Adwentowe instrumenty pana Eugeniusza
Eugeniusz Szymaniak z Dzierzb jest wykonawcą sygnału na ligawce i mistrzem w sztuce tworzenia dętych, drewnianych instrumentów ludowych, prawdopodobnie najstarszych spośród wszystkich instrumentów, znanych głównie na Podlasiu. Podczas warsztatów ligawkowych wprowadza w arkana gry na tym instrumencie młodsze pokolenia, dzieląc się swoją wiedzą. Z panem Eugeniuszem porozmawialiśmy o jego wyjątkowej pasji.
Ligawki jako instrumenty muzyczne są elementem naszej kultury i ten element został wykorzystany w życiu religijnym. Dlaczego na ligawce gra się akurat podczas Adwentu?
- Ligawka jest drewnianym instrumentem dętym, ale nie wykonuje się na niej gry w ciągu całego roku. Gra się na niej tylko w Adwencie. W trakcie roku można występować na rozmaitych festynach, ale nie może być używana jako całoroczny instrument. Rolą jej jest oznajmianie, że oczekujemy nadejścia Stwórcy świata, narodzin Pana Jezusa. Do tego mamy melodię, która składa się z trzech części: dwie są takie same, trzecia jest troszeczkę inna, bo ma wyciągającą końcówkę. Jest to związane z rokiem liturgicznym Kościoła katolickiego, można powiedzieć, że jest to „Boży instrument”. Na ligawce zaczynam grać w momencie rozpoczęcia Adwentu, a ostatni raz gram przed pasterką w Wigilię Bożego Narodzenia. Potem, stawiam ligawkę w kącie i ona czeka rok na kolejny Adwent.
Jest pan weteranem gry na ligawce, proszę opowiedzieć jak zaczęła się pana historia gry na tym instrumencie?
- Po ojcu przejąłem grę. Mając 3 lata zacząłem wydobywać na ligawce pierwsze melodie. W wieku 12 lat grałem już po mistrzowsku jak mój ojciec. Ojciec urodził się w 1918 roku i przejął starą ligawkę po wuju Walendziku, który już nie dał rady grać. Pamiętam jak przed każdym sezonem grania brał pogrzebacz, który służył do komina i uszczelniał gorącą smołą wszystkie szpary. Ligawka musiała być szczelna. Potem przelewał ją jeszcze wodą, opierał koło studni, i zostawiał na noc na mrozie, żeby lód uszczelnił szpary. Kiedyś wieczorami chodziło się na „posiadywanki”. Mężczyźni wtedy grali w karty, a kobiety zostawały w domach, robiły dywany, albo przędły len. Pamiętam jak ojciec wracał w nocy ze wsi, to brał ligawkę i zawsze zagrał melodię, której mnie nauczył. Ojciec podsuwał mi tę ligawkę, ale jak zagrałem, to nieraz się denerwował, bo on grał po mistrzowsku. Teraz nie ma takiego gracza, jak byli kiedyś. Ojciec potrafił na ligawce nawet polkę zagrać. Niestety długo się nie nacieszyłem, bo rozsypała się nam ta ligawka. Jak mój ojciec grał, to dwaj moi koledzy przychodzili i słuchali. Pamiętam, że raz chcieli na niej w jednym czasie zagrać. Jeden ciągnął w jedną stronę, drugi w drugą i rozsypała się w rękach. Dzisiaj miałaby około 200 lat. Ten ustnik mam do dzisiaj i trzymam go na pamiątkę. Mając 20 lat poszedłem do wojska. Kiedy służyłem w wojsku, zmarł mój ojciec i skończyło się. Zająłem się gospodarstwem, bo matka została sama z całym dobytkiem. 40 lat nie zaglądałem do tego instrumentu.
Na szczęście dzięki żonie wrócił pan do gry.
- Tak, było 40 lat przerwy. Żona pochodzi z sąsiedniej wioski i ona słyszała jak mój ojciec i ja grywałem na tym instrumencie. Mówiła: „grałeś pięknie jak twój ojciec.” Ligawki jeszcze nie umiałem zrobić, bo nie miałem z tym styczności, wtedy prowadziłem duże gospodarstwo. W tym czasie odbywały się przeglądy gry na ligawce w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Pojechaliśmy tam w 1997 roku szukać ligawki. Przyjął nas ówczesny dyrektor Kazimierz Uszyński, który zachęcał, żebym wziął udział w konkursie. Na początku pożyczyłem ligawkę od nieżyjącego już Zygmunta Kwieka z Wieski. Nie widziałem ligawki 40 lat, musiałem przypomnieć sobie jak się na niej gra. Zagrałem, ale te dźwięki nie wychodziły jak trzeba. Ta pożyczona ligawka nie była dobra. Potem w Ciechanowcu kupiłem drugą. Ustnik miała taki jak ta od mojego ojca i wydawała inny dźwięk niż ta pierwsza. Poznałem, że ta ligawka pochodzi z naszego terenu. Jak na niej zagrałem, to słychać było głos na 10 kilometrów, i legacze zza drugiej strony Bugu mi odpowiadali. Wygrałem wiele konkursów na niej. Potem w 2001 roku zrobiłem swoją pierwszą ligawkę.
Wykonał pan własnoręcznie do tej pory około 300 ligawek. Kto nauczył pana tej sztuki?
- Robienia instrumentów z drewna nauczyłem się sam, bez żadnej pomocy. Pamiętam, jak pojechałem do lasu, znalazłem gałąź, a to był starodrzew. Jan Maliszewski wtedy robił ligawki, pożyczyłem od niego dłuta, bo on był kowalem. Wtedy podjąłem się zrobić ligawkę. I tę pierwszą ligawkę mam jeszcze do dzisiaj. Myślę, że to Pan Bóg dopomógł mi ją zrobić i zagrać na niej właściwą melodię. Wygrywałem na niej pierwsze miejsca na konkursach: w Siedlcach, w Chlewiskach i w Liwie. W Domu Kultury w Łochowie jest moja ligawka z rondem wielkości 12-litrowego wiadra. Dzieci z ciekawości wkładały do niej głowę i sprawdzały, czy coś w niej nie siedzi w środku. Miała długość 2,7 m. Co drugi uczestnik „Powiatowych Prezentacji Gry na Ligawce” w Sokołowie Podlaskim grał na ligawce wykonanej przeze mnie. Można je poznać po wyrobie. Mam też jedną trombitę, ale ich nie wykonuję, bo na naszym terenie one nie funkcjonują, bo pochodzą z Podkarpacia. Na Kaszubach mają bazuny. Tylko dla naszego terenu charakterystyczne są ligawki.
Na corocznych konkursach legaczy podkreśla pan, że warto podtrzymywać tradycję i grać hejnał adwentowy charakterystyczny dla legaczy po tej stronie Bugu. Właśnie tę melodię stara się pan ocalić od zapomnienia. Czy ma pan może do niej nuty?
- Tak. Mam ułożone nuty do tej melodii. Zanuciłem właściwą melodię kierownikowi muzycznemu w Gminnym Ośrodku Kultury w Jabłonnie Lackiej, panu Jackowi Kubickiemu, a on ułożył do tego nuty. Podkreślam, że to jest prawdziwa adwentowa melodia. Ojciec mnie nauczył tej melodii, bo legacze z Ciechanowca grają po ciechanowiecku. My grajmy to, co przekazało nam starsze pokolenie.
Dawniej muzykanci na wsiach nie grali z nut, a pod melodie podkładali krótkie wierszowane słowa, by było łatwiej zapamiętać melodię. Legacze z Ciechanowca znają kilka słów: „Adwentu, Adwentu cztery niedziele”, a czy zna pan też słowa, które można podłożyć pod tę melodię, którą pan podał?
- Gram adwentową melodię, ale tekstu do niej nie podkładam. Różne wzory melodii wprowadzają ci, co nie umieją grać na ligawce. Adwentowa melodia składa się z trzech zwrotek. Tekstu do tej melodii nikt nie zna w całości, nie dowiedziałem się też tego od ojca. Legacze z Ciechanowca znają kilka słów: „Adwentu, Adwentu cztery niedziele”, ale nie jest to całość, bo brakuje jeszcze pozostałych słów. Trzeba tego szukać, ale kto je znajdzie, jeśli nie ma już starszych legaczy? Ci, co ze mną grali - Józef Milik, Zbigniew Kwiek i Józef Gałaguz już nie żyją. Nie jest tak łatwo teraz złożyć te słowa do melodii.
Proszę powiedzieć, w jaki sposób buduje się te instrumenty?
- Ligawki buduję ze wszystkich drzew, jedynie dąb nie nadaje się na ligawkę. Drzewa owocowe nadają się tylko na ustniki, jak te z jabłoni i czarnego bzu. Drewno powinno być twarde, suche, najlepiej starodrzew. Przeważnie zanim rozpocznę pracę, drzewo musi być rok wcześniej sezonowane, utrzymane w chłodnej temperaturze, w cieniu. I dopiero potem biorę się do pracy. Pień musi być z obu stron równy. Dla mnie ważny jest kształt. Jeśli gałąź jest łamana, to wyprowadzam kształt według łamania. Ligawka powinna być wygięta jak róg, ale gałąź nie może być zgięta w boki. Doprowadzam ją do właściwej formy, ale kształt gałęzi jest naturalny. Wyszlifowaną z zewnątrz rozcinam na połowę. Instrument składa się z dwóch wyżłobionych dłutem i młotkiem połówek. Przeważnie każda ligawka musi dostać około 50 tys. stuknięć, tylko jak jest mniejsza, to mniej. Nie może być żadnego sęka. Wszystko musi być wyrównane. Później biorę się do klejenia i malowania z zewnątrz, przeważnie maluję lakierobejcą. W środku ligawki nie wolno malować, ponieważ drewno musi oddychać. Z zewnątrz ozdabia się sznurkiem albo wikliną. W każdej trzeba ustawić ustnik - albo węższy jak do trąbki, albo szerszy. Nieraz pytają mnie, ile czasu robię taką jedną ligawkę. Mówię, że nie zaczynam jednej, tylko jak zaczynam to kilka i robię je wszystkie etapami. I systematycznie je dokańczam.
Patrzy pan na gałąź i już wie, która z nich będzie „grała”?
- Tak. Wiem, która będzie grała. Nieraz jak jedziemy po drzewo, to patrzę w górę i mówię do żony: „zobacz jaka ładna gałąź”. Z daleka widzę i wiem, że ta już jest moja. Mogą być trzy razy łamane gałęzie na ligawki, ale nie może być wykrzywiona w bok. Ona musi być wyważona, żeby nie przeważała na jedną stronę. Ustnik musi być w niej dopasowany jak w trąbce.
Ligawki dawniej były instrumentami pasterskimi i często pełniły funkcje sygnałowe. Obecnie nie bez powodu określane są mianem „trąb archanielskich”, bo mają mocny i głęboki ton. Proszę powiedzieć, co sprzyja grze na ligawce?
- Kiedyś nie było telefonów. Pasterze wypasali owce i mieli swoje sygnały. A sygnał ligawki był słyszany nawet bardzo daleko, bo niósł się razem z wiatrem. Ligawka jest wymagającym instrumentem, musi być dokładnie zrobiona - lekka do trzymania i grania. Do gry potrzebna jest też odpowiednia pogoda. Jak jest wilgoć w powietrzu albo wichura to instrument nie zagra. To jest instrument wymagający czystego powietrza. Najlepsza pogoda jest wieczorem, przy gwieździstym niebie, jak świeci księżyc i wiatr wieje w jednym kierunku, bo pod wiatr nie da się zagrać. Nieraz echo niosło się jak w górach, a innym razem dźwięk się tłumi i nawet najlepszy muzykant nie zagra, bo wszystko musi być dopasowane. Jak zagram czysto jestem zadowolony. Żona mówi: „dobrze ci poszło”. Najlepszy do grania jest mróz od -5 do -10 stopni. I jak słyszę, że sąsiad kończy, wtedy ja zaczynam grać.
A w jakim celu kiedyś przelewało się ligawki wodą?
- Kiedyś ligawki kleili woskiem albo smołą i w miejscu klejenia powstawały szpary, a ligawka musi być szczelna. Jak przelewano wodą, to wtedy drewno pęczniało w instrumencie i lód uszczelniał otwory, a kiedyś przeważnie były duże mrozy. Obecne instrumenty są już klejone dobrym stolarskim klejem, i nie rozszczelniają się, dlatego nie trzeba przelewać wodą. Instrumenty są wykonywane „na sucho”, i trzeba je trzymać w suchych pomieszczeniach.
Ligawki są dość ubogie w swoich możliwościach muzycznych, czy trzeba być też uzdolnionym muzycznie, żeby na grać na ligawce?
- Ligawka jest wymagającym instrumentem. Muzyk bez słuchu nie będzie wiedział, co grać. Trzeba mieć też chęć do nauki, bo niejeden zaczynał naukę, a potem nie kończył. Na ligawce należy grać dokładnie to, co przekazało nam starsze pokolenie. Nie wolno łączy rock&roll’a z polką. Zawsze pytam: dlaczego nie przekręca się Chopina? Na koncertach chopinowskich należy grać dokładnie tę samą melodię, którą grał Chopin i ani nuty więcej ani mniej. I tak samo powinno być na przeglądach gry na ligawce.
Która z ligawek jest najbliższa pana sercu?
- Ta, na której gram. Zrobiłem ją sam w 2011 roku z jesionu. I to z nią wszędzie jeżdżę. Umiem zagrać na każdej ligawce, ale na konkurs mam jedną wybraną, bo do każdej ligawki trzeba się przystosowywać. Pierwsza, ta sosnowa była zrobiona w 2001 roku, grałem na niej przez 10 lat. Nie da się grać na wszystkich ligawkach, trzeba wybrać jedną, bo każdy ustnik ma inne wejście, a tu trzeba się przyzwyczaić.
Co chciałby pan powiedzieć czytelnikom?
- Jestem człowiekiem honoru. Słowa, które wyznaję to: Bóg, Honor i Ojczyzna. Nie lubię patriotów, którzy idą lewą stroną. Patrioci powinni iść zawsze po prawej stronie.
« wróć | komentarze [0]
Dodaj komentarz
Komentarze do tego wpisu
Nie utworzono jeszcze komentarzy dla tego wpisu