Czerpać siłę z przeszłości
"Gustaw i ja" to książka bardzo oczekiwana przez czytelników. Mimo to nie było tak łatwo ją wydać. Po drodze przytrafiały się różne sytuacje, ale od kilku tygodni książka ta znajduje się na listach bestsellerów. To niezwykła i bardzo piękna publikacja, nieporównywalna z żadną inną. - Byłam przez wiele lat z człowiekiem, który był moim przyjacielem i nagle okazało się, że nie mam przyjaciela, że jestem sama - mówi Magdalena Zawadzka. - Nie chodzi o to, że jestem niesamodzielna, bo świetnie sobie zawsze radziłam i nadal radzę. Po prostu odcięto mi drugą połowę. Śmierć zabrała ze sobą moją drugą połowę i z tym musiałam się uporać.
Spisanie wspomnień
Magdalena Zawadzka ciężko przeżyła śmierć ukochanego męża. W tych trudnych chwilach nikt nie był w stanie jej zrozumieć, ani jej pomóc. Jednocześnie czuła, że powinna tę nagłą pustkę, dramat i cierpienie zamienić w coś innego. W ten sposób narodził się pomysł na spisanie swoich wspomnień i myśli. - Najpierw to nie miała być książka, a wspomnienia, które kotłowały się w pamięci - wspomina. - W moim przypadku te wspomnienia były terapią, dały mi siłę. Te wspomnienia były szczęśliwe, dobre, miłe, były dla mnie lekarstwem i dawały pewne złudzenie obecności męża. Lubiłam siedzieć w domu w jego fotelu i patrzeć na jego zdjęcie. Wydawało mi się, że w tych wspomnieniach, które pisałam z myślą o rodzinie, on ciągle żyje. Chciałam, aby ktoś, kto je przeczyta, zagłębi się w tych wspomnieniach i będzie pamiętał o człowieku, który odszedł. Myślę, że spotkało mnie wielkie szczęście, że taka myśl mi przyszła do głowy, aby o tym napisać.
Zakochana kobieta
Pamięć o zmarłym mężu, Gustawie Holoubku, sprawiła, że przeszłość w pewien sposób powracała, nie dając o sobie zapomnieć. - Ciągle mi się wydaje, że mój mąż z aniołem stróżem dogadali się jakoś i kręcą się koło mnie - wyznaje Magdalena Zawadzka. - Dzięki temu nie jestem sama. Nie każdy ma takie szczęście, żeby czerpać siłę z przeszłości. Podczas pisania od razu też wiedziałam, że tytuł książki będzie "Gustaw i ja". Ten limit dotyczący Gustawa i mnie trzymał mnie w pewnej dyscyplinie. Starałam się unikać dygresji, nie rozwijać szeroko na ludzi i zdarzenia, których było przecież bardzo wiele. Nie mogę ich wszystkich wspominać i nie mogę mieć poczucia winy, że o nich nie wspomniałam. Cieszę się, że jest taki właśnie tytuł, bo daje czytelnikowi jasną drogę o czym będzie książka i niczego innego nie sugeruje. Myślę też, że to jest książka zakochanej kobiety. Nie ma w niej skandali. Nie mam zresztą czego ukrywać, bo takich rzeczy nie było. Pisałam ją w takich emocjach, że nie byłabym w stanie kłamać. Kłamstwo to zbyt trudny wysiłek. Najpierw trzeba je wymyślić, a później się tego trzymać i uważać, żeby się nie zdradzić.
Miłość nie umiera
Ta książka powstała z potrzeby serca i towarzyszyły jej ogromne emocje. - Nie jestem wariatką, która żyje wyłącznie przeszłością, ale twierdzę, że miłość nie umiera nigdy - mówi Magdalena Zawadzka. - Tylko ja mogłam napisać o pewnych sprawach, bo ja w nich uczestniczyłam. Mieliśmy takie same poczucie humoru. To była jedność, porozumienie dusz. Myśmy nigdy się ni kłócili, ani nie awanturowali. O drobiazgi mogliśmy się tylko sprzeczać. Szłam przez życie z uśmiechem i dystansem do wielu rzeczy, co we mnie kultywował mój mąż. To wielki komfort napisać o kimś tak niezwykłym, a jednocześnie tak zwyczajnym, często zwyczajniejszym niż niejedna osoba mijana na ulicy. Są aktorzy, którzy nie wyjdą ze śmieciami z domu, bo jeszcze ktoś zobaczy. Gustaw był normalnym człowiekiem, nie był kabotynem. Jeśli ktoś całe życie gra, to jak może być dobrym aktorem na scenie. Gustaw chodził do sklepu, po zakupy, jeździł autobusem. My mieliśmy normalne życie, a na scenie graliśmy ludzi, którymi nigdy byśmy nie byli, albo nie chcieli być. Pisząc książkę, głównie zależało mi na tym prywatnym życiu, którego nie mogłam jednak oddzielić od zawodowego. Ta prywatność zamknęła się raz na zawsze w nawiasie naszego życia między wiosną, kiedy go poznałam, a wiosną kiedy odszedł na zawsze.
Katarzyna Markusz
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu