29
2022
2012-12-21

O profesorze Kazimierzu Krysiaku z bliska


Urodził się 4 listopada 1907 r. w Dzięciołach Bliższych, w Ziemi Sterdyńskiej, skąd już niedaleko przez Bug do Zuzeli, gdzie w 1901 r. przyszedł na świat Prymas Tysiąclecia Kardynał Stefan Wyszyński i do Treblinki, gdzie płonęły w czasie okupacji szczątki żydowskiej ludności.
 Co pozostało po Profesorze w Jego rodzinnych stronach? Stara, przestronna chata wiejska, pamiątkowa tablica w kościele parafialnym, Jego nazwisko znaczące główną ulicę w Sterdyni i co najważniejsze - niegasnąca pamięć o tym, jak w czasie hitlerowskiej okupacji leczył nie tylko zwierzęta, ale też ludzi z chorób i ich strasznej biedy.
Piszę o Profesorze „z bliska”, ponieważ i ja urodziłem się na tej Ziemi Sterdyńskiej, przesiąkniętej krwią powstańczą i udręką unicką, umęczonej okupacją hitlerowską, a potem wywózkami za Ural inteligencji, dokonywanymi nocą przez NKWD.
Rodzice Profesora - Wincenty i Kazimiera Krysiakowie lub Krysiacy, jak powszechnie ich nazywano, mieli spore, dobrze prosperujące, gospodarstwo rolne. Wśród miejscowego społeczeństwa cieszyli się uznaniem, bowiem czynnie uczestniczyli w propagowaniu postępowych tradycji chłopskich, krzewieniu oświaty i ruchu spółdzielczego. W okresie międzywojennym Sterdyń, jako osada gminna, była pod względem spółdzielczej gospodarności, stawiana na równi ze słynną wsią Lisków w Poznańskiem. Ojciec Profesora przez kilka kadencji był wójtem w Sterdyni. Jednym z jego podwładnych sołtysów był mój ojciec Stanisław Kobryńczuk z nadbużańskiej wioski Długie Grzymki. Obaj zapaleni działacze społeczni. Ta znajomość z rodziną Państwa Krysiaków przydała mi się bardzo. Gdy po odwilży październikowej zwolniono mnie po blisko sześciu latach odbywania wyroku za przynależności do konspiracyjnej organizacji uczniowskiej, powstałej w gimnazjum sterdyńskim, nie pozwalano mi ze względów politycznych na podjęcie studiów. Profesor powiedział: „Przychodź na Weterynarię, ja cię obronię!” Tak też się stało. Mało tego, po skończeniu studiów zaproponował mi asystenturę u siebie w Katedrze Anatomii Zwierząt SGGW. Zgodziłem się. Po latach zostałem nawet kierownikiem Jego placówki, który to urząd sprawowałem z pokorą i pewnym lękiem.
Profesor miał trzech braci: Jana, Józefa i Franciszka. Jan pozostał na gospodarstwie rodziców, dwaj pozostali skończyli studia wyższe. Franciszek, prawnik, w czasie okupacji założył tajne gimnazjum w Sterdyni, po zakończeniu wojny funkcjonowało już legalnie w dawnym pałacu Krasińskich do 1950 r. Zostało zlikwidowane po wykryciu tajnej, antykomunistycznej organizacji i aresztowaniu kilkunastu uczniów, którzy byli jej członkami.
Profesor do szkoły powszechnej uczęszczał w rodzinnej wsi. Świadectwo dojrzałości otrzymał w 1926 r. w Gimnazjum Państwowym im. Bolesława Prusa w Siedlcach, które do 1923 r. nazywało się Gimnazjum im. Hetmana Żółkiewskiego. Był dobrym uczniem z polskiego, matematyki, łaciny. Słuchałem wykładów z anatomii Profesora. Od pierwszego dnia zachwycił mnie anatomiczną łaciną; może dlatego polubiłem ten przedmiot, który w pewnym stopniu rekompensował moje ciągoty w zakresie niespełnionych marzeń o studiach uniwersyteckich. Profesor na co dzień nie szafował łaciną. Kiedyś przeszedł sam siebie. Któregoś dnia zjawiła się pewna pani z naszego anatomicznego dziedzińca po rady do Profesora, jako promotora jej pracy doktorskiej. Powiedziałem jej, że Profesor ma wykład i absolutnie nie wolno go przerwać, jak nie wolno przerywać wzniosłej, sakralnej cerebracji. - Co, tam! - powiedziała i weszła na aulę, ja za nią blady jak kreda. Profesor nie zrobił spodziewanej awantury, lecz od tego momentu wszystkie wymieniane struktury anatomiczne, a była mowa o układzie moczowo-płciowym, nazywał i pisał na tablicy, po łacinie i nawet po grecku. Owa pani (dziś też profesor anatomii) spoglądała raz na Profesora, raz na mnie. Poczułem się dumny. Dziś rozumiem biedę anatomów, którzy nie uczyli się łaciny.   
 Począwszy od 1926 r. Profesor studiował medycynę, a następnie od 1927 r. weterynarię na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego, którą ukończył w 1932 roku z dyplomem lekarza weterynarii. Jako student - wolontariusz już w 1930 r., a następnie od 1932 r. - jako asystent, rozpoczął pracę w Zakładzie Anatomii Zwierząt kierowanym przez znanego profesora Romana Poplewskiego. W 1935 r. zdobył stopień doktora medycyny weterynaryjnej, a w 1939 habilitował się, otrzymując stopień docenta Uniwersytetu Warszawskiego w zakresie anatomii zwierząt.
W sierpniu 1939 r. po ogłoszeniu powszechnej mobilizacji, docent nauk weterynaryjnych Kazimierz Krysiak został zmobilizowany i skierowany jako lekarz weterynarii do jednej z kompanii prowadzącej mobilizację koni, a następnie przeniesiony do oddziałów wojskowych na wschodzie kraju. Po klęsce militarnej, powrócił do rodzinnej wsi, gdzie zajął się praktyką weterynaryjną, na którą pozwalały władze okupacyjne. Wykonując tego rodzaju pracę, miał możliwość poruszania się na terenie powiatu sokołowskiego. Z tego powodu został zaangażowany do pracy w wywiadzie wojskowym. W szczególności zajmował się rozpracowywaniem dyslokacji i składu oddziałów niemieckich i stowarzyszonych z nimi wojsk węgierskich oraz oddziałów „Własowców”. W sierpniu 1944 r. przez teren powiatu sokołowskiego przesuwał się front niemiecko-sowiecki i wiele osób spośród ludności cywilnej zostało rannych na skutek wybuchów, min i niewypałów. W tym czasie w Sterdyni nie było lekarza medycyny ani też pielęgniarki, którzy mogliby udzielić pomocy rannym. W związku z tym Armia Krajowa zorganizowała w tej osadzie, w pałacu Krasińskich, prowizoryczny szpital, w którym Profesor pracował bezpłatnie w charakterze lekarza. Z zachowanej „Księgi chorych” wynika, że od sierpnia do grudnia udzielił On pomocy 330 chorym.
Po II wojnie światowej w 1944 roku został profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Położył duże zasługi w organizowaniu od podstaw Wydziału Weterynaryjnego tej Uczelni. Prowadził wykłady dla studentów Wydziałów Weterynaryjnego i Rolnego, jak też, od 1946 r., po rozszerzeniu veniam legendi na anatomię porównawczą - dla studentów Wydziału Przyrodniczego UMCS. Na Wydziale Weterynaryjnym Uczelni Lubelskiej w roku 1945/46 był dziekanem, a w 1946/47 - prodziekanem i prorektorem. Po wznowieniu działalności Wydziału Weterynaryjnego w Warszawie, w 1947 r. powrócił do stolicy, jako profesor zwyczajny, by objąć kierownictwo Katedry Anatomii Zwierząt Uniwersytetu Warszawskiego, ponieważ dotychczasowy, przedwojenny jej kierownik - prof. R. Poplewski przeszedł do Katedry Anatomii na Wydziale Lekarskim tejże Uczelni. Już w tym okresie Profesor nawiązał kontakty z SGGW, co zaowocowało prowadzeniem wykładów z anatomii zwierząt dla studentów Wydziału Hodowli Zwierząt.
Bogata wiedza, erudycja, aktorstwo i powaga cechowały wykłady Profesora. Nic też dziwnego, że studenci rekrutujący się w większości z obszarów Polski ubogich w zakresie oświaty, byli oczarowani poziomem tych wykładów. Wyrazem tego zachwytu była piosenka śpiewana Profesorowi na balu absolwenckim w 1963 r:
        Cisza w krąg, wykład jest w toku.
        Nikt nie zakłóci Profesora uroczych słów.
        Spragniony znów wrażeń, swym okiem,
        oglądasz żebra, nadgarstek i kopyta róg.
        Bo nikt tak uroczo,
przystępnie, logicznie
nie oczaruje już nas,
bo wpływ ma na nas
metafizyczny
postawa i wiedza twa.
W latach 1948-1951 Profesor był prodziekanem, a następnie w 1951-1954 dziekanem Wydziału Weterynaryjnego UW. Po inkorporacji Wydziału, w 1952 r., do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, był przez trzy kadencje (1955-1962) rektorem tej Uczelni.
Profesor Kazimierz Krysiak jako morfolog łączył budowę narządu z jego funkcją, był więc zwolennikiem anatomii czynnościowej. Ten kierunek uwidaczniał w pracy naukowej, na wykładach i w swoim podręczniku. Jego wszechstronną twórczość naukową można ująć w dwa główne kierunki, którymi są morfologia zwierząt dzikich i udomowionych oraz archeozoologia. W pierwszym przypadku interesował Go aparat ruchowy zwierzęcia, w drugim materiał wykopaliskowy, zawierający szczątki zwierzęce, który stał się podstawą przeszło 40 pionierskich prac. Obejmują one szczegółowe opracowania z różnych pod względem chronologicznym i kulturowym stanowisk. Dają przez to świadectwo relacji człowiek - zwierzę w płaszczyźnie historycznej i geograficznej. Wyniki tych badań szybko przysporzyły Profesorowi szerokiego grona współpracowników, szczególnie spośród archeologów i zoologów, jak też przedstawicieli dyscyplin humanistycznych. Z uwagi dla tego rodzaju działalności Profesor został powołany na konsultanta naukowego w Instytucie Historii Kultury Materialnej PAN, a w 1975 roku na stanowisko zastępcy Przewodniczącego Rady Naukowej tego Instytutu.
Poważne zasługi ma Profesor w dziedzinie restytucji żubra oraz w pracach nad jego morfologią. Był bardzo władny na tym polu m.in. dlatego, że przez wiele lat piastował urząd Przewodniczącego Rady Naukowej Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży. To On poddał myśl stopniowego uwalniania żubrów z rezerwatów w Białowieży, co natychmiast przyczyniło się do pomnożenia pogłowia tego królewskiego zwierza. To On w swojej placówce w 1949 r. powołał Ośrodek Badań nad Żubrem, w którym potem, mimo zaniedbania finansowego ze strony Uczelni i resortu, wydano (do chwili obecnej) przeszło100 prac w czasopismach zagranicznych i krajowych, wśród których kilkanaście, to prace, które stanowiły podstawę przewodów doktorskich i habilitacyjnych. Profesor w swej twórczości naukowej bronił zasług polskich monarchów otaczających opieką żubry. W okresie uzależnienia politycznego naszego Kraju od ZSRR, odbieranie Rosjanom domniemanych zasług w zakresie opieki nad żubrem i jego restytucji graniczyło z przestępstwem politycznym, grożącym Profesorowi w najlepszym przypadku odebraniem Katedry. Ale Profesor był odważny mądrością, sapientia audens. Znane jest, wypowiedziane w owym czasie, hasło Profesora: „Żubr, to jednak sprawa polska!” Z inicjatywy Profesora i Jego kadry powstało przy Katedrze Anatomii Zwierząt SGGW muzeum osteologiczne, w którym najcenniejszą w skali światowej jest dziś kolekcja 120 kośćców żubra nizinnego, Bison bonasus bonasus, i mieszańców tegoż z żubrem kaukaskim, Bison bonasus caucasicus. Materiał ten jest ściśle udokumentowany pod względem pochodzenia, płci i wieku, dla genetyków materiał iście dziewiczy. Bądźmy świadomi tego, że trzecim naszym zwierzęciem godłowym jest żubr, którego ocaliła społeczność Polski międzywojennej.
Profesor Krysiak był przez sześć lat (1963-1968) zastępcą sekretarza Wydziału Nauk Biologicznych PAN. Był też od początku w zespole Rady Naukowej Zakładu Hodowli Doświadczalnej Zwierząt w Jastrzębcu i potem, gdy został on przekształcony w Instytut Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN.
Brał czynny udział w towarzystwach naukowych i organizacjach społeczno-zawodowych. Był wieloletnim Przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Anatomicznego, Zoologicznego, członkiem Polskiego Towarzystwa im. Kopernika, Polskiego Towarzystwa Nauk Weterynaryjnych oraz Zrzeszenia Lekarzy i Techników Weterynarii.
Był odznaczony m.in. Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz licznymi medalami.
 Od czasu objęcia Katedry Anatomii Zwierząt UW do ostatnich chwil swego życia tj. do 16 lipca 1977 roku był kierownikiem Katedry bądź Zakładu Anatomii Zwierząt Wydziału Weterynaryjnego w Warszawie. Do Jego asystentów należeliśmy jego ziomkowie: Stanisław Pytel z Dzięcioł Bliższych, Henryk Kobryń z Łazowa i ja z Długich Grzymek. Docent S. Pytel w wieku 55 zginął tragicznie przy szosie za Borkami, gdzie teraz stoi kapliczka.
Na rynku księgarskim można spotkać trzytomowe dzieło: Anatomia zwierząt, której inicjatorem i głównym autorem jest Profesor Kazimierz Krysiak, natomiast współautorami: Krzysztof Świeżyński, Henryk Kobryń i Franciszek Kobryńczuk.
Profesor był pracowitym naukowcem i tej cechy wymagał od swych asystentów oraz studentów. Absolutnie nie tolerował lenistwa, cwaniactwa i chowania się pod partyjny parasol. Nie należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ani też pokrewnych formacji.
              Zmarł w wieku 70 lat 16 lipca 1977 r. w szpitalu przy ul. Banacha w Warszawie. Odwiedzaliśmy Go. Rozmawiał z nami, ale już nie o anatomii, ale o tym, co czuł i widział w ostatnich chwilach ziemskiego życia, a co my – Jego uczniowie pielęgnujemy w naszych sercach jako swoistą ewangelię, która nas chroni przed beznadzieją. 

  Franciszek Kobryńczuk

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe