Jak ratowałem pałac w Patrykozach - część II
Po okresie „porywania się z motyką na słońce”, miałem wreszcie prawne i finansowe możliwości poważnego zajęcia się pałacem w Patrykozach. Najpierw były problemy własnościowe, gdyż naczelnik gminy Bielany uwłaszczyła na 1/3 pałacu rolnika, który latami go dewastował. Z tym uporał się dopiero obecny właściciel. Następnie problem z wykonawstwem. Mieliśmy już kompletną dokumentację historyczną i techniczno-budowlaną, zapewnione finansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Rozwoju Kultury, ale Pracownie Konserwacji Zabytków nie chciały przyjąć naszego zlecenia na remont tak małego obiektu. Poza tym była to inwestycja trudna do realizacji ze względu na stopień zniszczenia i bogaty wystrój architektoniczny oraz dużą odległość Patrykoz od Warszawy i Lublina. Nie pomogły ani szynki z Zakładów Mięsnych w Sokołowie, ani interwencje wojewodów i sekretarzy – PKZ-ety miały priorytetowe zadanie – odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Ponadto obowiązywały przepisy, że remont zabytku może prowadzić tylko firma mająca uprawnienia do robót na zabytkach. Jednak fachowcy z PKZ-etów doradzili, by konieczne dla zachowania pałacu prace zabezpieczające wykonali rzemieślnicy. Rada dobra, ale żeby z niej skorzystać, trzeba było uzyskać z Wydziału Finansowego limit na zlecenie robót zakładom gospodarki nieuspołecznionej. O takie limity bili się dyrektorzy Wydziału Zdrowia, Kuratorium i Rolnictwa. Oni mieli pierwszeństwo, gdyż zdrowie, oświata i rolnictwo było przez władze uznawane słusznie za najważniejsze dla rozwoju społeczno-gospodarczego nowego województwa, mającego ambicję zlikwidowania wiekowych opóźnień w cywilizacyjnym rozwoju Podlasia i Wschodniego Mazowsza. Tak więc braliśmy to, co zostawało dyrektorowi Zbigniewowi Wiedeńskiemu, a zostawało mu więcej, jak zatrudniłem jego żonę, bardzo dobrego i fachowego pracownika, na stanowisku księgowej w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej. Dzięki tej decyzji, mogłem teraz realizować różne pomysły, nie mieszczące się w biurokratycznych przepisach, a często będące z nimi w sprzeczności. Najważniejszym z nich była decyzja o utworzeniu przy Wydziale Kultury i Sztuki Zakładu Remontowo-Budowlanego Obiektów Kultury, co rozwiązało problemy wykonawcze. Na początku nikt nie chciał o tym słyszeć, by organ administracji państwowej prowadził firmę budowlaną. Ale był to czas reform, zapoczątkowany przez premiera Mieczysława Rakowskiego i ujęty w haśle, „Co nie jest zabronione – jest dozwolone”. Dostałem mocny argument i natychmiastową pomoc ze strony Wojewody Siedleckiej Zofii Grzebisz-Nowickiej. Żeby nie podpaść różnym komisjom i kontrolerom, przewodniczący Komisji Kultury WRN w Siedlcach docent Leopold Grzegorek przeforsował odpowiednią uchwałę zobowiązującą mnie do zorganizowania Zakładu Remontowo-budowlanego Obiektów Kultury w oparciu o przepisy gospodarstw pomocniczych. Zakład powstał na działce przy ulicy Chejły, przekazanej przez Prezydenta Siedlec Pawła Turkowskiego. Okazało się, że w każdych warunkach można zrobić coś pożytecznego, gdy jest chęć do działań i trochę odwagi. W ciągu 6 miesięcy na nieuzbrojonej działce zbudowaliśmy pawilon mieszczący garaże, magazyny i pomieszczenia socjalne dla pracowników. Ktoś doradził, żeby na tak solidnych murach i stropie zmontować trzy domki mieszkalne montowane z płyt trzcinowych produkowanych w Mikołajkach, reklamowane jako tanie domy dla nauczycieli. Niebawem kultura mogła dać swoim pracownikom skromne mieszkania. Chociaż ich standard odzwierciedlał umiejętności muratorów i jakość materiałów – radość była wielka. Pani Wojewoda postarała się o asygnaty na zakup maszyn i materiałów budowlanych, co było nie lada problemem w planowej gospodarce socjalistycznej. Ukoronowaniem jej starań był talon na zakup traktora URSUS C- 360 i dwóch przyczep wywrotnych. Tak zorganizowani i wyposażeni przystąpiliśmy do remontu zabezpieczającego pałac w Patrykozach. Najpierw trzeba było wzmocnić fundamenty ściany nośnej od południa, następnie wykonać żelbetowe stropy, które powiążą i wzmocnią całą konstrukcję budynku, dalej konstrukcję dachu i jego przykrycie blachą miedzianą. Wcześniej trzeba było zapewnić dojazd, doprowadzić energię elektryczną z własnym transformatorem, wywiercić studnię głębinową w miejscu wskazanym przez różdżkarza. Do tego całe segregatory różnych uzgodnień, zezwoleń, ekspertyz i badań po to, by nie doszło do wypadku, by nie podpaść inspekcji i nadzorowi. Na szczęście nic złego się nie stało, bo pilnowali mojej skóry i Zygfryd Czapski – Wojewódzki Konserwator Zabytków, i Wojtek Kamiński - inspektor nadzoru, i Grażyna Krawczun - inspektor nadzoru branży sanitarnej. Przede wszystkim miałem zrozumienie i pomoc u swojej szefowej, pani Zofii Grzebisz – Nowickiej oraz parasol ochronny u kolegi z „białego domu” - Henia Brzazińskiego. Mogłem realizować swoje, nie zawsze zgodne z przepisami, pomysły, których efekty są dziś widoczne. To pałac w Patrykozach, ratusz i hala targowa w Siedlcach, kino, szkoła muzyczna i pałac Dernałowiczów w Mińsku, Muzeum Tadeusza Kościuszki w Maciejowicach, dom kultury i biblioteka w Węgrowie, Muzeum Regionalne w Łukowie, muzeum i pomnik Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej.
« wróć | komentarze [1]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Brawo P.Wacławie.Jak zwykle bardzo ciekawy artykuł.Gratulacje-czekamy na więcej wspomnień i prawdy o tym regionie! |
Sąsiadka 2014-01-08 11:12:30 |