Nie można się poddać
Pozornie nie wyróżnia się z tłumu. Podobnych ludzi spotkać można w powiecie sokołowskim więcej. Ma dyplom szkoły średniej, ale nie otrzymał pracy. Nie ma więc jakichkolwiek szans na poprawę ciężkiej doli.
Maciek należał do najlepszych w szkole. Liceum ukończył z czerwonym paskiem. Maturę zaliczył gładko. Wydawało się, że świat stoi przed nim otworem, a wszelkie przeciwności pokona z łatwością. Życie negatywnie zweryfikowało marzenia. Zdawał egzaminy na dwie uczelnie, jedną w Warszawie, drugą w Lublinie. Nie dostał się do żadnej. Zabrakło zaledwie kilku punktów. Po powrocie do domu trzeba było coś robić. Ale co, skoro podobnych absolwentów jest w powiecie kilka tysięcy. Bez szans na pracę. Większość zakładów zlikwidowano. Pozostałe ledwo zipią. Myślał długo i wymyślił studia zaoczne. Projekt dobry. Gorzej z realizacją.
Skąd wziąć pieniądze?
Na starcie pojawiło się pytanie - skąd wziąć pieniądze? W domu bieda aż piszczy. Oprócz rodziców, do wykarmienia i ubrania pozostawała czwórka rodzeństwa. Ojciec bez pracy, nawet bez prawa do zasiłku, bez rezultatu próbował znaleźć jakąś robotę. Chwytał się dorywczych prac, a to na budowie, to u zaprzyjaźnionych rolników. Kwoty, jakie przynosił do domu, ledwie starczały na skromne wyżywienie. Zarobki matki, pracującej w szpitalu także nie należały do najwyższych.
Na stały brak gotówki narzekali wszyscy. Nawet najmłodszy, 11-letni Tomek wypominał, że jego kolegów stać na wiele zachcianek. On nie ma nic.
Nie było wyjścia. Maciek złożył potrzebne dokumenty i zarejestrował się w Powiatowym Urzędzie Pracy jako bezrobotny absolwent. Codziennie przychodził do biura, pytał urzędniczki, studiował tablice ogłoszeniowe w nadziei, że wreszcie uda mu się znaleźć ofertę „dam pracę”. Mijały dni, później tygodnie. Nadzieja coraz bardziej się oddalała. Nie było nic, pracownicy urzędu także nie dawali mu nadziei. - Przecież pan nie ma przygotowania zawodowego. Proszę nie oczekiwać cudów - mówili.
A moja znajomość angielskiego, biegła obsługa komputera to żadna umiejętność? – pytał przybity absolwent. Tylko rozkładali ręce. Postanowił, że osobiście będzie chodził po firmach i szukał jakiejkolwiek roboty. Owszem rozmawiano z nim ale nic z tego nie wynikało. Wszędzie słyszał tylko: nie zatrudniamy, będziemy redukować, może za kilka miesięcy. A on nie mógł czekać tak długo. Czas uciekał. Postanowił rozpocząć studia zaoczne. Tylko gdzie i za ile? Był w Lublinie, Warszawie, nawet w Białymstoku. Jednak opłata jakiej żądano za jeden semestr przekraczała możliwości rodziców. Postawił na Siedlce, na studia zaoczne. Opłata za wynajem mieszkania odpadała, wyżywi się tak jak dotychczas, w rodzinnym domu. Natychmiast złożył dokumenty. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że natychmiast musi znaleźć jakieś źródło dochodu. Inauguracja zbliżała się wielkimi krokami, trzeba było zapłacić za pierwsze miesiące nauki, a on nie miał nawet złotówki. Rodzice, szczególnie matka także z niepokojem czekali na rozwój wydarzeń. Nie mogli nic poradzić, nie mogli pomóc. Studia stanęły pod znakiem zapytania. Zrozumiał wreszcie, że dla takich jak on - absolwentów szkół średnich ofert pracy praktycznie nie ma. Pewnego razu porządkując swoje dokumenty natknął się na świadectwo z czerwonym paskiem. Okazało się tylko kawałkiem papieru z narysowaną w poprzek czerwoną kreską. Nikt nie pytał, ile wyrzeczeń kosztowało go aby je uzyskać, ile nieprzespanych nocy. Kiedy inni szli do kawiarni on ślęczał nad książkami. Dzisiaj niektórzy z kolegów, dzięki znajomościom czy układom pracują, studiują i obce są im troski dnia powszedniego.
Pomoc pojawiła się niespodziewanie. W odwiedziny przyjechał z drugiego krańca Polski dawno nie widziany i zapomniany wujek. Dał pieniądze na opłacenie czesnego za pierwszy semestr. „Egzekucja” została przesunięta w czasie. Maciek zdaje sobie doskonale sprawę, że jeżeli nie znajdzie jakiegoś źródła dochodu wszystko pójdzie na marne. Nie wie co robić, co będzie dalej. Najbardziej martwi się tym, że swoją przygodę ze studiami zakończy wcześniej, niż zaczął. A co dalej? - Do pomocy społecznej nie pójdę, swój honor mam - deklaruje. Są u nas bardziej potrzebujący. Nie ustaje w poszukiwaniach. Czuje, ze nie może się poddać.
LESZEK KOPER
« wróć | komentarze [1]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Może niech pójdzie do księdza w swojej parafii.Do pomocy społecznej też. |
aga 2012-12-09 14:20:12 |