29
2022
2012-12-07

Któryś mi skrzydła przypiął...


Cz. III wspomnień o Franciszku Krysiaku, Dyrektorze Gimnazjum Samorządowego w Sterdyni w latach 1942-1950

Nauka języka polskiego
i historia literatury były priorytetem Dyrektora i pani Felicji Panak. Realizowanie tego przedmiotu było na wskroś nowoczesne. W każdą niedzielę, po naszej rannej mszy świętej, podczas której staliśmy pośrodku nawy czwórkami, śpiewając wyćwiczone przez pana Antoniego Bazaka pieśni, wracaliśmy do pałacu, by obejrzeć inscenizację przerabianych utworów, przygotowaną przez którąś klasę. Mało tego. Uczeń dyżurny poprzedzał widowisko własną, mówioną z pamięci charakterystyką epoki, przybliżał życiorys autora. W pierwszym rzędzie siedział pan Dyrektor i grono nauczające oprócz pani Felicji Panak, która za kulisami udzielała aktorom ostatnich rad i otuchy.
Większej rangi spektakle prezentowane były miejscowemu społeczeństwu. Należały do nich m.in. „Betlejem polskie” Lucjana Rydla, „Balladyna” i „Lila Weneda” Juliusza. Słowackiego, II część „Dziadów” (Wileńskich) Adama Mickiewicza, „Odprawa posłów greckich” Jana Kochanowskiego, „Żona modna” Ignacego Krasickiego, fragmenty „Grażyny” i „Konrada Wallenroda”, prawie cały „Pan Tadeusz”. Na imieniny naszego profesora od łaciny pana Michała Plewnickiego uczniowie wystawili I Księgę „Iliady” Homera w przekładzie Juliusza Słowackiego. Były też recytowane po łacinie wiersze Owidiusza.
„Betlejem polskie”, to rodzaj jasełki pozwalającej gromadzić przed Stajenką postacie historyczne, świadczące o sławie Rzeczpospolitej, a także współcześnie żyjących ludzi walczących w obronie ojczyzny – przedstawicieli wszystkich warstw społecznych począwszy od królów, a skończywszy na Bartkach, Maćkach i Kubach pasących bydlęta na nadbużańskich łąkach. Jasełkę tę wystawiła młodzież gimnazjalna w czasie okupacji niemieckiej. Przedstawienie wyreżyserowały pani prof. Julia Rutkowska i siostra Sebastiana. Najbardziej emocjonalnym i wzruszającym był ostatni akt – pokłon Dzieciątku. Tak opisuje to wydarzenie Ryszard Murawski: „Grali uczniowie wszystkich klas. Dekorację tworzyła szopka na całą wysokość sali, z umieszczonymi w głębi postaciami Świętej Rodziny. Po obu stronach żłóbka aniołowie, a za nimi chór. Kolorowe światła dodawały wyrazistości i podkreślały nadzwyczajną i nieziemską atmosferę wydarzenia. Przedstawienie miało piękną oprawę muzyczną – grę na skrzypcach i fortepianie, a podchodzącym do żłóbka postaciom historycznym towarzyszył chór, który śpiewał odpowiednie pieśni
z danego okresu”.
A tymi postaciami byli królowie – Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło z królową Jadwigą, Władysław IV, Jan Kazimierz, Jan III Sobieski, a za nimi – legionista spod znaku Dąbrowskiego, unita podlaski, powstaniec z 1863 r., dzieci z Wrześni, mieszkanka z Poznańskiego przesiedlona w sterdyńskie strony.
Fragmenty „Betlejem polskiego” z okresu okupacji były powtórzone, gdy gimnazjum funkcjonowało już w pałacu. W tym czasie zachwycony nim wystawiłem je w całości w moich Grzymkach. Role przydzieliłem wieśniakom począwszy od dzieci do staruszków, od wnuczków do ich dziadków.
Najbardziej pamiętam „Dziady”, w których grałem rolę Guślarza. Zosią była piękna Werka Sarnówna, potępionym dziedzicem – Józek Bartczuk, dziećmi - Witek Główka i Halinka Wilkówna zwana Carissimą, czyli Najdroższą, kobietą przy drodze z dzieciątkiem – zdolna Irka Płachecka, wychłostanym biedakiem zbierającym jagody w dworskim lesie – z aktorskim głosem Edek Kalinowski, sowami i krukami i puchaczami - Jurek Widła, Jurek Jakutowicz, Staszek Bogucki i Heniek Muzylak. Statyści, to wielki tłum stanowiący chór. Wszyscy w białych szatach ze świecami. Premiera odbyła się na tarasie pałacu od strony parku. Publiczność czekała, kiedy z pomieszczeń budynku zaczną wychodzić aktorzy. Nie, nie wyszli stąd, ale z dalekiego zakamarka parku nucąc cicho, potem coraz głośniej starą polską pieśń:
Przez czyśćcowe upalenie,
którzy znoszą przewinienie...
To było gorące przeżycie dla nas aktorów i dla publiczności. „Dziady” wystawiliśmy kiedyś w Dzięciołach. Za scenę posłużyło wyrobisko żwirowe. Mieliśmy kolorowe latarki i dużo, dużo świec. Urok tego przedstawienia pozostał mi głęboko w pamięci. Znałem na pamięć nie tylko swoją rolę, ale i pozostałych wykonawców. Przydało mi się to wszystko w więzieniu, kiedy wieczorami, modulując głos odprawiałem „Dziady” A. Mickiewicza zarówno dla nieletnich jak i bardzo starych więźniów.
Pamiętam naszą choinkę bożonarodzeniową w sterdyńskim pałacu, jasełki, prezenty robione przez nas samych, jedni dla drugich. Na choince normalne woskowe świeczki, bombki i ozdoby z kolorowego papieru, słomy, szyszek świerkowych. Dyrektor opowiadał mi po latach, że patrząc na to wszystko, ze wzruszenia wylewał łzy, ale do środka, żeby nie widzieli uczniowie i modlił się, by ta piękna ogniolubna tradycja nie zapaliła się przypadkiem. Na to wszystko spoglądali z obrazów możni Załuscy, obecnie mieszkańcy liwskiego muzeum – zbrojowni. Wigilię z opłatkiem poniosłem ze sterdyńskiego gimnazjum daleko w przyszłość zapamiętaną sercem i duszą. […] c.d.n.

FRANCISZEK KOBRYŃCZUK

« wróć | komentarze [0]

Dodaj komentarz

Komentarz zostanie dodany po akceptacji przez administratora serwisu






Odśwież kod



Komentarze do tego wpisu

Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu

Strona 1/1






Dane kontaktowe