List do Redakcji
Szanowna Redakcjo,
z prawdziwym wzruszeniem przeczytałem we „Wieściach Sokołowskich” wspomnienia sokołowskiego nestora i świadka historii, p. Jerzego Budzyńskiego, które powstały w efekcie wywiadu p. redaktor Katarzyny Dybowskiej z p. Jerzym. Moja radość z tego faktu oraz satysfakcja jest tym większa, że za „odkryciem” p. Jerzego stoi moja skromna osoba. Otóż w dniach 11-14 września br. wraz z p. Magdaleną Blumczyńską przebywaliśmy jako reprezentanci Towarzystwa Miłośników Pobiedzisk (k. Poznania) w Sokołowie Podlaskim szukając śladów pobytu w czasie okupacji mieszkańców Pobiedzisk na Ziemi Sokołowskiej. Jesteśmy członkami miejscowego Komitetu Obchodów
80-tej Rocznicy Wysiedlenia Poznaniaków do Generalnej Guberni, w tym pobiedziszczan do Sokołowa Podlaskiego w pierwszej połowie grudnia 1939 r. Zamierzamy o tych wydarzeniach napisać książkę, a już teraz jesteśmy autorami sygnalnego opracowania, które wkrótce ukaże się na ten temat w Sokołowskich Zeszytach Historycznych. Korzystając z pobytu w Sokołowie szukaliśmy też miejsca urodzenia koleżanki z Pobiedzisk, która towarzyszyła nam w podróży do miasta swego urodzenia. Pani Barbara Apolinarska, córka pp. Stanisława i Salomei Apolinarskich, urodziła się w Sokołowie Podlaskim w 1942 r. na ul. Kolejowej w bezpośredniej bliskości sokołowskiego dworca kolejowego. W poszukiwaniach domu, w którym się ona urodziła, pomagał nam p. Andrzej Kosieradzki, mieszkaniec Sokołowa. Jego rodzice wskazali nam osobę sędziwego sąsiada z ul. Lipowej w Sokołowie, p. Jerzego Budzyńskiego, jako tego, który z racji swego szacownego wieku, mógłby coś wnieść do sprawy naszych poszukiwań. Pierwsza wizyta, w której towarzyszył nam p. Andrzej Kosieradzki, z przyczyn obiektywnych nie doszła jednak do skutku. Dopiero pomoc mieszkającej po sąsiedzku, starszej siostry p. Mirosława Rzymskiego z ul. Kolejowej, przyniosła oczekiwane efekty. Jako znajoma p. Jerzego poszła wraz ze mną następnego dnia późnym popołudniem do domku na Lipową i przedstawiła mnie p. Jerzemu. Pan Budzyński przyjął mnie bardzo życzliwie, ale niestety nie potrafił wskazać miejsca zamieszkania państwa Apolinarskich podczas okupacji, gdyż przywędrował do tego miasta dopiero po wojnie w roku 1950. Ale w dużym skrócie opowiedział mi swój życiorys. który wywarł na mnie bardzo duże wrażenie. Przejęty jego opowieścią obiecałem mu, że w miarę możliwości wyciągnę go z „cienia lokalnej historii”. Zdałem sobie bowiem sprawę z tego, że to jeden z ostatnich, niezwykle ważnych świadków czasu, którego świadectwo może być bardzo istotne dla problematyki badania okupacyjnej historii Ziemi Podlaskiej. W tym duchu opowiedziałem o tej Postaci następnego dnia na spotkaniu z p. dyrektor Hanną Lecyk i pracownikami Miejskiej Biblioteki Publicznej. Niestety tego samego dnia musieliśmy już wyjechać z powrotem do Poznania, ale ja w drodze powrotnej nadal pozostawałem pod wrażeniem historii, opowiadanych przez p. Jerzego. Trzymając się zatem danej Jemu obietnicy, już z Poznania, poprosiłem
telefonicznie p. Andrzeja Kosieradzkiego, aby on zajął się na miejscu w sposób możliwie efektywny historią p. Jerzego oraz aby spowodował zainteresowanie się osobą Jerzego Budzyńskiego ze strony lokalnych mediów. Pan Andrzej Kosieradzki bardzo poważnie podszedł do tego zadania i niezwłocznie zrealizował moją prośbę, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Szkoda tylko, że nie pośredniczył w nawiązaniu bezpośredniego kontaktu pomiędzy redakcją „Wieści Sokołowskich” a mną, jako że mógłbym p. redaktor Katarzynę Dybowską, przeprowadzającą wywiad z p. Jerzym Budzyńskim, wstępnie naprowadzić na ważne aspekty i nieznane epizody z historii Siedlec i Ziemi Sokołowskiej, o których dowiedziałem się w czasie rozmowy z ich bezpośrednim uczestnikiem jako ważnym świadkiem czasu lat przedwojennych, czasu wojny i okupacji oraz lat powojennych. Do tych ważnych aspektów, które niestety umknęły uwadze w czasie przeprowadzonego wywiadu, należy m.in. epizod z okresu Powstania Warszawskiego 1944, dotyczący pomocy świadczonej przez p. Jerzego przy aprowizacji i zaopatrzeniu w żywność Powstańców Warszawskich na przełomie sierpnia i września 1944 r. Wczytując się w tekst wywiadu, nie można oprzeć się wrażeniu, że wywiad z p. Jerzym Budzyńskim powinien zostać pogłębiony i znaleźć się w centrum zainteresowania odpowiednich instytucji, zajmujących się historią II wojny światowej (IPN, Muzeum Żydów Polskich, Ośrodka Dokumentacji Historycznej przy Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sokołowie Podlaskim, i in.). Myślę tutaj o przytoczonych przez niego w wywiadzie świadectwach holokaustu siedleckich Żydów, świadczonej przez niego i jego rodzinę pomocy żydowskim uciekinierom z siedleckiego
getta, zamachu na komisarycznego burmistrza Siedlec, członka SS, sturmbannführera Alberta Fabischa, „aprowizacyjnym” udziale p. Jerzego w Powstaniu Warszawskim, czy też jego przejmującym świadectwie okupacyjnego losu polskich dzieci, wywożonych z Zamojszczyzny. Jeżeli tak się stanie, to będę wdzięczny losowi, że miałem zaszczyt na moich sokołowskich ścieżkach poznać zacną osobę p. Jerzego Budzyńskiego i być niejako „odkrywcą” oraz inicjatorem przedsięwzięcia przywracania lokalnej społeczności wspomnień sokołowskiego nestora. Dzięki publikacji na łamach „Wieści Sokołowskich” autorstwa p. redaktor Katarzyny Dybowskiej tak się stało, za co jestem redakcji bardzo wdzięczny i dziękuję jej za efektywne i owocne włączenie się w to dzieło. Dla zachowania rzetelności dziennikarskiej proszę przyjąć do wiadomości niniejszy komentarz oraz napisać Państwa czytelnikom moje post scriptum do tej publikacji.
Na marginesie mojego komentarza do tej sprawy chciałbym dodać, że jako potomkowi wysiedleńców pobiedziskich, którzy w okresie okupacji przebywali na gościnnej Ziemi Sokołowskiej zależy mi na pozyskaniu na miejscu wielu przyjaciół, jako że moje rodzinne Pobiedziska mają bardzo wiele do zawdzięczenia mieszkańcom Sokołowa Podlaskiego i okolic, a to zważywszy na historię okupacyjnych wysiedleń, pobytu "poznaniaków" na Ziemi Sokołowskiej oraz uczuć wdzięczności dla miejscowej ludności, z jaką w sercu wrócili w 1945 r. moi ziomkowie z wygnania.
Gratulując osobistego zaangażowania p. redaktor Katarzynie Dybowskiej i jej znakomitego artykułu pozostaję z przyjacielskimi pozdrowieniami i wyrazami szacunku dla całej Redakcji „Wieści Sokołowskich” oraz w nadziei na dalszą, owocna współpracę.
dr Karol Górski
Towarzystwo Miłośników Pobiedzisk
Pobiedziska/Poznań
Redakcja „Wieści Sokołowskich“ serdecznie dziękuje za list pełen ciepłych i życzliwych słów. Cieszymy się, że nasza praca jest doceniana przez czytelników. Jednocześnie jesteśmy pełni uznania dla zaangażowania jakie dr Karol Górski wkłada w poznawanie i propagowanie historii nie tylko swojego regionu, ale i miejscowości znacznie oddalonych od rodzinnych Pobiedzisk. Wszystkim członkom Towarzystwa życzymy sukcesów i ślemy serdeczne pozdrowienia.
« wróć | komentarze [1]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Mnie również interesuje temat rodzin wielkopolskich przebywających na wysiedleniu w Sokołowie Podlaskim i okolicy. W imieniu 89 letniej Pani Marii poszukuję potomków rodziny ze wsi Kosierady, która udzielała schronienia rodzinie Józefa i Heleny Samolak z 4 dzieci, pochodzących z okolic Rogoźna Wlkp.Pani Maria była najstarszym z czwórki dzieci i w chwili przybycia do wsi Kosierady miała 9 lat, opowiada że chodziła do szkoły odległej o 2 km. Jej Ojciec Józef Samolak znał język niemiecki i często pomagał mieszkańcom w pisaniu różnych podań do władz okupacyjnych. Podobno wyratował z opresji wiele osób dzięki tej znajomości niemieckiego. Proszę o kontakt tych, którzy pamiętają rodzinę Samolaków. mój adres donatamatecka@gmail.com |
2019-08-30 18:57:38 |