Kontynuuje Pan rodzinną tradycję, zdecydował się Pan pójść w ślady Pana ojca, Józefa Kunickiego, który założył Pasiekę Nadbużańską w 1963 roku. Proszę opowiedzieć o początkach swojej pasji.
Kontakt z pszczołami miałem od urodzenia, bo Pasieka jest starsza ode mnie. Wspomnienia z tamtego okresu są niezbyt miłe. Kiedy inni chłopcy szli na boisko grać w piłkę, nas ojciec zabierał do pomocy w pasiece. Wówczas pszczoły były dużo bardziej agresywne od hodowanych obecnie. Całe lato chodziłem zapuchnięty tak, że niewiele na oczy widziałem.
Czyli miał pan w dzieciństwie trochę tych pszczół po dziurki w nosie.
Tak, nie była to moja pasja. Wybrałem zawód niezwiązany z pszczelarstwem. Dopiero w wieku około 30 lat na nowo odkryłem pszczoły.
Kiedy nastąpił ten moment, w którym pan wiedział, że pszczoły to będzie miłość na całe życie?
Kiedy zobaczyłem, co te pszczoły potrafią zrobić w ulu, nabrałem do nich takiego szacunku, że nie było hamulców…Skończyłem studium pszczelarskie i z wykształcenia posiadam zawód pszczelarza. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez pszczół. Na początku to żona miała zajmować się pszczołami. Kiedy urodziły się dzieci wpadliśmy na pomysł, że nauczy się tego fachu od ojca. Z uznaniem muszę przyznać, że ojciec w owym czasie był fachowcem w dziedzinie pszczelarstwa i sprawnie mu to szło. Przekonałem się o tym będąc w studium pszczelarskim. Gdy dla większości słuchaczy przekazywane wiadomości były nowością, ja po prostu już to wiedziałem. Szkoda więc było nie wykorzystać jego wiedzy i doświadczenia. Praca przy ulach to ciężki wysiłek fizyczny, dlatego żona bez przerwy prosiła o pomoc. Z czasem to ja coraz częściej jeździłem do pasiek, a żona zajmowała się pracą w pracowni. Nie było łatwo pogodzić pracę zawodową z powiększająca się pasieką. Przyszedł czas wyboru. O 8 lat zajmuję się tylko pszczołami.
Jakie rodzaje miodu można u pana pozyskać?
To zależy do sezonu i od tego, jakie będą warunki pogodowe. Pozyskujemy miody z mniszka, wielokwiatowy i akacjowy. Na łąkach nad Bugiem, których nie można kosić w okresie lęgowym ptaków jest dużo mleczy. Lipa jest kapryśną rośliną i nie każdego roku nektaruje. W Podlaskim mam dwie pasieki w pobliżu drzew akacji, ale w ostatnich latach wymroziło kwiatostany. Wożę też pszczoły na rzepaki. Miodu gryczanego pozyskujemy niestety ostatnio mikroskopijne ilości. Z wrzosów pozyskujemy miód tylko po to, żeby podnieść prestiż pasieki, bo jest on trudno dostępny. Nazywa się go królewskim miodem. Kilka lat temu wystąpiła spadź w lasach, to było sporo miodu spadziowego.
A co decyduje o wyjątkowości nadbużańskiego miodu?
Podobają się pani te tereny tutaj?
Tak, bardzo.
Przede wszystkim brak przemysłu, którego tu nigdy nie było. Niestety obecnie baza pożytkowa się kurczy. Jeszcze kilka lat temu tych nieużytków było dużo więcej, a teraz prawdopodobnie przez dopłaty unijne do powierzchni rolnicy zagospodarowują każdą piędź ziemi. W dzierżawy oddają, zespalają miedze, które były między polami, a pożytki giną. Nadbużański Park Krajobrazowy dużo nam daje, bo te łąki mogą być koszone dopiero późnym latem, po wylęgu ptaków. Także pozostają tereny nad Bugiem, a teraz głównie lasy i strefy ochronne są pożytkiem dla pszczół. Z tego, co obserwuję, to pszczoły oblatują rzepak, kiedy on zaczyna przekwitać. Widocznie, wtedy pestycydy przestają działać z taką intensywnością i dopiero pszczoły się tym interesują. W tej chwili zostają lasy i tereny chronione jak Nadbużański Park Krajobrazowy i Natura 2000. I tam się staramy te pszczoły umieszczać.
Posiada pan także wędrowne pasieki.
W tej chwili są zazimowane w 9 miejscach, a w sezonie pszczoły są rozwożone do 14-15 miejsc. Bywa, że jedna pasieka jest oddalona od drugiej o 400 km. I trzeba zdążyć. Na grykę pszczoły wywozimy pod granicę w podlaskim. W ostatnich latach pszczoły były wywożone i głodne przywożone, bo panowała susza. Niestety pożytki usychają i nie nektarują.
A wrzos?
Wozimy ule na zachód Polski.
W pasie nadbużańskim nie ma wrzosów?
Są, ale nie w takie skupiska, żeby móc z nich pozyskiwać miód czysty odmianowo. O stanie wrzosowisk dostajemy informację od zaprzyjaźnionego leśniczego. Z reguły wrzosy rosną na suchych terenach, dlatego ze względu na panującą w ostatnich dwóch latach suszę zrezygnowaliśmy z transportu pszczół na ten pożytek.
Właśnie, mając tak duże doświadczenie, jakie jest pana zdanie, czy teraz jest łatwiej czy trudniej być pszczelarzem?
Trudniej. Kiedyś nasi dziadkowie nie mieli dużych pasiek, za to u co drugiego stały po 2-3 ule za stodołami i kiedy miał czas, to chodził do pszczół, a jak nie miał, to nie. I te pszczoły jakoś sobie żyły. A dzisiaj pszczoła bez człowieka nie przeżyje, bo np. trzeba lekarstwa podać, głównie na warrozę. Bez ingerencji człowieka sobie nie poradzą. W tej chwili okres pożytkowy trwa 2,5 miesiąca. Obecnie nie ma późnych upraw, a w zasadzie w lipcu jest już po pożytkach. Rodzina musi bardzo szybko rozwijać się na wiosnę. Poza tym zmienia się metoda gospodarki. Ojciec mówi, że ule mamy takie same, ale teraz pracuje się w nich inaczej niż kiedyś. Teraz musi być szybki rozwój wiosenny, bo na wiosnę jest dużo kwiatów, i dzięki temu pszczoły przyniosą nektar. Muszą nazbierać tyle, żeby wystarczyło dla nich i dla nas. Żeby był bardzo dynamiczny rozwój wiosenny trzeba zazimować bardzo silne rodziny. Łączymy po dwie rodziny, żeby wiosenny start był jak najszybszy. Kiedyś ten pożytek był umiarkowany, nie za duży, ale trwał 4-5 miesięcy. A teraz się skróciło. Musi być siła. Kurczą się pożytki, a miodu na rynku coraz więcej. I to jest zagadka.
Rynek wspomaga się importem miodu z Chin?
Teoretycznie nie wolno przywozić z Chin, ale Polak potrafi. Kiedyś czytałem, że Polska jest jednym z największym producentów miodu w Europie, a Polacy jedzą najgorszy miód. Nasz miód się eksportuje, a w to miejsce sprowadza się produkt miodopodobny.
Etykiety zawierają niejasną informację o pochodzeniu miodu.
Ostatnio oglądałem program w TV, w którym podano informację, że co trzeci słoik sprzedawany w marketach jest sfałszowany. Na etykiecie napisane jest, że miód z Unii Europejskiej i spoza Unii. Nie ma obowiązku podawać procentowej zawartości miodu, bo to byłby np. 1 promil. Czy w ten sposób spełnia normy? Coraz częściej o tym się mówi, żeby znaleźć pszczelarza i pojechać zobaczyć, czy ma pszczoły, w jaki sposób pozyskuje miód i tylko tam kupować.
Czy działalność człowieka i postęp cywilizacyjny jest największym wrogiem pszczół?
Pewnie tak. Obecnie następuje chemizacja wszystkiego, chociaż rolnicy są coraz bardziej świadomi i na szczęście coraz rzadziej spotyka się opryskiwacze w akcji w czasie kwitnienia roślin. To nie do końca wina rolników, tylko oznaczeń na etykietach. Na co drugiej jest napisane, że nie dotyczy pszczół. To jest skomplikowana sprawa, bo metoda badania szkodliwości dla pszczół pochodzi z lat 60, kiedy jeszcze pestycydy miały natychmiastowe działanie i po 2-8 godzinach sprawdzało się szkodliwość. A dzisiaj działanie jest rozłożone w czasie i ten środek będzie działał dopiero po 8 albo 24 godzinach, a po trzech godzinach bada się jego szkodliwość. Po trzech godzinach jeszcze nic się nie dzieje z pszczołami, a na drugi dzień leżą całe roje martwe.
Nie tylko chemia dziesiątkuje pszczoły, bo mają one też naturalnych wrogów, np. szerszenie.
Te szerszenie były od zawsze, ale między innymi po to są pszczoły. W ciągu roku jedna rodzina pszczela dostarcza przyrodzie około 20-25 kilogramów biomasy i pokarmu z martwych pszczół. Ci naturalni wrogowie są wkalkulowani w ekosystem. Czasem zdarza się, że niedźwiedź rozwali ul albo sikorki niepokoją pszczoły. Jeśli są styropianowe ule, to dzięcioł czasami jakąś dziurę wytłucze, albo kuna wejdzie. To są przypadki, które były i są. Gorzej, kiedy ktoś 100 hektarów rzepaku w południe przejedzie i opryska.
Pszczoły są jedynymi owadami produkującymi żywność dla człowieka. Jakie są pożytki z pszczół?
Do pszczelarza trafia 20 procent zysku z hodowli pszczół. 80 procent dobroci z ula idzie dla środowiska. Aby był dobry miód należy przestrzegać dwóch zasad: nie pomagać pszczołom go zrobić i nie przeszkadzać go zrobić. Pszczoły wiedzą najlepiej jak zrobić miód, dlatego najlepiej jak najmniej zaglądać do pszczół przy pracy. Wtedy tylko, kiedy jest to niezbędne.
A czy to prawda, że pszczoły zbyt duże zainteresowanie odwzajemniają bolesnym użądleniem?
A co by pani zrobiła jakby ktoś do pani przyszedł i zaczął w domu buszować? Mówi się, że pszczoły znają pszczelarza i go nie żądlą. Ale moim zdaniem, to bardziej pszczelarz zna pszczoły i wie, jak się przy nich zachowywać, żeby nie wzbudzić ich agresywności. W jednym ulu można wszystko przestawiać i robić szybko, a w drugim ruchy muszą być wolniejsze.
Łatwo zdenerwować pszczoły?
Też zależy to od pogody, pory roku, albo od tego, czy jest pożytek. Na wiosnę pszczoły mają jeden cel: lecą prosto na kwiaty. Jak przychodzi późne lato i jesień i już mają zebrany zapas na zimę, to wtedy są bardziej agresywne, bo bronią gniazda. Warsztaty albo pokazy dla dzieci staramy się organizować w maju i czerwcu, wtedy kiedy jest kwiatów pod dostatkiem i pszczoły są bardzo łagodne.
A jak wygląda struktura społeczna pszczół?
W ulu żyją trzy osobniki: robotnica, królowa i trutnie. Królowa matka, wydawałoby się, że rządzi całą rodziną, ale absolutnie tak nie jest, bo całą rodziną rządzą pszczoły robotnice. A matka jest potrzebna do przekazywania genów i składania jajek. O tym jakie jajka i ile ich będzie decydują pszczoły. Pszczoły muszą zapewnić byt całej rodzinie, bronić rodziny i zbierać pokarm, żeby rodzina mogła funkcjonować. Truteń ma klawe życie, bo nic nie robi, ale do czasu, bo jego zadaniem jest zapłodnienie królowej. Jak już zapłodni, to w tym momencie ginie. Robotnica może wrócić tylko do swojego ula, bo jak przyjdzie do innego, to strażniczki nie pozwolą jej wejść. Inaczej tylko będzie w przypadku, kiedy będzie miała wole pełne nektaru i błądząc wejdzie do innego ula, wtedy strażniczki ją wpuszczą i zostanie na zawsze mieszkanką tego ula. Truteń to taki wolny strzelec i wszędzie jest chętnie przyjmowany. A jak będzie już niepotrzebny, to pszczoły go wyrzucą i nie wpuszczają do żadnego ula. W ten sposób trutnie giną.
A co robią pszczoły zimą?
Każdy się pyta, czy już obudziły się pszczoły, ale pszczoły nigdy nie śpią. Po prostu zapadają w letarg, metabolizm mają zwolniony i zachowują się jak każdy ssak. W zimie utrzymują stałą temperaturę w ulu. Tworzą taki kłąb wielkości piłki, w którego środku jest matka i w momencie bezczerwiowym w tej kuli utrzymują ciepło drganiem swoich mięśni. W tej kuli utrzymywana jest temperatura około 20 stopni, bo jeśli na zewnątrz byłoby np. minus 20, to one by zmarzły, więc się ze sobą zmieniają. Temperatura pszczół nie może spaść do 8 stopni, bo nie byłyby w stanie się poruszać, więc te, które są na zewnątrz kuli wchodzą do środka i tak wymieniając się ogrzewają. I ta kula cały czas przenosi się ku górze, bo pszczoły, żeby pracować muszą mieć zapewniony pokarm na okres zimy. Dopóki nie zrobi się ciepło i nie pojawi się pierwszy pożytek musi starczyć im tego pożywienia. Pod koniec stycznia lub na początku lutego w rodzinie pojawia się czerw tzn. matka zaczyna składać pierwsze jajeczka i one wtedy podnoszą w środku temperaturę do 35 stopni. Wtedy zaczyna szybko ubywać pokarmu. Pszczelarze nieraz mówią, że słuchali w lutym, czy pszczoły żyją, a w połowie marca wyginęły. Szybko zużywały pokarm, ponieważ musiały karmić czerw tymi zapasami, a poza tym potrzebowały energii do podniesienia o 15 stopni temperatury w kłębie. Większa praca to większe spożycie pokarmu.
Podobno pszczelarstwo zaraża, czy udało się panu zarazić kogoś tą pasją?
Tak, dużo znajomych. Może nawet aż za dużo, bo nie wszyscy sprostali tej profesji. Jeden z moich kolegów powiedział, że w życiu by nie sądził, że będzie zajmował się pszczołami. Na początku prosiłem go tylko o pomoc, bo mamy część pasiek w ulach warszawskich poszerzanych i nie da się samemu przenieść takiego ula. Trzeba kogoś wziąć do pomocy. Pomagał i teraz ma kilka swoich uli.
Czy pszczelarstwem może zajmować się każdy?
Pan Bóg stworzył pszczoły dla wszystkich, lecz opiekę nad nimi powierzył nielicznym. Nie każdy. Zanim się spróbuje hodowli pszczół, trzeba posiąść jakąś teorię, bo brak wystarczającej wiedzy to jedna z przyczyn chorób pszczół. Poza tym powtarzam zawsze, żeby przed założeniem pasieki popracować z jakimś pszczelarzem przez miesiąc albo sezon. W ten sposób zobaczyć, jak to jest, kiedy słońce nagrzeje do 35 stopni i trzeba w kapeluszu przy pszczołach pracować. Latem ludzie wyjeżdżają na urlopy albo wakacje, a tu trzeba iść do pszczół.
Polskie przysłowie mówi, że „kto ma pszczoły ten ma świat wesoły”. Czy pszczelarstwo służy zdrowiu?
Już Hipokrates stwierdził, że ‘’Dobrze jest gdy pokarm jest lekarstwem, a lekarstwo pokarmem”. Uważam, że to stwierdzenie świetnie odnosi się do właściwości produktów pszczelich. Nasza rodzina od lat leczy się „skarbami z ula”. Kiedy coś dolega stosujemy propolis, miód, pyłek kwiatowy i pierzgę. Coraz bardziej staje się popularna apiterapia, czyli leczenie produktami pszczelimi. Pierwsze centrum apiterapi powstało w Kazimierzu Dolnym.
W jaki sposób należy jeść miód, aby jak najwięcej z niego skorzystać?
Miód, jak i inne produkty pszczele zawierają masę bardzo wartościowych dla naszego zdrowia mikroelementów i witamin. Powinien być stosowany w profilaktyce i być stałym elementem na naszym stole. Należy pamiętać, że wszystkie produkty pochodzące od pszczół są bardzo wrażliwe na wysoką temperaturę, tzn. powyżej 40 stopni. Powyżej tej temperatury w znacznym stopniu tracą swoje właściwości. Pamiętajmy o tym podczas słodzenia herbaty lub kawy.
Ile kwiatów musi oblecieć pszczoła, żeby zebrać słoik miodu?
Pszczoła żeby wyprodukować kilogram miodu, oblatuje od 3 do 5 mln kwiatów. Lata z prędkością około 20 km na godzinę. Efektywna długość lotu, z którego pszczoły przyniosą nektar do ula to 2 km. Załóżmy, że w promieniu 2 km nie ma kwiatów, ale znajdują się w odległości 3 km, więc pszczoły będą latały te 3 km, bo nie mają wyjścia. Pszczoła wykonuje pracę skrzydełkami, dlatego musi się odżywiać. Zabiera z ula zapas miodu, żeby dolecieć do kwiatka. Zbiera nektar i leci z powrotem do ula, ale po drodze musi znowu się odżywiać i przylatuje „pusta”. Potem kolejny raz zanim wyleci, musi zabrać zapas z ula. I tak pszczoły noszą, a w ulu ubywa. Do 2 km pszczoła więcej przyniesie niż zabierze. Najlepiej, jeśli pożytki znajdują się do 500 metrów. Pszczoła, która musi pokonać kilka razy dziennie 2-3 km jest wykończona. A taka, która ma blisko, przynosi do ula i oddaje młodszym pszczołom na języczku kropelkę nektaru. A potem leci z powrotem. A młodsze pszczoły zajmują się przeróbką. Ostatni etap życia pszczoły to funkcja zbieraczki. Ona pracuje około 10-15 dni, zapracowuje się i ginie.
Teraz panuje moda trzymanie uli na dachach w dużych aglomeracjach miejskich. Co pan o tym sądzi?
Jestem tego wielkim przeciwnikiem. Mam nadzieję, że to tylko moda, a każda moda wcześniej, czy później mija. Jest to temat dość kontrowersyjny, który ma wielu zwolenników, jak i przeciwników. Dużo miejsca poświęca się w mediach na udowadnianie tego, że miód miejski jest równie dobry, a nawet lepszy od wiejskiego. Zdania są podzielone. Nie wspomina się jednak nic o życiu pszczół w takim ekosystemie. Pszczoły swego potomstwa nie nakarmią niezdrowym, zatrutym lub skażonym pokarmem. Wszystkie szkodliwe substancje pszczoły przefiltrują przez siebie zatruwając w ten sposób swój organizm. A mają co filtrować. Stwierdzono, że pszczoły żyjące w dużych miastach żyją o wiele krócej. Z moich obserwacji, jak i z wiedzy wyniesionej ze szkoły pszczoły z ładunkiem pyłku lub nektaru lecą na wysokości metr-półtora. Nieraz, zwłaszcza w chłodniejsze lub wietrzne dni padają ze zmęczenia na trawę przed ulem i odpoczywają. Nie wszystkim udaje się z powrotem poderwać i dotrzeć do celu. Naprawdę współczuję pszczołom, które obładowane pyłkiem lub nektarem muszą przy wietrznej pogodzie wzbić się na wysokość np. 17 piętra. Ile ich zginie na ulicach i balkonach?
Albert Einstein powiedział, że po wyginięciu pszczół po 4 latach ludzi czeka to samo.
Pewnie tak. 70-80 procent roślinności musi zostać zapylona przez owady, nie tylko pszczoły, bo też motyle, osy albo trzmiele. Pszczoła jako jedyny zapylacz przeżywa gromadnie. Takim efektywnym zapylaczem są tylko pszczoły, bo na wiosnę całą rodziną wychodzą na kwiaty. Reszta zapylaczy dopiero w połowie lata. Ale wtedy już jest niewiele do zapylenia, tylko chwasty. Pszczoły posiadają taką cechę jak wierność kwiatową. Jeśli znajdą jakiś pożytek, a obok zakwitnie inne pole, to one nie przerzucą się na to pole, dopóki nie zbiorą z tego na którym zaczęły. Pszczoły nie zostawiają w połowie niezapylonego pola.
W jaki sposób należy przechowywać miód?
Miód ma silne właściwości higroskopijne. Jeśli będzie stał w wilgotnym miejscu, to będzie tę wilgoć chłonął. Kiedy zawartość wody wzrośnie do 25 procent, to miód będzie fermentował. Często panie trzymają miód w szafce przy okapie, a podczas gotowania para się unosi, a ten słoik jest albo nie jest dokręcony. Słodząc miodem herbatę tą samą mokrą łyżeczką dostarczamy wilgoć do słoika. Poza tym miód się łatwo przetrzymuje. A jeżeli chcemy zachować go na 2-3 lata to można nawet zamrozić. Przechowywać można w temperaturze około 18 stopni szczelnie zamknięty w nienasłonecznionym miejscu. Dzieciom do roku nie powinno podawać produktów pszczelich, ponieważ w miodzie są mikroskopijne ilości jadu kiełbasianego i nie wiadomo jak zadziałają na takiego oseska. Chociaż myśmy swoim dzieciom często maczali smoczek w miodzie.
Najważniejsze - czego człowiek może nauczyć się od pszczół?
Chyba wszystkiego. Pszczołom nikt nic nie każe. Każda pszczoła po wylęgnięciu, wie czym ma się zajmować. Panuje tam hierarchia, nikt się nie burzy i nie buntuje. Wszystko jest poukładane i chodzi jak w zegarku, a każdy trybik pasuje. Od pszczół możemy nauczyć się pracowitości i dyscypliny. Jedna jedyna pszczoła nic nie znaczy, tylko gromada. A ludzie często żyją tak jakby każdy żył tylko dla siebie.
Rozmawiała Ewelina Wolska