puściłem deski podłogi. Leżałem nieruchomo. Nade mną toczyły się kolejne wagony, stukając miarowo. Na dworze było już ciemno. Pociąg znikał w oddali. Kiedy zupełnie zniknął, podniosłem się i oprawiłem koszulę. Czułem, że moje plecy płyną krwią. Na tle ciemniejącego nieba ujrzałem jeszcze ciemniejszą plamę, która zaczęła się poruszać. Przywarłem do ziemi i znieruchomiałem. Po chwili dotarł do mnie czyjś szept:
- Nic ci nie jest?
Myślałem, że to ojciec, ale to był syn tej kobiety, która pomagała powiększyć otwór w podłodze wagonu.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałem z lękiem w głosie.
- Ktoś w pociągu mówił, że najbliższe miasteczko to Sokołów, a stąd już niedaleko do Treblinki… - wyjaśnił.
- Treblinki? Już gdzieś słyszałem tę nazwę... Chyba mama z ciotką Cywią mówiły...
Minęliśmy mały zagajnik
i zbliżyliśmy się do jakichś zabudowań. Gdzieś u sąsiadów zaszczekał pies, ale szybko umilkł. Ostrożnie podeszliśmy do okna. W chałupie było ciemno, więc nic nie dostrzegliśmy. Wydawało mi się, że słyszę jakieś przytłumione rozmowy. Nagle drzwi skrzypnęły i w drzwiach stanął niewysoki chłop.
- Kto tam? - rzucił w mrok nocy.
- My z pociągu... – powiedziałem cicho i się rozpłakałem.

Wiesława Kwiek
Grafika: Aleksandra Kwiek

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe