Jego pasja to citroen
Kiedyś swoim citroenem 11B, w towarzystwie dwóch kolegów na junakach jechał na zlot. – O, Hitler z obstawą jedzie – zażartował ktoś, gdy zatrzymali się przy sklepie. Częściej jednak auto Grzegorza Skupa z Sokołowa Podlaskiego – jedyny pojazd zabytkowy, zarejestrowany w powiecie sokołowskim – budzi zachwyt i podziw wśród przechodniów.
Motoryzacja pasjonowała go już w szkole średniej – technikum samochodowym. Jego dobry kolega interesował się zabytkowymi motocyklami, jego uwagę bardziej przyciągały jednak samochody. Swojego pierwszego citroena – 11 BL kupił jedenaście lat temu, gdy miał 17 lat i prawo jazdy zaledwie od roku. – To wyszło, trochę z przypadku. Znalazłem radziecką czajkę za niewielkie pieniądze. Pojechałem oglądać, właściciel pochwalił się, że ma jeszcze citroena – wspomina sokołowianin. - Decyzja o zakupie zapadła bardzo szybko. Rodzice nie byli zachwyceni pomysłem, a uzbieranie pieniędzy wymagało wielu wyrzeczeń.
Pięć lat poszukiwań
Ten pierwszy citroen często się psuł. Problemem było znalezienie mechaników, którzy przeprowadziliby fachową naprawę. Auto trzy lata stało u mechanika w Lublinie. Przez ten czas fachowiec nic nie zrobił.
- W końcu postanowiłem, że kupię drugiego citroena, po to – żeby naprawdę nim pojeździć. Pięć lat szukałem czegoś w odpowiednim stanie i za odpowiednie pieniądze – relacjonuje pan Grzegorz, z wykształcenia inżynier mechaniki samochodowej i budowy maszyn o specjalności pojazdy samochodowe.. – Przeglądałem strony internetowe, poświęcone tej marce, linki, które na nich umieszczono. Początkowo jeździłem i oglądałem modele, które oferowano do sprzedaży. Ich stan mnie jednak nie zadowalał. Później prosiłem sprzedających o przesłanie zdjęć. W końcu nawet zleciłem wyszukanie odpowiedniego auta specjalistycznej firmie spod Wrocławia. W międzyczasie jednak znalazłem ciekawą ofertę w Belgii. Citroen 11B, rocznik 1952. A że kolega jechał akurat po samochód do tego kraju, pojechałem z nim i ja. I jak tylko obejrzałem tego citroena, położyłem się pod spód – wiedziałem, że go biorę. Samochód ściągnąłem do Sokołowa w ubiegłym roku.
W gąszczu procedur
Pan Grzegorz od początku był zdecydowany, by swój samochód zarejestrować jako pojazd zabytkowy i dostać charakterystyczne żółte tablice. Według prawa, status taki mogą uzyskać auta, które mają więcej niż 25 lat. Wiąże się to jednak z dodatkowymi procedurami.
- Najpierw był urząd celny – tu na pojazdy zabytkowe obowiązuje taryfa zerowa. Później trzeba było zdobyć opinię rzeczoznawcy, potwierdzającą, że pojazd jest zabytkowy lub unikatowy Następnie opinię wydał siedlecki konserwator zabytków i wpisał samochód do rejestru zabytków. W przypadku takich aut wydawana jest tzw. biała karta, zawierająca krótki opis samochodu, jego pochodzenie, dane techniczne, przeznaczenie – wyjaśnia pan Grzegorz.
Citroen przeszedł też przeglądy techniczne – jako pojazd sprowadzony z zagranicy i jako zabytkowy. Ten drugi, to tzw. przegląd wieczysty, co oznacza, że nie trzeba – jak w przypadku zwykłych aut – przeprowadzać okresowych badań technicznych. Trzeba jednak uzyskać zgodę konserwatora na przeprowadzenie poważniejszych remontów.
W wydziale komunikacji sokołowskiego starostwa nie obyło się bez drobnych problemów, bowiem okazało się, że Grzegorz Skup jest pierwszym mieszkańcem powiatu, który ubiegał się o „żółte tablice”. W końcu zdobył je – z numerem WSK 1A.
Polisy OC na zabytkowe samochody wystawiane są na zasadach ogólnych, z tą różnicą, że nie jest wymagana ciągłość ubezpieczenia. Gorzej jest z AC – tu nie wszystkie firmy chcą się tym zajmować, a to głównie ze względu na problem z oszacowaniem wartości samochodu. Normalnie wraz z wiekiem auto traci na wartości – pojazd zabytkowy zaś zyskuje.
Motoryzacyjna perełka
- Samochód, gdy go kupiłem, był sprawny technicznie. Praktycznie trzeba było w nim wymienić tylko płyny. Ten model produkowany był w latach 1934-1952 i był jednym z pierwszych pojazdów produkowanych seryjnie – wyjaśnia właściciel. – Silnik ma 1911 cm sześciennych pojemności, jeździ na benzynie. Samochód ma napęd na przód, 93 tys. km przebiegu. Zawieszenie – na drążkach skrętnych, hydrauliczne amortyzatory, samonośne nadwozie bez ramy. Pali 11 – 12 litrów benzyny na 100 km. Ma też opony metryczne zamiast calowych. To sprawia, że jest trudniej z ich kupnem. Jedna, oryginalna, kosztuje 170 euro. Na rynku belgijskim wciąż jest sporo takich aut, a co za tym idzie – także części do nich. Można znaleźć je na portalach aukcyjnych. Zresztą, czasem trzeba sobie radzić inaczej. Oryginalny pasek klinowy kosztuje 17 euro. W sklepie z polskimi częściami rolniczymi można jednak znaleźć taki, który też się nadaje a kosztuje 17 złotych.
W samochodzie działają wszystkie zegary. Licznik prędkościomierza kończy się na wartości 150 km/h. – Najbardziej przyjemna jest jazda w granicach 90 km/h. Silnik wtedy pięknie pracuje. Skrzynia biegów jest 3-biegowa plus wsteczny – dodaje pan Grzegorz.
Warto mieć pasję
Sokołowianin jeździ swoim autem przede wszystkim na imprezy dla fanów motoryzacji w stylu retro. W ostatnich miesiącach był na zlocie pojazdów zabytkowych w Korczewie, na pikniku lotniczym w Góraszce, wziął też udział w 10. Rajdzie Nowodworskim. Tego typu propozycji jest ich coraz więcej, a imprezy przyciągają rzesze miłośników motoryzacji.
Z wyjazdami na imprezy zagraniczne nie jest tak łatwo. W przypadku pojazdu „na żółtych blachach”, trzeba bowiem uzyskać zgodę konserwatora zabytków. We wniosku o zgodę trzeba podać termin wyjazdu i powrotu. A – według przepisów – istnieje nawet możliwość konfiskaty auta, gdy konserwator będzie miał uzasadnione obawy, że zabytek na czterech kołach może zostać przez właściciela sprzedany za granicę bez odpowiednich pozwoleń.
Auto pan Grzegorz wykorzystuje rekreacyjnie. Czasami, na prośbę znajomych, wypożycza citroena na śluby. I podkreśla, że bardzo ceni sobie znajomość z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. – W Sokołowie jest kilka osób z taką motoryzacyjną pasją. To ważne, żeby mieć coś, czym można się zająć nie z obowiązku, a z przyjemności – dodaje.
Kiedyś swoim citroenem 11B, w towarzystwie dwóch kolegów na junakach jechał na zlot. – O, Hitler z obstawą jedzie – rzucił ktoś, gdy zatrzymali się przy wiejskim sklepie. Ten model rzeczywiście często pojawia się w filmach, które pokazują czasy II wojny światowej. Częściej jednak auto pana Grzegorza – jedyny pojazd zabytkowy, zarejestrowany w powiecie sokołowskim – budzi zainteresowanie i podziw wśród przechodniów.
„Kurołapka” czeka
- Żona ze zrozumieniem podchodzi do moich zainteresowań. Na pewno mi nie przeszkadza, a nawet stara się mnie wspierać. Przyzwyczaiła się do tego, że wszędzie w domu są części samochodowe. Kiedyś opony leżały na nowej szafie przez pół roku – mówi.
W domu pan Grzegorz ma nietypowy mebel. Łóżko, do którego budowy posłużyła tylna część skody tudor. – Remont tego auta był nieopłacalny, a że pracowałem wtedy jako tapicer – stąd powstał pomysł, by zrobić z niego mebel – wspomina. – Żeby łóżko wstawić, trzeba było jednak wyjmować okno. Odciąłem tylną część skody, wzmocniłem nieco konstrukcję i w miejsce tylnej kanapy auta wmontowałem elegancko obity materiałem materac, składany na trzy, do postaci fotela. Z tyłu, w schowku pod oryginalną klapą jest miejsce na pościel. A konstrukcję wspierają przycięte felgi z oponami.
Na lepsze czasy i remont czeka kupiona niedawno syrena 100 z 1959 roku - pierwszy model tego samochodu na konstrukcji stalowej i produkowany taśmowo. Z uwagi na drzwi otwierane od przodu zwany popularnie „kurołapką”. – Zapłaciłem za nią niewielkie pieniądze, ale wymaga kompleksowego remontu. Silnik jest do sprawdzenia, blachy do wymiany – mówi sokołowianin i zachęca. – Jeśli ktoś miałby do sprzedania jakieś ciekawe, zabytkowe auto – jestem otwarty na propozycje. Mój numer komórki – 502 650 768, mail – oldcaar@interia.pl. Chętnie też nawiążę kontakt z osobami, które interesują się zabytkowymi pojazdami – dodaje.
TXT/FOT. BOŻENA GONTARZ
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu