Obrady przy pustych krzesłach
Pierwsze przejawy niezadowolenia radnych pojawiły się podczas dyskusji nad uchwałą dotyczącą sytuacji ekonomiczno-finansowej sokołowskiego szpitala. Sytuacja zaostrzyła się przy kolejnym punkcie, czyli w trakcie dyskusji nad projektem uchwały w sprawie zatwierdzenia Programu Naprawczego zakładu, a prawdziwa burza rozpętała się podczas omawiania jego nowego statutu. Po zapoznaniu się radnych z projektami uchwał, posypał się grad pytań skierowanych do szpitalnych władz obecnych na sali.
Radny Marian Koć pytał o zobowiązania, jakie ma szpital, środki za nadwykonania, finansowanie projektu DDOM oraz koszty usług firm sprzątających. Radny Jacek Odziemczyk zapytał, co dyrektor Ewa Wojciechowska miała na myśli, wpisując do planu „umacnianie pozycji i autorytetu dyrektora zakładu”. Zapytał również o system premiowy i motywacyjny. Przypomniał również, że przy planowaniu budżetu, należałoby wziąć pod uwagę zobowiązania, jakie ma szpital podług swoich pracowników. Chodziło o oddanie należności tym pracownikom, którzy przed kilkoma laty część swoich poborów oddali na rzecz programu ratowania placówki. Poprosił również o wyjaśnienie sformułowania „dopasowanie kosztów i wynagrodzeń do poziomu adekwatnego do wysokości uzyskiwanych przychodów”. Pytanie miał także radny Bogdan Czarnocki. Dotyczyło one współpracy szpitala z podmiotami zewnętrznymi i możliwości renegocjacji podpisanych z nimi umów. Jako ostatnio głos zabrała radna Ewa Kraska, która zapytała o sposób wzrostu usług sprzedawanych przez szpital.
Aby pozwolić dyrektor Ewie Wojciechowskiej przygotować się do udzielenia odpowiedzi na zadane pytania, przewodniczący Jarosław Puścion zarządził 10 minut przerwy. Po jej zakończeniu dyrektor Wojciechowska zaznaczyła, że w przypadku niektórych pytań, są one jej zadawane za każdym razem, gdy jest do tego okazja m.in. na komisjach. Mimo to, dyrektor na nie odpowiedziała.
Zdaniem dyrektor, cena jaką trzeba zapłacić firmie zewnętrznej za usługi sprzątające, jest o wiele niższa, niż ta, którą należałoby zapłacić zatrudnionym przez szpital pracownikom. Wzrost kosztów w tym roku tłumaczyła m.in. wzrostem płacy minimalnej. Zaznaczyła również, że zmniejszyły się znacznie wydatki, przeznaczone na ochronę szpitala. Stało się to za sprawą zamontowania bramek przed szpitalem. Dyrektor wyjaśniła również, że koszt dziennego utrzymania pacjenta w DDOM to koszt 115 zł. Kwota ta regulowana jest przez Ministerstwa Zdrowia, lecz nie płaci ona szpitalowi regularnie. Zaległości Ministerstwa względem szpitala opiewają już na kwotę 300 tys. złotych. Jeśli zostaną uregulowane do końca roku, znacznie zmniejszy się strata szpitala. Projekt DDOM zaplanowany był na 3 lata i kończy się w przyszłym roku. Jak stwierdziła dyrektor, jeśli Ministerstwo nie zgodzi się go dalej finansować, koszty utrzymania będą musieli pokryć pacjenci.
Tłumacząc plan naprawczy, Wojciechowska powiedziała, że trudno było wymyślić coś nowego, gdyż szpital jest po restrukturyzacji. Odnosząc się do tematu oszczędności, wyjaśniła, że w ubiegłych latach były one bardzo duże. W 2012 roku wyniosły 8 mln zł, a w 2013 roku - kolejne 2 mln zł. Zaoszczędzenie takich kwot możliwe było dzięki przeprowadzeniu termomodernizacji zakładu.
Podczas dalszej wypowiedzi dyrektor Wojciechowska wspomniała o zobowiązaniach NFZ względem sokołowskiego szpitala:
„Na dzień dzisiejszy planowana strata zmniejszyła się o 430 tys. zł, a wiemy, że będzie lepiej. Dziś dostaliśmy informację, że dostaniemy jeszcze ponad 800 tys. zł. Nie zrzekamy się też pozostałych nadwykonań. W informacji z NFZ, którą dostałam było napisane, że będzie to dotyczyło nadwykonań z 2017 roku i poprzednich nadwykonań. Ponad 80 mln zł dostał fundusz mazowiecki ostatnio i nie wiemy czy wystarczy to na pokrycie starych nadwykonań. Przypominam, że mamy w sądzie sprawę o zapłatę 3,2 mln, a 1,5 mln zł za nadwykonania, które były zamienione według nas przez NFZ nieprawnie. Pojechała tam ciężarówka dokumentów, rzeczoznawcy je teraz analizują, a końca nie widać. Jeśli będziemy mogli podpisać ugodę na 50-70 proc., to pewnie się na to zdecydujemy. Jeśli chodzi o to nieszczęsne sformułowanie „umacnianie pozycji i autorytetu dyrektora”, to chodziło nam o to, że spotykamy się na komisjach z radnymi, a państwo tylko krytykujecie i ja się tłumaczę. A konstruktywnych dyskusji nie ma żadnych. My chcemy współpracować, więc może państwo coś byście nam podpowiedzieli. Oczywiście współpraca z powiatem układa się w miarę prawidłowo. Ja też rozumiem, że powiat nie ma pieniędzy, ale oczekiwania dyrektora zawsze będą takie, żeby powiat dołożył nam więcej. Bo potrzeby mamy przeogromne. Jeżeli chodzi o dopasowanie kosztów, analizowaliśmy już kilka razy. Zastanawialiśmy się, czy nie wprowadzić budżetowania na oddziały, ale przy tak małej ilości pieniędzy jest to trudne. W tej chwili analizujemy koszty leków i sprzętu jednorazowego. Główne koszty to koszty lekarskie. Oni nie mają już górnej granicy, którą moglibyśmy im zapłacić. Jest mało lekarzy i dlatego te ceny cały czas rosną.”
W trakcie dyskusji nad statutem szpitala radni z klubu PiS mieli wiele pytań do mecenasa Witolda Kosowskiego, jednak nie wszystkie ich wątpliwości zostały rozwiane. Podczas zadawania kolejnych pytań, przewodniczący Rady Powiatu Jarosław Puścion odebrał im prawo głosu i chciał przejść do omawiania kolejnego punktu obrad. Sprzeciwił się temu radny Jacek Odziemczyk, który wniósł o ogłoszenie kilkuminutowej przerwy. Po jej upłynięciu, powiedział:
„Panie Przewodniczący, chciałbym po raz kolejny stanowczo zaprotestować przeciwko sposobowi, w jaki pan prowadzi obrady. Kiedy pani dyrektor mówi, że my krytykujemy tylko, że konstruktywnych rozmów nie ma żadnych, że radny Koć się za każdym razem zadaje takie same pytania, kiedy pozwala sobie na odzywki „nie wiem, czemu jeszcze raz odpowiadam”, gdy pozwala sobie naśladować radnego Kocia, gdy sobie robi centralnie żarty z radnych, to pan nie pozwala nam się nawet do tego odnieść. Zamyka nam pan usta. Tak się, proszę pana, nie robi. Jesteśmy radnymi Rady Powiatu Sokołowskiego i tak, jak państwo, my również mamy mandat mieszkańców. Ad vocem każdy z nas ma prawo odnieść się do tego, co mówi pani dyrektor. I jeśli pan nam zamyka usta, to my chcemy panu powiedzieć, że my w takiej sesji uczestniczyć nie chcemy. W związku z tym opuszczamy salę obrad, a pani niech dalej sobie prowadzi tę sesję w sposób, jaki pan uważa za słuszny i zamyka usta, komu pan chce.”
Po słowach radnego Odziemczyka radni z klubu PiS wyszli z sali. Wszystkie późniejsze projekty uchwał były przegłosowywane bez uczestnictwa ośmiu radnych.
Po zakończeniu obrad do sprawy protestu odniósł się starosta Leszek Iwaniuk:
„Szanowna Rado, jestem zbulwersowany tym, że radni z klubu Prawa i Sprawiedliwości opuścili salę, tłumacząc to nieprawidłowościami w czasie prowadzenia sesji. Stwierdzam, że sesja jest prowadzona w sposób bardzo dobry i przejrzysty. Przypomnę, że pan przewodniczący prosił o zadawanie pytań, zamknął ten punkt, następnie poprosił o odpowiedź panią dyrektor i również zamknął ten punkt. Państwo radni chcieli dalej dopuszczać się jakiejś pyskówki. Na tym to polega, że jak jest czas na zadawanie pytań i udzielanie odpowiedzi, to do tego trzeba się stosować. Jestem naprawdę niepocieszony tą całą sytuacją. Mieszkańcy wszystkich nas wybierają i wszyscy powinniśmy decydować, w jaki sposób taka sesja przebiega. Opuszczając obrady, sprawiają, że nic dobrego to nie przynosi, a powstaje tylko ferment. Myślę, że to się nie będzie więcej zdarzać, a pan przewodniczący prawa nie naruszył i sesję prowadził prawidłowo.”
Jako ostatni głos zabrał przewodniczący Jarosław Puścion:
„Szanowni państwo, ja odniosę się na pewno do oświadczenia, jakie złożył pan Odziemczyk na najbliższej sesji. Tylko, że ja lubię się opierać na faktach. Nie lubię opierać się na pomówieniach i insynuacjach. Zatem fakty wszystkim przedstawię. Głównym sporem, który w dniu dzisiejszym się wywiązał było to, czy przekształcić sesję Rady w jarmark, czy też nie. Nie ma mojej zgody na przekształcenie sesji w jarmark. Od tego są posiedzenia komisji, na których można dyskutować w dowolny sposób. Dziwi mnie jeszcze, że jedna strona może powiedzieć wszystko o drugiej stronie, a druga nie może. Bardzo chętnie poddam się ocenie, krytyce, ponieważ nie ma ludzi doskonałych i ja też nie jestem doskonały. Natomiast podkreślam, że nie ma mojej zgody na przekształcenie obrad Rady na jarmark. Próbowano mi zarzucać, że działam politycznie, ale co to znaczy? Podkreślam jeszcze jedną rzecz: jestem przewodniczącym i jeżeli państwo uznacie, że nie nadaję się na to stanowisko - zrzeknę się. Nie jestem do tego stanowiska ani przyklejony, ani przywiązany. Staram się swoją rolę spełniać najlepiej jak potrafię. Jak będzie obecna druga strona, to podyskutujemy na ten temat w sposób kulturalny, a nie taki, w jaki próbuje się to robić”.
Katarzyna Dybowska
« wróć | komentarze [2]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Sokołowski szpital to wielka trupiarnia. Tu nie ma żadnego specjalisty. Ludzie, których choć trochę stać, jeżdżą leczyć się do Siedlec lub do Warszawy. Tzw. dyrektor niech bzdur nie ględzi. Radnym PiS szło o dobro mieszkańców powiatu nie o jej samopoczucie. Jak pytają jej psim obowiązkiem jest precyzyjnie odpowiadać, a lekarz wszystkich specjalności nie może ograniczać swobody wypowiedzi. Amen!. |
popo 2017-12-02 15:31:56 |
Lokalni politycy naśladują tych z parlamentu i wojują ze sobą zawzięcie. |
Genia 2017-12-01 16:31:12 |