"Ocalić od zapomnienia"
Edward Sarna urodził się 7 marca 1912 r. we wsi Dzięcioły Bliższe. Młodość spędził na Wołyniu, pracując na kolei jako telegrafista. Od 1935 r. służył w XIX Pułku Ułanów Wołyńskich w Ostrogu nad Horyniem
i jako zastępca dowódcy plutonu łączności uczestniczył w wojnie obronnej w 1939 r. Po klęsce wrześniowej powrócił do rodzinnej miejscowości.
W latach 1940-1944 był żołnierzem formacji podziemnych Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Jako radiotelegrafista oddziału AK przyjął pseudonim „Klucz”.
W lipcu i sierpniu 1944r. uczestniczył w akcji „Burza”. Od 1945 r., z obawy przed uwięzieniem i zsyłką do ZSRR, zamieszkał z rodziną na Warmii. Zawodowo związał się z młynarstwem. Od 1956 r. aż do emerytury w 1979 r. był dyrektorem zakładów zbożowo-młynarskich PZZ w Lidzbarku Warmińskim.
Jak wspominają córka i syn Edwarda Sarny, został on odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtutii Militarii, Krzyżem Partyzanckim, Medalem „Za udział w wojnie obronnej 1939 r.”, Odznaką Grupy Operacyjnej „Wschód AK” w składzie 8 Dywizji Piechoty i Mazowieckiej Brygady Kawalerii, Odznaką Weterana Walk o Niepodległość. Edward Sarna często był zapraszany do szkół województwa olsztyńskiego. Na spotkaniach z młodzieżą korzystał ze spisanych wspomnień. Wkrótce po jego śmierci syn i córka zebrali te zapiski pod wspólnym tytułem „Wspomnienia z wojny i okupacji 1939-1944” i opublikowali drukiem, „chcąc ocalić je od zapomnienia”. W Wieściach Sokołowskich publikujemy obszerne fragmenty wspomnień.
JO
W obronie zachodniej granicy Polski we wrześniu 1939r.
Bitwa pod Mokrą
Byłem wachmistrzem 19 Pułku Ułanów Wołyńskich pod dowództwem płk J. Pętkowskiego.[…] Latem 1939r. 19 Pułk stacjonował w okolicach wschodnich granic Polski. W dniu 17 sierpnia nasz dowódca otrzymał rozkaz, by wraz z nami i całym wyposażeniem udać się na najbliższa stację kolejową. Stamtąd pociągiem dotarliśmy do stacji Radomsko. Wołyńska Brygada Kawalerii została rozrzucona w promieniu kilku kilometrów od Częstochowy. […] Po południu w ostatnim dniu sierpnia usłyszeliśmy płacz i lament kobiet ze wsi gdzie stacjonowaliśmy. Ogłoszono mobilizację. Tego samego dnia w późnych godzinach wieczornych wyruszyliśmy nad samą granicę państwa. Nasze oddziały szły osobno. Zajęliśmy stanowiska w okolicach wsi Mokra, Zawady i Kamieńszczyzna. Nasze miejsce pobytu znajdowało się w małym, sosnowym lesie, tuz obok leśniczówki. Od razu przystąpiliśmy do pracy przy przygotowaniu stanowisk obronnych. Konie zostały przywiązane do stodoły. Zarówno dzień jak i noc przełomu sierpnia i września były bardzo gorące i parne. Było tak duszno, że żołnierze spali na derkach nie przykryci. Tej nocy ze względu na temperaturę nie spałem długo. Zbudziłem się szarym świtem. Z dala dał się słyszeć warkot nadlatujących samolotów.[…] Samoloty przeleciały bardzo nisko, zrzucały bomby zapalające. Stodoła i pozostałe budynki stanęły w ogniu. W stodole znajdowały się granaty, pozostawione przez saperów, którzy uciekli z niej, gdy tylko rozpoczął się nalot. Po wpływem wysokiej temperatury granaty zaczęły wybuchać. Konie przywiązane do stodoły znalazły się w bezpośrednim niebezpieczeństwie. Żołnierze na wpół ubrani rzucili się
w stronę stodoły, trzeba było ratować konie. Nie było czasu na odwiązywanie. Wiązania musieliśmy odrywać z deskami. Uwolnione konie uciekały jak najdalej od ognia. Również wozy stojące obok palących się budynków musieliśmy odciągać. Szczęściem nikt z żołnierzy nie ucierpiał, a dzięki ich szybkiej reakcji cały sprzęt i wyposażenie zostało uratowane.[…]
Nie mieliśmy wątpliwości co do tego, że nastąpią ponowne ataki. Nasze przewidywania sprawdziły się, w kolejności nadlatywały poszczególne eskadry samolotów niemieckich. Ostrzeliwaliśmy je klęcząc, gdyż wydawało się nam, że z tej pozycji będziemy mogli trafić. Samoloty przelatywały na małej wysokości i kierowały w stronę linii fontu.
Mój oddział zajął stanowiska obronne rozmieszczone wzdłuż toru kolejowego. Wkrótce otrzymaliśmy wiadomość : Krzepice zajęte.[…] Niedługo potem, bo około godziny 9.00 , czołgi i samochody pancerne z czarnymi swastykami wtargnęły między wsie Mokra 1 i Mokra 2. Nasze działa i rusznice przeciwpancerne zatrzymały atak czołgów. W następstwie tego na linii uderzenia przeciwnika powstało zamieszanie. Podczas bitwy, która mogłaby zakończyć się naszą porażką, nadeszła niespodziewana pomoc. Był to pociąg pancerny, który swoim wsparciem ogniowym zadecydował o korzystnym dla nas wyniku walki. Czołgi przeciwnika wycofały się. Moment odpoczynku wykorzystaliśmy na przegląd stanowisk obronnych. Na szczęście straty były niewielkie.[…]
Spokój nie trwał długo. Znów pojawiły się niemieckie samoloty. Na polanę wybiegło kilkadziesiąt koni wprost pod kule karabinów pokładowych tych samolotów. Zaraz potem samoloty odleciały, a na polanie zostały zabite zwierzęta.
I znów kolejne ataki: nasze rusznice przeciwpancerne zagrały szybko i celnie. Natarcie ponownie zostało odparte. Również trzecie natarcie wroga nie zdołało zepchnąć nas z zajętych pozycji. Niemcy zapewne zrozumieli, ze atakowanie naszego odcinka, posiadającego wsparcie ogniowe pociągu pancernego nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. Ich czołgi wycofały się na linię obrony naszych sąsiadów, 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich i zniszczyły ich stanowiska obronne.
Zbliżała się noc. Zacięta bitwa trwała już kilka godzin. Oprócz ataków czołgów, ustawicznie nękały nas ataki z powietrza. Ogólny wynik walk pod Mokrą, jak się okazało, był dla nas niepomyślny, musieliśmy wycofać się w linii obrony .Nasze wysiłki jednak nie były całkowicie bezowocne. Opór stawiany wojskom niemieckim opóźnił o jeden dzień natarcie Niemców na Warszawę. […]
Natarcie pod Wolą Cyrusową
Rozpoczęliśmy odwrót w kierunku Łodzi. Brodem przeprawiliśmy się przez rzekę Wartę i już 3 września byliśmy w okolicach Łodzi. Żołnierze od dnia wybuchu wojny ani razu nie odpoczywali. Zmęczenie było tak duże, że w czasie nocnego przemarszu w momencie zatrzymania oddziału, żołnierze o nic już nie dbając zsuwali się z siodeł i kładli się pokotem pod końmi.[...] Musieliśmy zachować całkowitą ciszę. W nocy działały grupy tzw. piątej kolumny, czyli dywersanci. Jedna głośniejsza rozmowa mogła na nas ściągnąć ogień armatni. […]
8 września brygada kawalerii znalazła się w lasach niedaleko Skierniewic, w okolicach Woli Cyrusowej. Po raz pierwszy od początku wojny dotarła do nas kuchnia polowa.[…] Po chwili usłyszeliśmy charakterystyczny gwizd i pocisk artyleryjski rozerwał się w samym środku obozowiska, raniąc ludzi i zabijając 11 koni. Byliśmy zaskoczeni. Nie mieliśmy nawet czasu paść na ziemię. Nastąpiła seria wybuchów. Z żalem spoglądałem na porzucona przeze mnie menażkę, z której wylała się ciepła zupa. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk: „Urwało mi nogę ”. To krzyczał leżący obok mnie wachmistrz szwadronu karabinów maszynowych Jan Klecha. Odłamek pocisku trafił w jego ostrogę, która okazała się tak mocna, ze odłamek jedynie bardzo mocno stłukł mu stopę. Ostroga niewątpliwie uratowała wachmistrza przed utratą nogi, a może i życia.[…] Błyskawicznie siodłano konie wycofując się poza zasięg karabinów maszynowych. Po odjechaniu paru metrów spostrzegłem, że wśród nas nie ma taczanki z radiostacją. Wiedziałem jak duże znaczenie posiada utrzymanie łączności. Nie namyślając się długo i nie zważając na niebezpieczeństwa zawróciłem swoja klacz o imieniu Eskorta w kierunku opuszczonej taczanki. Pojechałem do niej i odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem, że woźnica Kubik jest cały i zdrowy. Radiostacja była nie uszkodzona. Trzeci koń zaprzęgnięty do taczanki zabiegł za drzewo uniemożliwiając tym samym wyjazd. Dołączyliśmy do oddziału.
Tymczasem Niemcy rozpoczęli ponownie natarcie.[…] Porucznik Lubicz-Rudnicki dowodzący naszym oddziałem otrzymał rozkaz odrzucenia nieprzyjaciela. Wkrótce rozległ się rozkaz: „Bagnet na broń!” Siła naszego uderzenia była tak duża, ze niemiecka linia obrony musiała się cofać. Niedługo cieszyliśmy się sukcesem, ogień krzyżowy, jaki otworzyli Niemcy, przydusił nas do ziemi. Jedyną ochroną były rosnące w pobliżu drzewa. […] Porucznik Lubicz – Rudnicki został ciężko ranny. Objąłem dowództwo oddziału. Artyleria niemiecka biła nadal. Nagle za moimi plecami zadrżała ziemia. Siła wybuchu rzuciła mnie na maskę samochodu stojącego obok. Jednocześnie w ramieniu i potylicy poczułem niesamowity ból, pociemniało mi w oczach. Straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, ze zdziwieniem spostrzegłem, ze oblepia mnie czerwona, półpłynna maź. Dopiero po chwili domyśliłem się , że to częściowo zakrzepła krew. Rany dawały znać o sobie. Obok mnie leżał młody ułan o nazwisku Ptaszyński. Gdy ujrzał, że się poruszyłem, zerwał się z ziemi i podbiegł do mnie. Chciał mi pomóc. Nie zdążył jednak. Niemcy czujnie obserwując pole ścięli go serią z karabinu maszynowego. Chłopiec skonał od razu, ale padając przebił mi swoim bagnetem nogę. Tymczasem XIX Pułk przygotowywał się do kontrataku. Wtedy to nastąpiło natarcie ogromnych niemieckich czołgów.[…]
Ciąg dalszy w następnym numerze Wieści.
Edward Sarna
opr. J.O.
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu