Bieda nasza powszednia
Społeczeństwo ubożeje, szczególnie widoczne jest to w małych miasteczkach i na wsi. O tym, że ludziom żyje się coraz trudniej i mają coraz mniej pieniędzy, świadczą wypowiedzi właścicieli sklepów, a także trudności
w sprzedaży swoich wyrobów przez rzemieślników. Sprzedaż na tzw. kreskę także nie należy do rzadkości.
Jeszcze do niedawna ubóstwo występowało przede wszystkim w rodzinach patologicznych i u emerytów. Wraz ze zmianami ustrojowymi i gospodarczymi, przy wzrastającym bezrobociu sfera ubóstwa rozszerzyła się i objęła swoim zasięgiem także inne grupy społeczne. Dotyczy przede wszystkim rodzin wielodzietnych, niepełnych oraz rodziny osób starszych, którzy utrzymują się ze świadczeń wypłacanych przez państwo.
Pogorszyła się także sytuacja rodzin związanych z rolnictwem. Mieszkańcy wsi są szczególnie narażeni na biedę.
„Res sacra miser”
W Warszawie, przy Krakowskim Przedmieściu, na jednym z zabytkowych starych domów, widnieje wyryta w murze sentencja: „Res sacra miser” („Nieszczęśliwy rzecz święta”). Polacy łaciny nie znają i może właśnie dlatego przechodnie mijają ten napis bez wzburzenia. Tak naprawdę - hasło tej treści, w zrozumiałym języku ojczystym, nie zgromadziłby wielu zwolenników. Biedy nie akceptujemy. A już próba uczynienia z niej cnoty - bulwersuje. Niestety, dokonujące się przemiany ustrojowe zwróciły powszechną uwagę opinii społecznej na ludzi żyjących poniżej standardu socjalnego czy nawet biologicznego. Ludzie biedni są wyzwaniem dla dostatnio żyjącej części społeczeństwa.
W kolejce po zasiłek
W większości Urzędów Pracy naszego regionu liczba osób zarejestrowanych nie zmniejsza się. Ogólnie wiadomo, że z pracą jest źle. Bezrobocie stało się jednym z najważniejszych zagrożeń i problemów społeczno-gospodarczych w Polsce lat dziewięćdziesiątych. Szczególnie niepokojący jest wzrost bezrobocia wśród młodzieży. Dziś jedna trzecia zarejestrowanych bezrobotnych to młodzi ludzie poniżej 24 roku życia. Są to świeżo upieczeni absolwenci szkół średnich lub wyższych, dla których pierwszym doświadczeniem „zawodowym” jest zazwyczaj wizyta w Urzędzie Pracy. Skala bezrobocia wśród młodzieży osiągnęła niebezpieczne rozmiary i stanowi zagrożenie dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa. W Polsce wschodniej ten problem występuje ze zdwojoną siłą. Dlatego młodzi ludzie „za chlebem” opuszczają rodzinne wsie i miasta i szukają dla siebie miejsca w wielkiej aglomeracji, jaką jest Warszawa lub inne miasta wojewódzkie. A i tam perspektywy są coraz gorsze.Miejsc pracy nie przybywa. Mury szkół opuszczają dopiero co zachłanni na życie, a już stopniowo frustrujący się młodzi ludzie, zasilające szeregi osób nikomu w Polsce nie potrzebnych. Tymczasem w stolicy bezrobocie wzrosło w ubiegłym roku dwukrotnie, a kłopoty ze znalezieniem pracy zaczynają mieć już absolwenci renomowanych warszawskich uczelni. Podobnie jest w większych miastach wojewódzkich. – Szkołę średnią skończyłem w ubiegłym roku. Większość czasu poświęcam na szukanie jakiejkolwiek pracy. Niestety, w mieście jest to niemożliwe. Byłem w kilku zakładach oraz kilkunastu firmach prywatnych. Wszędzie słyszałem tylko dwa słowa – nie ma. A żyć trzeba, w domu jest nas sześcioro. Ojciec od kilku lat na bezrobociu, matka na rencie. Trochę handluję, pomagam na budowach. Jest to jakiś grosz, który dokładam do wspólnej kasy. Ogólnie jest źle i nie wiadomo kiedy będzie lepiej – mówi 19- letni Marek z Sokołowa.
Wielu pod kreską
Od pewnego czasu jedną z najpopularniejszych form zakupu jest otrzymanie towaru na tzw. kreskę. Zadłużają się nie tylko emeryci czy bezrobotni, ale i ci, którym pensji nie wystarcza do pierwszego. Dobrze, gdy właściciele sklepów zgadzają się na taką sprzedaż. Gorzej, gdy trzeba płacić od razu. – Do takiej formy zakupu zmusiła mnie sytuacji materialna. Niewielka pensja męża, troje dzieci na utrzymaniu. Dobrze, że to znajomi prowadzą ten sklep. Co kilka dni biorę najpotrzebniejsze artykuły. Płacę zawsze na koniec miesiąca. Wiem, że nie jestem jedyną taką klientką. Początkowo czułam się upokorzona taką sytuacją. Później zrozumiałam, że innego wyjścia nie mam – opowiada mieszkanka jednej z wsi niedaleko Repek. Nie wszędzie jednak możliwość zakupu na kredyt istnieje.
W dużych sklepach czy marketach za towar trzeba płacić przy kasie. I nie chodzi tutaj tylko o zaufanie. – Dawałam na kredyty kilkunastu osobom. Byli to najczęściej emeryci, kobiety mające na utrzymaniu kilkoro dzieci i bezrobotni. Teraz przestałam. Przypadkiem zobaczyłam jak jeden z „moich” klientów zakupiony na kreskę towar oddaje za kilka flaszek wódki – opowiada właścicielka niedużego sklepu w gminie Sokołów. O tym, że społeczeństwo biednieje świadczą zakupy towarów tzw. luksusowych. Właściciele sklepów z AGD, kosmetycznych czy ze sprzętem elektronicznym mówią wprost o spadku obrotów. – Owszem klienci, odwiedzają nasze sklepy. Jednak kupuje jeden na dziesięciu – twierdzi jeden z nich. Wiele osób decyduje się na sprowadzane z Zachodu, używane sprzęty gospodarstwa domowego, telewizory, a nawet meble. Są tańsze. Ale czy lepsze?
Po odzież do „ciuchlandu”
Zakupy w sklepach z odzieżą używaną są dla wielu szansą na dostanie czegoś taniego, modnego i w dobrym stanie.
Wbrew opiniom istnienie tego typu sklepów nie stanowi zagrożenia dla polskiego przemysłu tekstylnego. Jest pewną alternatywą dla tanich ubrań sprowadzanych z Azji. Poza tym w tej branży pracuje ponad 40 tysięcy osób.
Ceny ubrań nowych znacznie przewyższają te, które proponują nam tzw. „ciuchlandy”, zaś przy istniejącej biedzie, nie wszystkich stać na zakup towaru nowego. Choć w dużych miastach zaopatrywanie się w takich sklepach stanowi element mody, to na naszych terenach ich klientami są najczęściej emeryci i renciści, bezrobotni, rolnicy oraz rodziny wielodzietne, wszyscy o bardzo niskich dochodach. Niektórzy zaglądają do takich sklepów co kilka dni.
Opieka społeczna pomaga Najważniejszym zadaniem ośrodków pomocy społecznej jest zaspokojenie niezbędnych potrzeb życiowych osób i rodzin oraz umożliwienie im bytowania w warunkach odpowiadających godności człowieka. Z pomocy korzysta wielu. Od kilku lat współpracują one z wieloma instytucjami i organizacjami ustalając, i realizując różne formy pomocy. Wspólnie z innymi organizacjami, instytucjami, firmami, dla dzieci z rodzin ubogich organizowane są wyjazdy, imprezy charytatywne, a także plenery, choinki noworoczne. Zdarza się, że ośrodki występują do rejonu energetycznego z prośbą o bezpłatne podłączenie prądu, umorzenie odsetek od zaległości lub rozłożenie ich na raty rodzinom będącym w szczególnie trudnej sytuacji. Pokrywane są także koszty wyżywienia dla takich dzieci, a uczęszczających do przedszkoli i szkół.
Potrzeby osób i rodzin, które spełniają wymogi do korzystania z pomocy społecznej są duże, niestety środki na pomoc niewystarczające.
Wsi spokojna, wsi wesoła
Sytuacja materialna mieszkańców wsi także nie należy do najlepszych. – Jest ciężko, trudno jest wyżyć. Mąż jest murarzem, w sezonie letnim trochę dorobi. Pieniądze te najczęściej idą na wyszykowanie trojga dzieci do szkoły. Raz w tygodniu jadę na targ. Parę groszy, które uhandluję za jajka też się przydadzą. Najgorzej jest zimą, opał kosztuje. Ale nie narzekamy. Żyć trzeba – stwierdza nieco filozoficznie 45-letnia Jadwiga, mieszkanka jednej ze wsi koło Bielan.
Według opinii badanych około 31 procent gospodarstw domowych, czyli około 12 mln osób żyje w rodzinach, w których dochody nie wystarczają na utrzymanie. – Wieś może i jest spokojna, ale czy wesoła – powiedział, parafrazując słowa poety, siedzący pod sklepem w centrum jednej z wsi ponad 80-letni jej mieszkaniec.
Czekając na cud
Czasy kiedy każdy kto chciał, mógł pracować minęły bezpowrotnie. Zakłady liczące niekiedy trzytysięczną załogę zbankrutowały, a te które pozostały, raczej redukują niż zatrudniają. Młodzi ludzie, kończący szkołę wyjeżdżają na studia lub „za chlebem” do większych aglomeracji. Ci, co tutaj mieszkają, wierzą, że będzie lepiej. Bo i co im pozostaje, tylko ... czekać na cud.
LESZEK KOPER
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu