Markiewicz i gwiazdy...
Gościem Uniwersytetu Trzeciego Wieku był Tomasz Markiewicz, dziennikarz Tygodnika Siedleckiego, juror wielu konkursów muzycznych, autor książki „Gwiazdozbiór". 20 października opowiadał seniorom o tym, czy trudno jest być popularnym w Polsce.
- Pewnego rosyjskiego producenta muzycznego zapytano co myśli o tamtejszej muzyce popularnej. Odpowiedział, że poziom tej muzyki nie jest nawet chiński, a jakiś taki mongolski, wietnamski - rozpoczął swój wykład Markiewicz. - W związku z tym, czy my, Polacy, powinniśmy mieć kompleksy? Otóż zdecydowanie nie. Tylko że w naszych mediach nie mówi się o sukcesach rodzimych artystów. Mam trochę żal do moich kolegów - dziennikarzy muzycznych, że nie wspominają o sukcesach Edyty Górniak, chociaż ma je dosyć spore. Kojarzona jest ona z hymnem zaśpiewanym w Korei, kapryśnością, chimerycznością. Tak właśnie media przedstawiają tę artystkę. Natomiast to, że ma zjawiskowy głos, jest prawdziwą gwiazdą - jest pomijane. I ja się z tym nie zgadzam. Podam kilka faktów, o których nie można przeczytać w polskiej prasie, których nie można zobaczyć w polskiej telewizji. Pięć lat temu Górniak nagrała anglojęzyczną płytę, z której piosenki gościły na europejskich listach przebojów. Ta płyta była platynową w Norwegii - kraju, w którym jest przecież bardzo mały rynek. Krążek ten zdobył srebro w Hiszpanii i Portugalii. Artystka pojechała też do Japonii na trasę koncertową. Efektem tego było, że jej piosenka zdobyła drugie miejsca na azjatyckiej liście przebojów MTV. Na pierwszym miejscu była wtedy Madonna. Jest to więc niewątpliwie ogromny sukces.
Evita Sośnickiej…
Markiewicz jest często jurorem przeglądów wokalnych.
- Często spotykam się tam z Elżbietą Zapendowską. Ubolewamy nad tym, że dzisiaj nie liczy się piękny głos, tylko dobry show. Trochę szkoda – mówił. - Może widzom to nie przeszkadza, a wręcz się podoba. Natomiast w latach 70. i 80. liczył się wyłącznie głos. Dziś mówi się, że polskie wokalistki nie mają szansy zaistnieć w świecie. Dlaczego taka Doda, piękna dziewczyna, która całkiem nieźle śpiewa, nie może zrobić kariery zagranicznej, jak choćby popowe piosenkarki z Anglii, Szwecji czy Holandii. Odpowiedź jest prosta. Żeby zrobić show, trzeba mieć dużo pieniędzy. Niestety, Polacy tutaj nie mogą nic zaoferować światu. Inaczej było przed trzydziestu, czterdziestu laty. Na festiwalu w San Remo nagrodzono Annę German, która zrobiła później karierę we Włoszech, w Związku Radzieckim i wielu innych krajach. Na festiwalu Yamahy w Tokio, bardzo prestiżowej imprezie, Grand Prix przyznano Zdzisławie Sośnickiej. Podczas festiwalu w Meksyku Urszula Sipińska stawała w szranki z uważanym dzisiaj za ikonę światowej muzyki rozrywkowej Demisem Russosem. On wtedy wyjechał bez nagrody, a Sipińska zdobyła Grand Prix. Mamy więc czym się szczycić. Zbigniew Wodecki powiedział, że każdy, kto zachwycał się partią Evity w wykonaniu Madonny, powinien usłyszeć ten utwór w interpretacji Zdzisławy Sośnickiej. Różnica jest kolosalna. Cały problem w tym, że Madonna urodziła się w Detroit, a Sośnicka w Kaliszu.
Sojka to nie Iglesias
Czasami jednak polscy artyści nie chcą za wszelką cenę robić kariery za granicą.
- W latach 90. ze Staszka Soyki próbowano zrobić piosenkarza popowego w Niemczech. Nagrał nawet jedną płytę, wspaniały singiel „Love is crazy" – przypomniał Markiewicz. - Już się wydawało, że zrobi tam karierę, sprzedano 15 tys. egzemplarzy. Niestety, panowie z wytwórni płytowej chcieli zrobić z niego takiego młodzieniaszka, sesje zdjęciowe w stylu drugiego Enrique Iglesiasa. Na to Soyka nie mógł sobie pozwolić. Wiadomo jaką muzykę on wykonuje i jakie wartości sobie ceni.
Bardzo blisko światowej kariery była natomiast Violetta Villas. - Była na kontraktach w Nowym Jorku, Las Vegas. Występowała na jednej scenie z Dinem Martinem i Frankiem Sinatrą, fantastycznymi wykonawcami. Dlaczego zrezygnowała? Też możemy to zrzucić na karb chimeryczności artystki. Jednak to nie do końca było tak. Villas mówi, że w wielkim świecie nie ma sentymentów, on jest zepsuty przez pieniądze. Zło potrafi się przyczaić, ubrać w piękne szaty i wykorzystać. Często wyglądała nawet zza kurtyny, bo wiedziała, że mogą jej czegoś do szklanki dosypać, próbować otruć. Jeżeli w Las Vegas jest pięć diw, które śpiewają na zmianę i dostają za to duże honorarium, takie sytuacje są możliwe. Sinatra opisywał to w swojej biografii.
Widz lubi wpadki?
W „Gwiazdozbiorze" nie mogło zabraknąć też informacji o gafach i wpadkach artystów.
- Podobno lubimy takie sytuacje. Lubimy jak artystka na scenie łamie obcas, co się zdarzyło Kasi Pakosińskiej z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Niełatwo być gwiazdą, bo można narazić się na śmieszność. W latach 80. artyści dawali jednego dnia nawet trzy koncerty, w trzech różnych miejscowościach. Jeden z nich zupełnie stracił orientację gdzie jest. Będąc w Zakopanem powitał publiczność Sopotu. Kayah, gdy miała natłok koncertów, pomyliła kiedyś Poznań z Wrocławiem. Od tamtej pory nosi ze sobą kartkę, na której zapisuje przynajmniej nazwę klubu sportowego danego miasta.
KATARZYNA MARKUSZ
FOT. PAWEŁ KRYSZCZUK
ARTYKUŁ OPUBLIKOWANY W WIEŚCIACH SOKOŁOWSKICH Z 28 PAŹDZIERNIKA
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu